uwodna siła pokusy, która mnie nęci i zabija

2003-08-02

 

„Barwna uroda słońca – jak pisał Schulz – lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie,
tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku; 
morele, w których miąższu złotym był rdzeń długich popołudni…”

Nektarynki. Pierwszy kęs.

Ciekawe, czy w tym sezonie jestem na nie uczulona?
Kąsam jędrną skórę, wgryzam się w soczysty miąższ.
Zjedzona w całości! Nic się nie dzieje?! Droga wolna!!!
Szszsza… poczekam 5 minut, na wszelki wypadek.
Po 2 minutach kąsam następną, a po niej jeszcze jedną, i następną.
No i jeszcze tę ostatnią, a po niej już „ostatnią” ostatnią.
Mmm… pyszne.

Mój język, jakby nie mój, swędzi, gardło piecze.

Usta, hmm… mam zmysłowo nabrzmiałe usta.
Jednak ich zmysłowość po chwili zmienia się w opuchliznę.
Język i gardło – opuchnięte. Mam trudności z oddychaniem.
Ale głupia jesteś, Zazie!
skurcz oskrzeli, not good…

Co teraz? czekamy czy jedziemy po zastrzyk z aminofiliny? …
Może najpierw tabletka… – przewalam torebkę w poszukiwaniu błękitnej trucizny.

Biorę dwie, a co sobie będę żałować…, nie mam nic do stracenia, hehe ;>
Komórka rozdźwięczała się ostrzegawczo „Lotem trzmiela” Rimskiego-Korsakowa,
ekranik mruga: alert! alert! – niechybny znak obecności Matki na łączach!
telepatia jakaś czy co?! Nie odbieram. Po co?
Żeby wyrzęzić w słuchawkę „u mnie wszystko w porządku” ?

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x