DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 13 – środa, 15.10.2013: Bilans Zdrowia Starego Grubego Dziecka
o ile drażni mnie i doprowadza do rozpaczy nadmiar mego pulchnego ciała, o tyle z własnym biologicznym organizmem jestem nie dość, że pogodzona, to jeszcze – rzekłabym – gruntownie i dogłębnie zaznajomiona oraz gorąco zaprzyjaźniona. naprawdę go lubię. jest dobry. jest fajny. jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. dlatego wybaczam mu zjebany układ nerwowy i popalone z
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 12 – wtorek, 15.10.2013: odchudzanie to stan umysłu.
odchudzanie to nie tylko długotrwały proces, ale i stan umysłu. permanentny. inaczej niż z treningiem, kiedy jednego dnia dasz z siebie wszystko, a drugiego możesz trochę odpuścić. diety nie da się poluzować – przynajmniej w moim przypadku, bo wtedy następuje reakcja łańcuchowa i… poszły konie po betonie, a Zazie – myk!myk! – wpierdoliła cztery banany
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 11 – poniedziałek, 14.10.2013: Blood Sugar Sex Magik
pogodziwszy się z koniecznością wybulenia kilku stówek, udałam się dziś na badania – o poranku, na głodzie i z uogólnioną niechęcią. ale cóż począć. trzeba. nienawidzę pobierania krwi od czasu, gdy jako nastolatka na oddziale szpitalnym, zemdlałam na korytarzu po pobraniu, rozwaliwszy sobie o podłogę cały łuk brwiowy – runęłam bez życia, krew sikała jak
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 10 – niedziela, 13.10.2013: umiarkowanie, asceza i emigracja wewnętrzna
odkąd zaczęłam być na diecie, a przez to bacznie zwracać uwagę na jedzenie, czyli istotny element towarzyszący moim kontaktom międzyludzkim w Posłańcu Uczuć, zauważyłam w sobie pewną zmianę. otóż: jestem emocjonalnie odłączona. nie tylko od jedzenia. od ludzi także. nienaturalnie wycofana z kontaktu. pilnuję się, powstrzymuję, przemawiam sobie w myślach do rozsądku, negocjuję, karcę,
Mistrzyni Organizacji Czasoprzestrzennej
godzinowo-posiłkowy rozkład dnia wziął dzisiaj w łeb, a jakże. zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. na usprawiedliwienie dodam, że na głodzie pojechałam się badać. oczywiście nie upewniłam się wcześniej, czy aby na pewno mój ubezpieczyciel pokryje koszty wszystkich analiz biochemicznych. otóż nie pokryje, co okazało się dopiero w rejestracji. trzysta siedemdziesiąt złotych się należy. – pani
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 08 – piątek, 11.10.2013: chcę chodzić jak w zegarku…
nie poddaję się, walczę, nie odpuszczam. ale. ale. ale. to wszystko jest cholernie trudne. nie, nie podjadam. nie łamię zasad diety. Krzysiaczek żłopie przy mnie piwo, popijając Dr Pepperem i wpierdala czipsy, robię zakupy, przechadzając się między półkami zajebanymi słodyczami, konserwantami, tłuszczem i resztą popularnych pyszności i wiem, że 99% sklepowego asortymentu jest nie dla
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 06 – środa, 9.10.2013: Dziś nie utyłaś, jutro nie schudniesz.
dzisiejszy dzień przejdzie chyba do historii – a raczej mojej osobistej biografii – jako moment zwycięstwa mozolnie trenowanego rozsądku nad wrodzoną i rozbujaną do granic możliwości impulsywnością. i nie, wcale nie chodzi o to, że idąc ulicą i – jak zwykle – żonglując wewnętrznym niepokojem – przez chwilę zapragnęłam go ugasić słodkim batonem z orzechami
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 05 – wtorek, 8.10.2013: ostre lądowanie na dupie!
nie sztuka lecieć z kilogramów. sztuką jest nie lecieć przy tym przez ręce! czyli: JEM ZA MAŁO. za mało wszystkiego :( uświadomiła mi to dzisiaj Kejt, której niniejszym oficjalnie dziękuję! ♥ mój przykładowy jadłospis wyglądał do tej pory tak: i słusznie niektóre z Was zwracały mi uwagę, że to za mało – a ja zapierałam
don’t you worry bout a thing
patrząc na ostatnie notki, nie da się ukryć, że blog Zazie nieco się zmienił – suwaczki wagi, motywujące obrazki, banalne sentencje i milion prawd objawionych. lovely! musicie mi jednak wybaczyć i zrozumieć: każda rewolucja wymaga ofiar, a ja zamierzam je ponieść z pełną odpowiedzialnością za dodane tutaj dietetyczno-lajfstajlowe opowieści dziwnej treści oraz specyficzną szatę graficzną,
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 04 – poniedziałek, 7.10.2013: Idzie skacząc po górach
cały czas nie mogę dojść do ładu z godzinami posiłków. chcę żeby były żelazne i nieprzekraczalne – co w moim przypadku jest nieco problematyczne, bo mój tryb życia daleki jest od „uregulowanego”. tak jak pisałam wczoraj – bez skorelowania jedzenia ze spaniem daleko nie zajadę. ostatni posiłek zjadłam wczoraj o 20.00, spać poszłam dopiero o
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 03 – niedziela, 6.10.2013: Don’t stop me now!
pierwszy moment krytyczny – zaliczony! ;) jak w każdą niedzielę tak i dziś odwiedziłam Posłańca Uczuć, jednak zamiast cudownego śniadania obfitującego w mniej i bardziej kaloryczne cuda-wianki, wypiłam czarną kawę bez cukru (no dobra, i tak tylko taką piję, innych jej postaci nie uznając) oraz szklankę świeżo wyciśniętego soku z grejpfruta. i to wszystko. siedziałam
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 02 – sobota, 5.10.2013: DIETING IS A WAR…
ósma rano 250 gramów i dwie łyżeczki, jogurt 2% i 200ml, wstrząśnięty – niezmieszany…. na diecie jak na wojnie – zagapisz się, zamyślisz, rozmarzysz i… już nie żyjesz! tak, znowu zaspałam. tym razem absolutnie i nieodwołalnie przegapiłam porę śniadania, otworzywszy lewe oko tuż przed 10.00. no jak by nie było – jest sobota – cieszy
DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 01 – piątek, 4.10.2013: I’m on a diet, BITCH !!!
8.00 ŚNIADANIE: odrobinę zaspałam. przecieram oczy, ale i tak nie mogę uwierzyć w te homeopatyczne ilości pożywienia. żart jakiś. co ja jestem… wróbelek elemelek? o dziwo – najadłam się. spoko, może być. nie miałam tylko pojęcia, że winogrona są dietetyczne… 11.00 DRUGIE ŚNIADANIE: sorry, nie będzie zdjątka. jestem tak głodna, że zaraz
Master Cleanse [Lemon Detox Diet] – dzień 10 – ostatni!!!
dzień 10. piątek – OSTATNI DZIEŃ MASTER CLEANSE I did it! I did it! I did it! wytrzymałam! dałam radę! udało mi się! cieszę się jak głupia, naprawdę. 1+10 dni Master Cleanse to w sumie 11 dni ćwiczenia silnej woli. BEZ JEDZENIA. bez słodyczy, pieczywa, ukochanych serów i makaronów… bez niczego! zero!
Master Cleanse [Lemon Detox Diet] – dzień 9
dzień 9. czwartek. daleka jestem co prawda od podziwu dla własnego superego, ale! w sytuacji, kiedy trzy osoby bez serca i bez duszy – czyli Czmuda, Quentin i Syd – siedzą tuż obok przy stole i wpierniczają najlepszego ‘chińczyka’ w mieście, a ja udaję, że “mnie to nie dotyczy
Master Cleanse [Lemon Detox Diet] – dzień 8
dzień 8. środa. mija właśnie 8 dzień mojej klonowo-cytrynowej krucjaty i jak widzicie – ku rozczarowaniu co poniektórych – jeszcze żyję! ;) dzisiaj akurat mam się świetnie, ale wczoraj, przyznaję, było słabo. dowlokłam się do domu i zanurkowałam na 3 godziny pod koc, gdzie robiłam sobie okłady z ciepłych pachnących
Master Cleanse [Lemon Detox Diet] – dzień 7
dzień 7. wtorek. rozpoczęłam 7 dzień Master Cleanse. na wadze 4 kg mniej. ale nie jest różowo. i nie chodzi tu o moją silną wolę, która o dziwo daje radę, ale o to, że odczuwam znaczny spadek energii i ogólną dekoncentrację. a ponieważ nie jestem bezkrytyczna i nie wierzę ślepo
Master Cleanse [Lemon Detox Diet] – dzień 6
dzień 6. Poniedziałek Wielkanocny. sobotnio-niedzielne grzechy z sokiem warzywnym postanowiłam jednak sobie wybaczyć. no bo bez przesady! do tej pory trudno mi było odmówić sobie piątej dokładki spaghetti czy ósmego kawałka pizzy, więc nie będę robić tragedii z faktu, że po kilku dniach BEZ JEDZENIA pozwoliłam sobie na wypicie soku
Master Cleanse [Lemon Detox Diet] – dzień 5
dzień 5. Niedziela Wielkanocna. wyobrażaliście sobie kiedyś chińską torturę? np stół wielkanocny zastawiony wszystkim, co uwielbiam. wytrzymałam. o tyle i ile. chwilowy kryzys zdusiłam w zarodku szklanką soku warzywnego. tymczasem świąteczna biesiada trwała, trwała, trwała i trwała… pierdyliard przystawek, osiemstet dań pierwszych, tysiąc dań drugich i brazylion podwieczorków. w domu
Master Cleanse [Lemon Detox Diet] – dzień 4
dzień 4. Sobota Wielkanocna. wiedziałam, że w święta będzie ciężko, ale nie sądziłam, że aż tak. rano pojechałyśmy z Syd na świąteczne zakupy do naszego ukochanego Lidla. dla Syda 10 kg pyszności, a dla mnie dla mnie 10 kg cytryn. w sumie nie wiem, jak sprawdzić, czy te trzy razy