szafiaryzm

To będzie przydługa notka o tym, jak starzejąca się blogowa frustratka z pryszczem i mopsami – pod swoim brzydkim i bezkształtnym płaszczykiem nonszalanckiej obojętności modowo-urodowej – cierpi na głębokie kompleksy estetyczne i marzy jej się smukła kibić, pantofelek na szpilce oraz płaszczyk (bynajmniej nie z obojętności, tylko z Zary), ale za cholerę się do tego nie przyzna, bo przecież “ona jest ponad to” i “nie szmata zdobi człowieka”, więc będzie tylko pokątnie sączyć jad w internetach i pluć żółcią przez bibułkę.

Otóż.

Zastanawiałam się ostatnio (po raz kolejny!) nad fenomenem fashionizmu i szafiaryzmu, nijak nie potrafiąc zrozumieć, o co w tym szaleństwie chodzi. Ja oczywiście wiem, że moda i uroda; że projektanci, styliści i trendsetterzy; że inspiracje, lookbooki, nowe fasony i trendy kolorystyczne oraz co się nosi w Madrycie, Helsinkach i Berlinie, ale za *uj nie kumam idei pokazywania w internecie przez Marzenę z Bytomia: “w czym poszłam dziś do pracy”.

Owszem, zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób outfit Marzeny jest to co najmniej tak pasjonujący jak dla mnie samej mój autorski fotoreportaż z eventu “wtem! Miszur wymiotuje na dywan w sypialni”, ale o ile torsje Miszura mają w sobie jakąś wewnętrzną dynamikę, o tyle trzydzieści zdjęć Marzeny z Bytomia na tle kartofliska, blokowiska czy przydomowego zagajnika w schemacie: to ja w różowym płaszczyku z Zary ze złotą torebką patrzę w lewo, to ja w różowym płaszczyku ze złotą torebką patrzę w prawo, … to ja, w płaszczyku, stoję z jedną nogą krzywo i patrzę na zegarek, zbliżenie na zegarek, to ja w płaszczyku odgarniam włosy, stoję tyłem i patrzę najpierw przez lewe, a potem prawe ramię; ja – cały czas w płaszczyku, tyle że rozpiętym, stoję i patrzę w dal, teraz zbliżenie na paznokcie i zapięcie torebki, zbliżenie na ucho i kolczyki; zbliżenie na rękę zdejmującą hollywoodzkie słoneczne okulary w pochmurny lutowy dzień na obrzeżach Bytomia… – woła o zmiłowanie. No ileż można?! Ja z jednej strony i ja z drugiej strony mego mopsożelaznego piecyka. Tfu, płaszczyka!
Pod pięćdziesiątym piątym zdjęciem Marzeny w różowym płaszczyku – rzeczona Marzena zamieszcza zamieszcza jeszcze informację, gdzie kupiła płaszczyk, gdzie torebkę, gdzie pierścionek, jaki ma kolor szminki, farby do włosów, lakieru do paznokci oraz czym pachnie. Oraz że idzie do pracy. Ba-baj, Marzena! Nie wracaj!

Jestem miałka i podła. Przemawia przeze mnie zazdrość, zawiść oraz kryzys wieku średniego.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x