w całkiem znośnym nastroju i bez mentalnych mdłości udałam się na wolę.
odbębniłam, co było do odbębnienia, zainkasowałam i wybiegłam.
tak, kupić coś, pocieszyć się, polepszyć sobie i w ogóle.
melanie mazucco „tak ukochana”
michel faber „szkarłatny płatek i biały”
amelie nothomb „z pokorą i uniżeniem”
irina dienieżkina „daj mi”
oraz dla K. – Raman Mahariszi.
tak, będzie, dobrze, będzie lepiej.
kompulsywne kupowanie książek. zamiast.
zamiast czego? kogo?
nie wiem. siadam do pracy.
na jutro mam napisać tę pieprzoną recenzję z „marii antoniny”.
wyjdzie fajnie, jak zwykle, ale przecież wiadomo,
że absolutnie każdą pracę
potrafię sobie skutecznie obrzydzić i uczynić z niej mękę/karę/itp.
tak już mam. czy kiedykolwiek się to zmieni?