♥ Bratnie Tusze ♥
Sisterhood in fatness, fitness & happiness -
czyli ciałopozytywnie o życiu, tyciu i odchudzaniu
ODCHUDZANIE: perfect timing, motherfucker!
nigdy nie zrozumiem tego fenomenu. ilekroć postanowię, że oto teraz-zaraz-natychmiast idę na całość: wdrażam dietę, codzienne treningi i resztę konkretów mój organizm wykonuje przedziwną woltę, która ociera się o majstersztyk autosabotażu i sygnalizuje mi, że oto… taaaa-daaam! powitajmy grypę! galopujące osłabienie, smarki do pasa, ból głowy, gardła i mięśni. ale oczywiście jak chcesz, to wdrap
ODCHUDZANIE: mała syrenka i kanibalizm
kwestia odchudzania leży mi na sercu oraz w jego bezpośredniej okolicy, dlatego też za radą Ali postanowiłam skurczyć objętość mojego żołądka, wykorzystując do tego celu… sardynki. albo szprotki. no te rybie mikrusy w małych puszeczkach, wiecie. przepis jest prosty: małą puszkę rybek zjadamy rano z dodatkiem zieleniny. nie czujemy głodu do godziny 14.00, kiedy to
ODCHUDZANIE: na sucho to nawet trawa nie rośnie
poranny urobek orbitrekowy z pustym żołądkiem okazał się totalną porażką. nie wiem, skąd u rozmaitych “specjalistów” pomysł treningów na czczo? że niby będę spalać więcej tłuszczu? czy spalać się? bo różnica jest zasadnicza. brak paliwa skutkuje u mnie wydolnością na poziomie zero, zadyszką, zawrotami głowy – mimo wypicia w trakcie 1,5l wody mineralnej – oraz
ODCHUDZANIE: dzień 15-19 || wyższa matematyka
przeprosiłam się z orbitrekiem i nakurwiam, nakurwiam, nakurwiam. chciałabym użyć jakiegoś elegantszego czasownika, ale żaden inny nie przychodzi mi do głowy, więc musicie mi wybaczyć. tym bardziej, że każde z moich zderzeń z rzeczywistością jest brzydkie i bolesne – i tak coś, co na filmikach motywacyjnych miało wyglądać tak: u mnie niestety wygląda tak: i
ODCHUDZANIE – dzień 14 – chirurgicznie? anorektycznie? … kretynicznie!
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
ODCHUDZANIE – dni 4 – 13 czyli: Teraz będzie po mojemu!
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
ODCHUDZANIE – dzień 03 – piątek, 10.01.2014: fucked up.
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
ODCHUDZANIE – dzień 02 – czwartek, 09.01.2014: tylko spokój może mnie uratować.
aktualnie moje nastawienie do diety i odchudzania jest bardzo nieentuzjastyczne. w ogóle do rzeczywistości mam stosunek mocno sceptyczny. podobno PMS to mit i ściema. więc nie wiem, może po prostu mam amebę. albo reumatoidalne zapalenie czasoprzestrzeni. 6.00 I POSIŁEK: – BRAK !!! :((( 8.00 II POSIŁEK: – BRAK !!! :(((
ODCHUDZANIE – dzień 01 – środa, 08.01.2014: chcę umrzYć.
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
rolowanie blanta na bekstejdżu
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
roztrzepane kobiety potrzebują ciągłej podniety…
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 21-25 (czw-pon, 24-28.10.2013): zioła, zwidy i flawonoidy
ostatnia notką (na temat odkwaszania, odrobaczania i ziół) niechcący wsadziłam kij w mrowisko – żeby nie powiedzieć… palec w kupę. jako że szanuję wasze kiszki stolcowe, nie zamierzam was namawiać do picia szałwii z piołunem ani robienia sobie lewatywy – być może sama za miesiąc stwierdzę, że był to pomysł z gatunku tych poronionych i
każdy z nas ma bogate życie wewnętrzne…
uwaga, wrażliwi! nie czytać! ostrzegałam. nie od dziś wiadomo, że lubię uchodzić za osobę mega skomplikowaną o zajebiście przebogatym życiu wewnętrznym. deal with it. no ale co za dużo, to i świnia nie zje. dlatego też, analizując dogłębnie kwestię mojej diety i odnowy moralno-biologicznej, zaczęłam się ostatnio zaczytywać w fascynujących wątkach z pogranicza science-fiction, które
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 18, 19, 20 (pon-śr, 21-23.10.2013): just DON’T.
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 17 – niedziela, 20.10.2013: wszystko jest kwestią decyzji.
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 16 – sobota, 19.10.2013: siła woli. wola mocy. próba charakteru.
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 15 – piątek, 18.10.2013: chcieć to móc. albo jakoś tak.
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 14 – czwartek, 17.10.2013: Cooking Mama – Disaster Style!
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 13 – środa, 15.10.2013: Bilans Zdrowia Starego Grubego Dziecka
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 12 – wtorek, 15.10.2013: odchudzanie to stan umysłu.
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 11 – poniedziałek, 14.10.2013: Blood Sugar Sex Magik
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 10 – niedziela, 13.10.2013: umiarkowanie, asceza i emigracja wewnętrzna
odkąd zaczęłam być na diecie, a przez to bacznie zwracać uwagę na jedzenie, czyli istotny element towarzyszący moim kontaktom międzyludzkim w Posłańcu Uczuć, zauważyłam w sobie pewną zmianę. otóż: jestem emocjonalnie odłączona. nie tylko od jedzenia. od ludzi także. nienaturalnie wycofana z kontaktu. pilnuję się, powstrzymuję, przemawiam sobie w myślach do rozsądku, negocjuję, karcę,
Mistrzyni Organizacji Czasoprzestrzennej
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 08 – piątek, 11.10.2013: chcę chodzić jak w zegarku…
Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
Czy odchudzanie w ogóle może być CIAŁOPOZYTYWNE?
Odnoszę czasem wrażenie, że w dobie, zyskującej coraz większą popularność, “ciałopozytywności” – odczuwanie jakiegokolwiek dyskomfortu w związku ze swoją wagą, figurą czy wyglądem traktowane nie tylko jako objaw braku samoświadomości i samoakceptacji, ale wręcz fatfobii.
Według powierzchownie rozumianej ciałopozytywności – każda kobieta jest boginią i powinna akceptować siebie bezgranicznie, nie mieć żadnych kompleksów oraz kochać i celebrować swoją cielesną bujność.
W tym ujęciu jakiekolwiek niezadowolenie ze swojego wyglądu czy próby schudnięcia są objawem emocjonalnej niedojrzałości i próżnej pogoni za przemijającym pięknem, a co więcej – przyjęciem na siebie jarzma patriarchatu i zgodą na przedmiotowe traktowanie kobiet. Czy jakoś tak…
Żeby było jasne: szanuję grube dziewczyny. Podziwiam te, które twierdzą, że czują się piękne i szczęśliwe. Być może nawet im zazdroszczę. Niestety, nie jestem jedną z nich. Jestem sfrustrowaną grubaską, która po raz kolejny próbuje zrzucić 30 kg. Właśnie z miłości i szacunku do własnego ciała, bo znów chcę być zdrowa, silna i sprawna.
Moje przygody z odchudzaniem
W kwestii odchudzania przerabiałam już niemal wszystko: od ryzykownych przygód z najbardziej absurdalnymi głodówkami z internetów, przez żenujące próby wytrwania na dietach układanych przez „specjalistów”, po heroiczne wysiłki w stawianiu sobie w miarę racjonalnych ograniczeń żywieniowych… O tym, jak z wiotkiego dziewczęcia przemieniłam się w sympatycznego wieloryba możecie przeczytać TUTAJ.
Od kilku lat w rozpaczy i desperacji szukałam w internecie najszybszego sposobu na schudnięcie. Niestety znalazłam parę diet, głodówek i absurdalnych porad, które okazały się opłakane w skutkach, spowalniając mój metabolizm i rozwalając gospodarkę insulinową, przez co nie tylko utyłam jeszcze bardziej, ale i doprowadziłam swój organizm do insulinooporności.
O jednej z najgłupszych i najbardziej szkodliwych (według mnie) „diet” – czyli Lemon Detox Diet (inaczej: Master Cleanse) – możecie poczytać TUTAJ – szczerze nie polecam i z całego serca odradzam! Moim kolejnym błędem dietetycznym były tabletki rzekomo spalające tłuszcz – o perypetiach z Ketonem Malinowym przeczytacie TUTAJ Kolejne „cudowne diety” z popularnych portali internetowych doprowadziły mnie stanu, w którym ważyłam 85 kg – o moich rozpaczliwych próbach schudnięcia możecie przeczytać TUTAJ oraz TUTAJ.
W końcu, kiedy już totalnie straciłam nadzieję, trafiłam program żywieniowy Metabolic Balance (o jego zasadach możecie przeczytać TUTAJ, a mój jadłospis poznać TUTAJ). W marcu 2014 roku wyrzuciłam całkowicie z jadłospisu węglowodany proste, gluten i laktozę. W ciągu kilku miesięcy schudłam 20 kilogramów. Przez 2 lata, jedząc normalnie, utrzymywałam wagę 65-70kg, wspomagając się terapią kognitywną na podstawie książki Dr Judith Beck „“Myślenie wyszczuplające. Dieta Dr Beck” (możecie o niej poczytać TUTAJ ). Niestety, problemy osobiste i skłonność do “zajadania negatywnych emocji” sprawiły, że znów zaczęłam tyć.
Po zakończeniu 10-letniego związku (jesienią 2017 roku) moje “problemy z odżywianiem” osiągnęły swoje apogeum: przez kilka miesięcy po prostu leżałam, płakałam i żarłam, dobijając w 2018 roku do rekordowej wagi 100 kg. W styczniu 2019 roku rozpoczęłam kolejną edycję odchudzania – Terapię Ketogeniczną. Po ponad 2 miesiącach terapii i 20 zrzuconych kilogramach mogę z całą stanowczością stwierdzić coś banalnego w swej oczywistości: ani detoks i dobrze zbilansowana dieta, ani sukcesywne chudnięcie, ani zabiegi wspomagające, ani opieka specjalistów – nie rozwiązują tego, co mam w głowie, czyli zaburzeń jedzenia. Efekt jo-jo po Terapii Ketogenicznej zaskoczył nawet mnie samą: nie minęło pół roku, a znów ważę prawie 100kg.
Co dalej? Nie wiem. Nie zliczę, ile już razy próbowałam schudnąć, zasięgając porad lekarzy i dietetyków; wykupując diety pudełkowe czy programy żywieniowe; łykając suplementy i pocąc się na podłodze przed wirtualnym obliczem youtube’owych trenerek i fit-blogerek. Przez ostatnie 10 lat ufałam w tej materii wszystkim i każdemu z osobna, skoro nie mogłam polegać na samej sobie: ani w kwestii ilości pochłanianego jedzenia, ani tym bardziej w kwestii ułożenia racjonalnego planu żywienia i zrzucania mutant-masy. Przez ten cały czas nasłuchałam się najrozmaitszych teorii na temat tycia i chudnięcia oraz poznałam “101 niezawodnych sposobów na zrzucenie nadprogramowych kilogramów i zachowanie smukłej sylwetki aż do późnej starości”. Nikt jednak nie zapytał mnie, dlaczego ja właściwie tyję; co, kiedy i jak jem; co czuję, jedząc; kiedy to się zaczęło; jaką mam relację z jedzeniem; jak postrzegam swoje ciało; dlaczego raz chudnę 20 kg, a zaraz potem tyję i ważę 30 kg więcej; oraz – jak się w związku z tym czuję. Dlatego wszystkim dziewczynom, kobietom i paniom, które pytają mnie, jaką najskuteczniejszą metodę polecam im na odchudzanie – odpowiem:
Każda dieta będzie dobra, pod warunkiem, że zajmiesz się sobą, swoimi emocjami, lękami i kompleksami; swoją relacją z jedzeniem i z najbliższymi ludźmi; swoim najbliższym otoczeniem, swoim ciałem i głową, swoimi myślami i przekonaniami. Wtedy najzwyklejsze jedzenie okaże się najskuteczniejszą dietą, bo będziesz je po prostu jadła, żeby żyć – a nie żyła, żeby jeść; żeby koić jedzeniem smutki, łagodzić nim stres, maskować nim samotność czy lęk, nagradzać się za sukcesy czy karać za porażki. Zajmij się sobą, po to, by jedzenie wróciło na właściwe sobie miejsce i znów stało się pokarmem, a nie Twoim przyjacielem, kochankiem, powiernikiem, terapeutą, prześladowcą i katem; ukochanym wrogiem, który wodzi cię na pokuszenie i niszczy.
Dlatego nie pytajcie mnie więcej, jak najlepiej schudnąć. Od dziś będę starała się – przede wszystkim samej sobie – odpowiedzieć na pytanie: jak przestać tyć? jak przestać się objadać? jak zacząć normalnie jeść, nie stając się po chwili wielorybem.