taki piękny maj, a ja tak bardzo nie mam na niego siły…

Żuraw lecący o świcie po różowym niebie

świt w Parku Potulickich


… ale przecież jest tak pięknie.

 


poranna herbatka w szklance Babci Zosi

 


a potem kawusia

 

o poranku robię sobie fotę w słońcu. widzę we włosach czerwone refleksy i całkiem siwe pasma. widzę pryszcze na brodzie, przebarwienia, kurze łapki, 40 dodatkowych kilogramów, zmęczenie, problemy, jakieś lęki… standard. zwykłość. zwyczajność. życie.

wiem, że jeśli się postaram, mogę schudnąć. zafarbować włosy. zrobić makijaż. pstryknąć fotę. nałożyć filtr.
ale teraz mi się nie chce. mam inne sprawy na głowie. inne priorytety. nie muszę być „ładna”, żeby być fajna, dobra, mądra, zabawna, czuła i kochana.

 

Biorę leki od ponad 20 lat. Przerobiłam już chyba wszystkie dostępne w PL.

W pionie najlepiej trzyma mnie paroksetyna z bupropionem, ale i to nie zawsze. Zdarzają się zupełnie czarne i ciężkie momenty. A ja nadal czasem łapię się na tym, że konieczność brania leków jest dla mnie rodzajem osobistej porażki w starciu z życiem.

 

jadę do Warszawy.

Z Warszawy wracam srogo napuchnięta. Najpierw poryczałam się u psychiatry, potem u weterynarza. Nie daję rady psychicznie.

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x