Blog o nawracającej depresji i upartych próbach wychodzenia z niej, o poszukiwaniu motywacji do działania i sposobów na radzenie sobie z codziennością
Są dni, kiedy czuję się gorzej. Albo po prostu źle. Wydaje mi się wtedy, że dni, w które czuję się lepiej albo po prostu dobrze – nie istnieją. I tak naprawdę nigdy nie istniały. I istnieć nie będą. Nauczyłam się jednak, aby w takich momentach nie traktować siebie zbyt serio, nie wierzyć sobie ani przez chwilę, nie stawiać pod ścianą i nie odbierać nadziei… [czytaj dalej]

Przygody Dziewczyny Bez Paroksetyny
Niestety nie będzie to malownicza i rzewna historyjka – w stylu “Przerwanej lekcji muzyki” – o tym, jakaż to ja jestem skomplikowana, wyjątkowa i ekscentryczna. Przepraszam, nie jestem już nastolatką, nie kupuję takich bredni. Nie będę też ich sprzedawać. Zadowalam się stwierdzeniem, że mój mózg funkcjonuje źle. Po prostu źle. Nieprawidłowo. Moje płaty czołowe sobie

4 minuty 33 sekundy
kto ma uszy, niechaj słucha. oto bowiem trwa festiwal. oto gra na wielu bębenkach. „Posiąść tłum – oto jego namiętność i powołanie. Wielka rozkosz dla prawdziwego flâneur’a i rozmiłowanego obserwatora: zamieszkać w mnogości, falowaniu, ruchu, w tym, co umyka, co jest nieskończone. […] Człowiek zakochany w życiu wchodzi w tłum niby do olbrzymiego zbiornika elektryczności.

Nie mam już cierpliwości ani siły do pewnych rzeczy…
mam w sobie wieczny chaos i permanentny rozpierdol. czy to dziwne, że łaknę spokoju? od lat, dzień w dzień, szukam go w sobie, wokół siebie, wszędzie. na nowo uczę się poczucia własnej wartości, poczucia sensu. rozpaczliwie próbuję odzyskać choć cząstkę tej siły do życia, którą miałam kiedyś. zapierdalam więc na terapię, biorę leki, ćwiczę na świeżym kurwa

enough is enough
powiem tak: czuję się emocjonalnie rozjechana czołgiem. emocjonalnie rozjechana czołgiem tak się nie robi. tak się po prostu nie robi. mimo własnych problemów i ograniczeń staram się dawać z siebie wszystko. i naprawdę wiele zniosę oraz jeszcze więcej wytrzymam, ale nawet ja mam swoje granice, po przekroczeniu których moja zielona ośla łączka staje się polem minowym. także

it’s a fine day, people open windows
a my wychodzimy na sąsiedzki dach wypić kawę i pogapić się w słońce chciałabym zdjąć buty i boso chodzić po nagrzanej słońcem papie i nie spierdolić się jak kotka z gorącego blaszanego dachu jest wiosna. nie da się ukryć. wiosna miała przyjść i mnie uleczyć. tak o tym myślałam – rok w

samo się nie zrobi, księżniczko
mimo nastroju rodem z horrorów klasy C, D i E oraz głęboko zakorzenionej niechęci do rzeczywistości postanowiłam jednak się ogarnąć, dać sobie kopa w dupę oraz z liścia w facjatę. bo to się zwykle tak niepozornie zaczyna: nie pójdę, nie zrobię, nie podniosę słuchawki telefonu, nie odpiszę. i znów zacznę dziczeć. prawda jest taka, że świat do

sink back into the ocean
śni mi się rzęsisty deszcz perseidów, które chwytam garściami i pakuję sobie do kieszeni, patrząc jak – trzymane zbyt długo w dłoniach – żółkną i matowieją, a dotknięte językiem w smaku przypominają podłą księżycówkę i bimber najgorszego sortu. śni mi się, że to wszystko sen, który już kiedyś mi się śnił, ale nie mogę przypomnieć

ZACZYNAM NOWE ŻYCIE
„Madryg Podświtalski Młodszy obudził się około jedenastej w południe, przetarł zmęczone oczy, napił się wody z kranu (mleko w spółdzielni było nie opłacone), zasiadł przy stole i na kartce wyrwanej z zeszłorocznego kalendarza napisał następujące słowa: Zaczynam nowe życie. Przyjrzał się rozchwianym i niepewnym literkom, westchnął i zdecydowanym ruchem przekreślił je kilka razy. Wziął z

maybe instead I’ll write of all of the dreams I had
jeśli się wstydzę, brakuje mi słów lub po prostu nie mogę napisać niczego innego – będę pisać o muzyce. tak postanowiłam. więc słuchajcie, co następuje: zupełnym przypadkiem przypomniałam sobie moją dawną obsesyjną miłość do drugiej płyty Smolika z 2003 roku. pamiętacie ją? boże, jakie to było olśnienie! jaka czułość w tle, jakie wspomnienia słodkie… pamiętam

to miasto należy raczej do gołębi, do wycieczek.
”Człowiek staje się osobą dopiero w relacji do Ty (…) relacja jest wzajemnością. (…) Dopiero gdy indywiduum uzna drugiego w całej jego inności jak siebie, jako człowieka, i w ten sposób przedrze się ku drugiemu, wtedy – w tym bliskim i przemijającym spotkaniu przełamie ono swoją samotność.” [Martin Buber, Ja i Ty] “Czytelnik zresztą, czytelnik

przeszkoda to moja głowa
bilans moich ostatnich działań to trzy rozgrzebane scenariusze, jakieś skrawki tekstów, dwie rozjebane w proszek książeczki, zatrzęsienie pomysłów, kilka rozpoczętych dioram lalkowych i rodzina Burkhardtów w kawałkach. nie wiem, w co włożyć ręce. i nie wiem, czy moje wkładanie rąk w cokolwiek ma sens. nie wiem też, jak odzyskać wiarę w siebie, bo chyba nigdy nie posiadałam

czarna skrzynka
mozolnie staram się odzyskać planowaną wesołość marca, o którą tak walczyłam ze sobą w okolicach lutego i prawie mi się udało, ale kilka (jak zwykle!) nieplanowanych zdarzeń oraz nad wyraz aktywny czynnik ludzki skutecznie pokrzyżowały moje plany bycia absolutnie zadowoloną z życia. afirmacja rzeczywistości i praktykowanie wdzięczności to jest, proszę państwa, orka na ugorze oraz

a mulatto, an albino, a mosquito, my libido || total solar eclipse
zmęczenie kryształów to zjawisko zmiany właściwości fizycznych kryształów na skutek działania czynników zewnętrznych. przykładem zmęczenia kryształów jest spadek wydajności fluorescencji po długotrwałym naświetlaniu ich promieniowaniem jonizującym. zmiana wydajności ma charakter trwały. Na skutek zmęczenia kryształy zmieniają swoją barwę, zazwyczaj brązowieją. stałam się więc kamieniem węgielnym mojej przyszłej wieży otoczonej fosą. oprócz tego przeżywam co następuje: częściowe zaćmienie Słońca.

if I ever come back from my sweet melancholia…
od wczesnego dzieciństwa słyszałam od wszystkich nieustannie powtarzające się pytanie: “dlaczego ty jesteś taka smutna? co się stało? uśmiechnij się!”. tymczasem, moi drodzy, nic się nie stało, a ja jestem najweselszą i najbardziej optymistyczną osobą, jaką znam. naprawdę. nie jestem smutna. może po prostu patrzycie na mnie akurat wtedy, kiedy jestem zajęta, przebywam gdzie indziej,

yes, indeed. w rzeczy samej
jestem prosta jak drut. taki mały drucik łączący anodę z katodą, kontaktujący plus z minusem, północ z południem, dzień z nocą – przeskakujący iskrą, która rozświetla wszystko. tak, już jest jasno. już jestem po słonecznej stronie mojej ulicy. cieszę się. macham do Ciebie. but life’s alright, I guess, if sweetened up I just guess I’m

What would you think if I sang out of tune?

marzec miesiącem wesołości i robienia dobrej miny do złej gry
marzec miesiącem zagryzania zębów i zaciskania pięści; miesiącem dostawania ostro po dupie za własną naiwność; tracenia kasy i zaufania do ludzi; połykania łez i tabletek na uspokojenie; wielokrotnego wybierania numeru “telefonu do przyjaciela” i w ostatniej chwili kasowania połączenia, bo przecież każdy ma własne problemy. nie wiem, co robimy w życiu nie tak i czemu

raport z odchudzania (2): są takie dni, kiedy samo odchudzanie nie wystarcza…
kiedy mój młodszy brat, Wojtek, był jeszcze małym chłopcem – a i ja byłam też zupełnie nieduża – zwykł wyładowywać swoją życiową frustrację mantrycznym powtarzaniem magicznego zaklęcia, które brzmiało: główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. i tak dalej, bez końca, dopóki mu nie ulżyło. no i tak, tytułem wstępu. dzisiaj miałam taki dzień, że nic, tylko główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. główno-dupa-siki-kupa. najpierw zaspałam.

marzec miesiącem wesołości
oraz wszelkich życiowych pozytywów, aktywów, zrywów i wpływów. tak postanowiłam i tak będzie. oby. tymczasem – no cóż, słowo się rzekło, a pierwszy wypada w niedzielę, więc trochę korci mnie, żeby jednak to moje “nowe cudowne życie” zacząć od poniedziałku, gdyż… summa sumarum wiadomo, pierwsze śliwiki robaczywki, ten tego, panie dziejku… musicie wiedzieć, że nie

emocjonalne wyziewy, egzaltowane smarki, autorefleksyjne rzygi i egzystencjalna sraczka
za każdym razem, kiedy siadam do napisania notki – samoistnie wylewają się ze mnie wprost na klawiaturę wszelkie wewnętrzne nieczystości: jakieś gorzkie żale, słodko-kwaśne niepokoje i mdławe wątpliwości, wszelkie dramatyczne westchnienia i teatralne pauzy, niespełnienia i nienasycenia, półuśmiechy i ćwierćbęknięcia oraz pełen grozy suspens i reszta osobliwego badziewia, które muszę jak najszybciej z siebie wypisać. wyrzucić.