switch-off. wyłączyłam wszystko, spakowałam manatki i pojechałam w cholerę.
hen, daleko na zachód! z Sydem, Czmudą, Quentinem i mopsami.
chłonąć krajobraz. czerpać energię. niespiesznie. zwyczajnie. najprościej jak się da.
niebo. drzewa. trawa. komary. chmury. mgły nad polami.
ja nie wiem, co takiego jest w tym miejscu. może trzydziesty trzeci czakram Ziemi, może osobliwa szerokość geograficzna…
może energetyzujący geomagnetyzm albo sieć podziemnych życiodajnych źródeł…
a może po prostu duże zagęszczenie chlorofilu i tlenu…
jedno jest pewne. odpoczywam. oddycham. śpię. spokojnieję.
jest wszystko, czego potrzeba do szczęścia: oto sklep – jak sama nazwa wskazuje. po prostu SKLEP.
żaden mini-market „Żaneta” czy tutti-frutti euro-delikates „Coca-Cola Crystyna”. tylko polski, krzepki i trafiający w samo sedno – sklep.
i piekarnia, gdzie mocno i gruntownie rozanielony piekarz wciska nam gorący chleb gratis
piekarnia buzuje rozgrzanym do czerwoności powietrzem, tworząc upalne fatamorgany na błękitnym niebie…
oraz osobliwe freski na wiekowym niemieckim murze
festyn w stodole, dożynki i parafiada.
N 51° 20′ 52.7994″ – E 15° 21′ 12.6″ – idealna lokalizacja ;)
żniwa, żniwa i po żniwach. oczywiście wszystko rolowałam ręcznie.
potem przerzucałam gnój w oborze. także ręcznie. oraz galopowałam na świni. nago. [na pohybel anonimowym trollom blogowym!]
kwa! kwaaa! kwaaaaaa!!! – słowa, słowa, słowa. czasem ktoś mnie pyta, jak się czuję z nieprzychylnymi komentarzami na blogu.
odpowiadam, że nijak. a w sumie normalnie. bo przecież nie jestem zupą pomidorową, żeby wszyscy mnie lubili.
anonimowe trolle niech piszą. nigdy nie kasuję komentarzy. nawet tych, w których jakiś frustrat bez twarzy i imienia
wyzywa mnie od grubych lesb o aparycji świni. czy jakoś tak. spływa to po mnie jak po… świni. tyle powiem. buziaczki!
nie piszę bloga, by zabiegać o społeczną akceptację, powszechna sympatię i las kciuków uniesionych w ramach facebookowych lajków.
piszę, bo mam – absurdalną według niektórych – potrzebę dzielenie się swoim światem.
nie, nie prywatnością. ale życiem.
nie wiecie o mnie niczego, czego sama bym wam nie powiedziała ;)
po tygodniu urlopu mam awersję do komputera, lekką niechęć odnośnie maili oraz czystą nienawiść wobec facebooka.
i oto odkryłam tajemnicę mojego permanentnego codziennego zmęczenia, znużenia i wewnętrznego rzygu –
to przez nadmiar bodźców, chaos informacyjny i natłok zupełnie niepotrzebnych wiadomości, którymi bez przerwy bombarduje mnie facebook.
ograniczywszy do minimum napływające do mnie informacje z wirtuala czuję się o niebo lepiej.
mam spokojniejszą głową. myśli galopują wolniej. chodzę prostymi ścieżkami, unikam niepotrzebnych rozwidleń.
moje życie towarzyskie to raczej życie rodzinne. z przyjaciółmi i psami.
jem zdrowo. używek nie zażywam. gimnastykuję się.
być może escitalopram zaczął działać. być może to zasługa świeżego powietrza i słońca.
nie czuję potrzeby kontaktów ze światem. nie uśmiecham się, kiedy nie mam na to ochoty.
mamy tutaj upał i suszę. o dziwo, tutaj nie boję się słońca. łażę w skwarze.
na razie nie chcę wracać. ale pewnie zatęsknię za warszawą. jestem przecież dzieckiem betonu.
nie wiem, jak ująć to inaczej, więc ujmę najprościej: ładuję akumulatory.
każdego dnia jest mi lepiej.
ale nadal chcę się schować. trwam więc w moim ukryciu.
tutaj, czyli właściwie gdzie…?
no tutaj. TU. trochę jak w raju.
ten raj jest tutaj.
kto był, ten wie.
kto nie był, niech pakuje manatki i przyjeżdża, bo jest bardziej niż bosko.
a anonimowe trolle blogowe niech biegną szybciutko po colę i popcorn, bo w następnej notce pokażę jak tutaj jest.
i wtedy trollom polecam szybkie zażycie czegoś na uspokojenie, a potem mocną kawę – bo ze złości, frustracji i zazdrości
będą musieli spędzić pół nocy na generowaniu zjadliwych, złośliwych i chamskich komentarzy.
tyle powiem. tak na teraz ;P
Mega! i mój rodzinny Falubaz :) z którym się nie zżywam osobiście :D
błogostan
Miłego wypoczywania. Ładuj akumulatory. Przybijam piątkę, bo ja też biorę Escitalopram (Depralin) i jest lepiej. :)
Jak tam pięknie…
Zabrałaś nas w świetną podróż zazie :) Miłego ładowania akumulatorów :)
Piękne okolice, dobrze tam musicie mieć. :)
PS
Nie wiem, naprawdę nie wiem z jakiej paki i dlaczego, ale śnił mi się dzisiaj… Kumok!
Piękne zdjęcie dmuchawca :)
Świetne zdjęcia, dobrze że Ci lepiej :] Tylko jedno mnie frapuje – gdzie fotki mopsów?! ;)
weź mnie! weź mnie!
jako niespełniona księżniczka zawsze chciałam pomieszkać sobie w pałacu…
no i extra!
urocze miejsce, przypomina mi wakacje z dawnych czasow… kiedy jeszcze nie istnial internet i telefon komorkowy… ciesze sie dla Ciebie, zostan tam jak najdluzej, pozdrawiam wszystkich serdecznie
zdjęcia piękne :)
Jak jesteście tak blisko to wybierzcie się do Witkowa zobaczyć prawdziwy średniowieczny zamek http://www.zamkipolskie.com/witkow/witkow.html
– Jak jesteście tak blisko to koniecznie zobaczcie to http://www.zamkipolskie.com/witkow/witkow.html.
Zastanawiałam się, gdzie jest taki krajobraz na zachodzie Polski. No tak, na poniemieckich terenach. Tam czas zatrzymał sie w miejscu. Przesiedleńcy przejęli po Niemcach miasta i miasteczka i tylko dzięki solidności pierwszych gospodarzy tych terenów, jeszcze jakoś to trwa. Skojarzyło mi się z tym co oglądałam we Lwowie. Tam tez wszystko co się ostało to po Polakach jest.
Zazie trzymaj się tam w tych uroczyskach. I koniecznie wrzucaj zdjęcia, bo oglądanie ich to uczta dla oka i duszy.
No i bardzo ładnie, jak mawia mój kierownik. Cieszę się, że znów jesteś, zdjęcie śliczne, kaczki do wyprzytualania, ale pewnie za nic się nie dadzą. Ja po powrocie ze stepów też stwierdziłam, że ta cała wirtualna przestrzeń wcale nie jest mi aż tak potrzebna. Nie zajmuj się Fb, ale z bloga nie rezygnuj. Bo akurat Twoje mopsy są taką tabletką poprawiającą nastrój innym, a reszta bloga skłania ku refleksji. Uściski od siostry w depresjach!
Jaaaaaaaaaaaa……………. byłyście jakieś 30 min drogi ode mnie ;(
Fajnie byłoby zobaczyć Was na żywo Kochani, jak celebrytów ;p
Pozdr. i dużo spokoju ducha !
No, lepiej to brzmi.
Znacznie lepiej. Chlorofil układa porządne kupki w głowie, być może rolowane ręcznie. Ale to musi być dziki chlorofil, nie z trawnika.
Psy proszę posmyrać.
Parę godzin temu weszłam na Twojego bloga i martwiłam się, że Cię tak długo nie ma.
Ale ładuj akumulatory spokojnie.
Czekamy.
Zazie! Tak się cieszę że się odzywasz! Obiecuje, że nie będe słać majli, jeśli Cię męczą. Ale tęksniłam do Ciebie bardzo i cieszę się że masz się dobrze, że mopsy, że kaczki. Strasznie się cieszę!!!!!!! I żałuję, że nie mogę być tam z Wami, tak dobrze Cię rozumiem z tym ładowaniem akumulatorów, z tą przyrodą, z konkretnym, prostym sklepem, piekarnią i wszystkim innym. Zazie moja Droga Zazie!!!!!!
tak patrzę na te zdjęcia i myślę, to musi być całkiem niedaleko mojej babci… i jest! tęsknię za niezależnością tych terenów, niby nie ma tam nic a jest wszystko! Zazie, bardzo mi przykro, ale będę musiała napisać do Ciebie maila/zadzwonić jak wrócisz w sprawie książek :)
fajnie, że u Ciebie fajnie :)
sama bym chętnie się tak zawinęła…
Nie wiem, kto Cię bierze za fraki, myje buzie, pakuje skarpetki i i wywozi w takie miejsca.. ale dobrze, że jest!!
Oby ta pozytywna energia, którą się naładowałaś, uwalniała się baaaardzo wolno i jak najdłużej w Tobie była. :) Człowiek potrzebuje dziczy, by znaleźć samego siebie. Dobrze o tym wiem. Pozdrawiam serdecznie! ;)
gryzę własne japonki z zazdrości :) niezwykłe miejsce, piękne zdjęcia. a z doświadczenia wiem, że takie miejsca wspomagają działanie escitalopramu.
fajnie macie, zazdraszczam.
a po obejrzeniu Waszych cudnych zdjęć zaraz mi takie coś przyszło do głowy.
http://www.youtube.com/watch?v=uCmjyt7ZmWc