2003-08-12
Pamiętacie taki czeski (kultowy dla mnie) filmik „Nikogo nie ma w domu”
emitowany bodajże przez p.Zygmunta i Pankracego w każdy piątek?
Niewielki chłopczyk – samopas puszczony w przestrzeń mieszkania, podczas gdy rodzice w pracy
(ach, ta epoka socjalizmu z ludzką twarzą! ;p) – cuda i brewerie wyprawiał rozmaite,
a gdy do drzwi pan listonosz pukał (lub inny dobry wujek, czy pani babcia sąsiadka – jak u Pankracego)
rezolutny chłopczyk stawał pod drzwiami i tonem nie znoszącym sprzeciwu komunikował niedoszłemu gościowi,
że „nikogo nie ma w domu” i – nie czekając na reakcję pukającego –
rezolutny chłopczyk stawał pod drzwiami i tonem nie znoszącym sprzeciwu komunikował niedoszłemu gościowi,
że „nikogo nie ma w domu” i – nie czekając na reakcję pukającego –
wracał ochoczo do swoich zajęć.
A czegóż to on nie robił!!
Np. raz zmajstrował sobie teatrzyk kukiełkowy, wycinając laski z „zachodnich” żurnali mamusi
(założę się, że była to Burda Moden wiecznie żywa); innym razem zbudował bunkier z meblościanki, demolując pół mieszkania; kiedyś z kolei urządził wielkie pranie,
na falach którego wypłynął aż na korytarz i przed drzwiami wynurzył się niczym Wenus z piany.
A za każdym razem (bo w każdym odcinku przeszkadzał mu jakiś kretyn walący do drzwi)
nokautował wszystkich intruzów swym nieśmiertelnym „nikogo nie ma w domu!!!”
Jeśli w ciągu kilku najbliższych dni zapukacie do pewnego mieszkanka
(położonego nieopodal malowniczego parku), to najpierw usłyszycie za drzwiami podejrzany łoskot
i dwa zduszone-przestraszone głosiki: „nikogo nie ma w domu!”,
a potem odgłos bosych stopek biegających w popłochu…
A co dzieje się za drzwiami mieszkania, w którym rzekomo nikogo nie ma?