strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
I oto w życiu Zazie, Marcina, Miszura i Kumoka rozpoczęła się cała szczeniaczkowa epopeja, pełna figli, psikusów, zwrotów i przewrotów akcji, a nade wszystko licznych słodkości, jak chociażby ta, o:
Bawiło, bawiło, szarpało, gryzło, skakało i nagle wpół kwiku… zasnęło ;)
I jeszcze jojczy wojowniczo przez sen, rusza łapkami, macha ogonkiem…
I tak jak niespodziewanie zasnęło, równie nagle się obudziło i w pół sekundy weszło na pełne obroty:
A jakie waleczne, zapalczywe i niestrudzone!
Ponieważ Małe Czuczu wyglądało na prawdziwie opętane…
… postanowiliśmy wezwać egzorcystę w osobie Misia Miszura!
I teraz uwaga, bo może tego nie wiecie, ale… [dygresja ⇓]
Onegdaj Miszur – będąc w kwiecie wieku – przejawiał wiele rozmaitych talentów, wśród których prym wiodła waleczność:
Tutaj widzimy Misia Miszura w akcji, gdy próbuje zagryźć staffordshire bull teriera, który wprost nie może uwierzyć własnym oczom, że ta turlająca się biała kiełbasa nagle okazała się psem mordercą. Że nie wspomnę już o lokalnym duszpasterzu chodzącym po kolędzie, któremu Miś Miszur – spotkawszy go na klatce schodowej – rzucił się do gardła.
Piszę do gardła, bo takie Miś Miszur miał intencje i mierzył naprawdę wysoko, ale koniec końców – lecąc chomiczym susem z impetem nietoperza wkręcającego się w kołtun – wylądował gdzieś w okolicy kolan świątobliwego, nie wiem dokładnie, bo wiecie – czarna kieca, ale mniej więcej na tej wysokości obficie ją obślinił, zmuszając duchownego do przeżegnania się nogą – apage! apage satanas! – i rozpaczliwego salwowania się ucieczką na wyższe piętra.
I zaprawdę – nie dziwię się reakcji Misia Miszura, bo wielcy mistrzowie rzadko kiedy tolerują, by im się pałętało pod nogami jakieś dyletanckie tałatajstwo, kropiące duchy i demony wodą święconą. Bez żartów, drodzy państwo!
Profesor Miszur – ekspert w dziedzinie okultyzmu, czarnej magii i uwalniania od demonów – zjadł przysłowiowe zęby na przysłowiowych strzygach i wampirach. I to bez wody święconej! Więc chyba sami rozumiecie, że lokalny proboszcz nie ma startu do Misia Miszura ;)
Miś Miszur nieustannie poszerzał horyzonty, odwołując się do starożytnych tradycji ze wszystkich stron świata…
Głównie jednak bazował na swojej intuicji i przekazach od Plejadian, Kasjopejan i Wniebowstąpionych Mistrzów…
Koniec dygresji, wracamy na Ziemię i to w rejony najniższe, bo przypodłogowe, gdzie mopsi szkrab szczeniaczkuje sobie radośnie:
Jeśli dotrwaliście do 01:31 to mieliście szansę zobaczyć, jak Czuczu ssie mleczko z niewidzialnej butli ze smoczkiem podawanej cichaczem przez Kumoka ♥
A po jedzonku – nawet tym niewidzialnym – wiadomo – trening mycia zompkuff
Czuczło lubi myć zompki, bo zawsze to okazja, by bezkarnie użreć Matkę w palucha!
No nie mogę się na nią napatrzeć! Co za śliczna i kochana buziunia :D
Jest tylko jeden problem: Małe Czuczu… nie umie jeszcze szczekać! Potrafi tylko kwilić, piszczeć i miauczeć!
Gdy już wszystkie zabaweczki w bobo-pierdolniczku zostaną wybawione, łącznie z matką i ojcem, Małe Czuczu na powrót oddaje się swojej głównej aktywności, którą jest pełne zachwytu wodzenie wzrokiem za Misiem Miszurem i nieudolne próby nawiązania z nim bliższej relacji. Niestety Miś Miszur pozostaje nieugięty i uporczywie udaje, że nie dostrzega małego farfocla.
No i tak się bujamy z Misiem Miszurem już drugi dzień…
aż w końcu Kumok się wkurwił z zaświatów, że:
– Pieruny siarczyste ogniste, Misiaczku, to ja ci tu dzieciaka narychtowałem, taki fspaniały mięsny jeż, a ty siem spipczyłeś i że tera co… Że Kumok, rzucaj szysko, dzieciaka mu zabawiaj! Osmarkańca mu wychowuj!
Ale że Kumok nie w kij dmuchał i obowiązkowy jest bardzo, to i zajął się mięsnym jeżem krótko, acz treściwie – a oto i efekty!
No i to jest konkret w stylu Kumoka! Wpadła na chwilę, zrobił krótki instruktaż robienia kreta, dzieciak załapał, wspólnie poćwiczyli i gotowe! Kumok musiał już lecieć, bo zajęty jest, sprawy ma jakieś na kosmosie. No i małe znów zostało samotne i smutniutkie :(
Tymczasem Misiu pyszni się wonnie i kusząco na swojej robaczej pryzmie…
Czuczełko przez chwilę zbierało się w sobie, aż wreszcie postanowiło nawiązać znajomość…
Oto wiekopomna scena rodzajowa:
Miś Miszur wciąż nieugięty, a do tego mówi na Czuczu brzydkie wyrazy. Tymczasem Małe Czuczu nie ustaje w wysiłkach nawiązania kontaktów dyplomatycznych z Misiem, odreagowując na boku frustrację poprzez robienie kreta w misiowej pryzmie
Po kolejnym niepowodzeniu towarzyskim nasze zawiedzione Czuczełko jak niepyszne opuściło pryzmę starszej siostry i zasnęło smutniutkie w swoim bobo-pierdolniczku. Oczywiscie wieczorem było już gotowe na kolejną porcję zabawy. Tym razem na wysokości zadania stanął (a raczej położyl się do parteru) Tata Marcin:
Tata straszy i warczy, a Małe Czuczu wije się, pełza, kica i bardzo chce szczekać, ale zupełnie jej to nie wychodzi :)))
Przy okazji zauważyliśmy, że w bobo-pierdolniczku jest… naszczane dzidziusiowym szczochem! Rezydujący tam Ciuciuś zarządał kategorycznej zmiany lokalizacji swojej wspaniałej poduszowej osoby, gdyż – jak zaznaczył: – Jego osoba nie życzy sobie być oszczana przez Małe Czuczło!
Małe Czuczło – nie bez powodu obwołane przez Misia sikolejem i kałomiotem – nie przejęło się zbytnio faktem oszczania bobo-pierdolniczka…
i zawzięcie trenowało z Tatą dżudżitsu:
No ale sami powiedzcie: ileż można bawić się z Tatą, skoro tuż obok na swej robaczej pryzmie…
wyleguje się to wspaniałe jestestwo Misia Miszura – wielkogabarytowy obiekt Czuczełkowych westchnień, obły przedmiot pożądania…
unikatowy egzemplarz bohatera o tysiącu płaskich twarzy, szczytowe dzieło kynologicznej ewolucji, ciastowata postać owiana legendą i mopsim aromatem starych skarpet…
Czy można się dziwić Małemu Czuczu, że tak walecznie próbuje zdobyć nie tylko pryzmę Misia Miszura, ale i jego serce?
Ćsiiiiii… Oby nie zapeszczyć, ale… chyba się udało!
Zdobyć wejściówkę na pryzmę – to na pewno…
ale czy serduszko Misia Miszura także?
Czyżby Miszur skapitulowała pod naporem miłości Małego Czuczu?
Czy po prostu zmęczyła się tymi afektowanymi podchodami i machnęła łapą na obecność tego małego wypierda przy swym boku?
Tego nie wie nikt… Czas pokaże.
Ale tego wieczora Małe Czuczu zasypiało najszczęśliwsze na świecie! ♥
strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
Obserwuj Mopsiki Zazie:
jaki słodziak!!! ❤️🦝🦄🍓🎀