pamiętacie Fraglesy, pocztówki od wuja Matta, kudłatego psa Sprocketa i jego zdziwaczałego pana,
którego życiową ideą fix były niekończące się próby przyszycia guzika do jajka sadzonego?
whatever. guzik. takie niby nic. a jednak.
którego życiową ideą fix były niekończące się próby przyszycia guzika do jajka sadzonego?
whatever. guzik. takie niby nic. a jednak.
dla osób nie uznających biżuterii – prócz kolczyków od wielkiego dzwonu – czyli dla mnie:
guzik z pętelką ma znaczenie. i to wielkie.
nie wiem, być może wyssałam to z mlekiem matki i babci, które w czasach kryzysu
nie wiem, być może wyssałam to z mlekiem matki i babci, które w czasach kryzysu
namiętnie gromadziły w szklanych słoikach i tekturowych pudełkach najróżniejsze
guziki, guziczki, zapinki, haftki, suwaczki, niteczki i pizdryczki. bo a nuż.
jako dziecko uwielbiałam zanurzać rękę w tych podręcznych gabinetach osobliwości
i na chybił trafił wyławiać z nich coraz to bardziej zachwycające okazy.
pewnego razu dałam widowiskowy upust swej guzikowej miłości.
wydana wraz z młodszym bratem i cioteczną siostrą na pastwę nudnego podwieczorku u Babci Basi
zainicjowałam genialną w swej prostocie zabawę – polegającą na wysypaniu ze wszystkich pudełek,
pudełeczek, słoiczków i koszyczków tysięcy gromadzonych przez babcię latami guzików,
pieczołowicie posegregowanych kolorami, kształtami i innymi parametrami,
które w owej chwili była dla mnie bez znaczenia.
liczyły się tylko setki kolorowych krążków, w których można było się tarzać,
zbierać je garściami z podłogi i obsypywać się nimi w ekstazie.
nie wiem, czy rodzeństwo podzielało podówczas mój entuzjazm,
ale miny mej rodzonej Babci nie zapomnę do końca życia.
no cóż, wychowała guzikowego potwora.
w późniejszych latach guzik zawsze kojarzył mi się z osobistym talizmanem,
dlatego z wielką rezerwą podchodziłam do ulicznych znalezisk guzikowych.
nachylałam się nad nimi ostrożnie i nie dotykając obiektu,
usiłowałam wyczuć jego energię, historię i moc.
nie można przecież tak po prostu podnieść z chodnika guzika,
z którym ktoś spędził połowę swojego życia.
zwłaszcza, że ludzie – podobnie jak guziki – bywają dobrzy, albo źli.
ale o czym to ja… no właśnie. patrzcie:
z małej chmurki duży deszcz. nadstaw uszu. kapie.
you’re soooo hoooot….
z jasnego nieba.
opowiedz mi bajkę…
zanim zgłodnieję…
i cię dopadnę!
mrrrrrrr….
śfinki tszy. a może nieco więcej…
oto cudowne guziki-rebusy, całe w niuansach i znaczeniach,
wybijające się z tłumu jak kwiatek przy kożuchu i perła wśród wieprzy,
zdobiące bardziej niż sznurki korali i dodające smaku każdej materii.
zdobiące bardziej niż sznurki korali i dodające smaku każdej materii.
te zachwycające prostotą i pomysłem cacko-guziki zostały stworzone przez młode projektantki
z nieformalnej grupy Babaakcja, którą w 2005 roku stworzyły dziewczyny z wydziału wzornictwa przemysłowego
warszawskiej ASP: Klementyna Jankiewicz, Zofia Konarska i Monika Ostaszewska.
niniejszym oddaję im guzikowy hołd.
niestety tych bajko-guziczków póki co nie można nigdzie kupić.
mam nadzieję, że to się niebawem zmieni.
bo mając choć jeden z nich – byłabym nawet gotowa odpruwać codziennie
po jednym z bezpłciowych guzików moich ubrań i każdorazowo wszywać
ten mały uroczy wykrzyknik.
bo mając choć jeden z nich – byłabym nawet gotowa odpruwać codziennie
po jednym z bezpłciowych guzików moich ubrań i każdorazowo wszywać
ten mały uroczy wykrzyknik.
www.babaakcja.com
[zdjęcia pochodzą z dostępnych materiałów prasowych]
komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl