czyli wpierniczam o 23.40 ser żółty i gorgonzolę, popijając czerwonym winem.
nie chcecie wiedzieć, co było wcześniej. a ja nie chcę pamiętać.
zwłaszcza, że mam kulminację PMS’u i w wyobraźni rzucam nożami.
ps. postanowiłam motywować się i przestraszać prawdziwie ohydnymi obrazkami:
ta wizja jest tak obrzydliwa, że aż robi mi się słabo…
żegnaj serze! czynisz zło!
ps. jeśli znacie równie makabryczne wizualizacje – chętnię przyjmę je na klatę.
Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu
może potrzebujesz innej motywacji, zaczęłam odchudzanie prawie razem z Tobą, diety pilnuję, intensywnie ćwiczę i już są pierwsze efekty:p zatem bierz się do roboty!
Ej Zaz, a Ty na serio chcesz schudnąć, bo od kiedy zaczęłaś, to każdego dnia raport, że „a to wpierniczyłaś to, a to tamto” – ja tez się nieraz rzucam na tabliczkę czekolady i przegryzam nachosami, ale jak już sobie mówię, że trzymam czystą michę, to robię wszystko, by te wpadki zdarzały się jak najrzadziej.
Za to jak nie jestem przekonana, że czas na dietę, to dwa Liony popchnięte rurką są na porządku dziennym.
ech, jak lubisz skoczna muzyke i krecenie tylkiem, to zapisz sie na zumbe i kilogramy same beda z krzykiem uciekac. Ja zawsze sport uwazalam za ZUO, a ze zumby wychodze z bananem na czerwonej i spoconek twarzy
Musisz zapytać się samej siebie, czy naprawdę chcesz schudnąć. Siła woli czyni cuda.
a Monti(gnac) pozwala jeść sery i pić wino, mówiłam :)?
dzizus, no to śniadanie mam z bani brrrrrr…
hehehe mi wszystkie diety trafiał szlag, gdy się wino przypałętało jakoś towarzysko, po jakiejś trzeciej lampce nie panuję nad rękoma i żuciem ;), acha, i na kaca MUSZĘ JEŚĆ, najlepiej hamburgery, najlepiej z maca (normalnie ich nie lubię) ale jakby co trzymam kciuki.. nad panowaniem ;)