to był zwykły dzień jak co dzień…
czyli siedziałyśmy z Czmudą i piłyśmy alkohol, a mopsy zagryzały się pod stołem
a następnie nakurwiały w najlepsze na polu mokotowskim
około 23 postanowiłyśmy wrócic do domu i dopić resztki.
jakież było nasze zdziwienie, gdy na klatce schodowej klamkę całowały dwie zmokłe kury z sąsiedztwa:
że niby ciepłej wody niet i one kcom prze pani po somsiedzku ablucji dokonać…
no to je wpuściłyśmy, jako że faktycznie mieszkają rzut beretem – kamienicą obok,
więc na upartego możemy się mienić sąsiadkami.
aczkolwiek fakt, że przyniosły ze sobą ukraińskie Chardonnay w kartonie o smaku SIARdone,
nie pozostał bez wpływu na naszą decyzję.
oto i Miszczyni, która ciągnie się za nami jak zły szeląg z Tarchomina na Ochotę.
nie da sie nie kochać dropsa.
2011-09-04
———————————————————————-
archiwalne komentarze z zazie-dans-le-metro.blog.pl