strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
stare porzekadło głosi, że życie bez mopsa jest możliwe, aczkolwiek zupełnie pozbawione sensu. wakacje tym bardziej.
nie wyobrażam sobie relaksu, odpoczynku i wakacyjnej formy życia bez naszych czworonożnych parówek.
co prawda auto-podróżowanie z mopsami przez pół Polski to wyzwanie dla zuchwałych
(kupa, siku, gorąco, za zimno, piiić! nie, nie będę pić! maaamaaa! zgiełk, kocikwik i napierdalanka na tylnym siedzeniu) –
to jeszcze codzienna opieka nad mopsim bobasem o mentalności totalnie nieprzewidywalnego dwulatka,
który w każdej chwili może się niespodziewanie – akuku! – zesikać na kanapę, zesrać na dywan i wyrzygać na obrus
albo opcjonalnie: dostać histerii na widok podłogowego wazonu, przestraszyć się siebie w lustrze, spierdolić kurcgalopem przez prerię,
połknąć kapsel albo własny język, opcjonalnie także – beknąć, zapowietrzyć się i wymagać natychmiastowej reanimacji,
tudzież urządzić karczemną awanturę o zabawkę innego dwulatka, tyle że dwunożnego. i masz babo placek.
a raczej mopsa. a konkretniej dwa.
no ale cóż, trudno. nic nie poradzę na to, że z każdym dniem kocham je coraz bardziej.
bez mopsów nie ma życia. a tym bardziej wakacji.
co prawda przez jedną chwilę, a dokładniej jedną chwileczkę, naprawdę tyciutka chwilunię
zastanawiałam się, jak te nasze dwa pokraczne pokurcze zaprezentują się na salonach.
oprócz tego, że zesrają się na perski dywan u stóp Gospodarza pałacu. [Miszur, jesteś miszcz!]
no więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy pewnego wieczora siedzimy sobie zacnie
w eleganckim salonie Domku Ogrodnika, a ja nagle spostrzegam, że na dywanie brakuje Miszura…
– ojezu, pewnie znowu sra po kątach… – pomyślałam i zrobiło mi się odrobinę słabo.
i nagle zawieszam wzrok na jednym z foteli stojącym pod witryną z rosenthalami Pani Domu.
no nie wierzę…
patrzę na Syda i pytam się grzecznie, czy to ona wpadła na ten genialny w swym absurdzie pomysł,
by tego małego mopsiego łapserdaka z chronicznym glutem z nosa wpakować na antyczny fotel…?
tymczasem Syd patrzy na mnie z równie wielkim znakiem zapytania w oczach.
obie patrzymy więc pytająco na Kumoka…
– Mnie fto nie miesajcie, ja tu sobie psiem…
a Miszur jak se siedział, tak se siedzi i w najlepsze pierdzi w fotel…
i jeszcze się cholera oparł, wicehrabia jeden przepołowiony cholera jasna, żeby mu wygodniej było…
no normalnie infantka jak z Velazqueza, mopsia mać!
i ona tu sobie będzie spała, co nie…?
może jeszcze jedna z drugą każą się teraz tytułować rodowodami?! zapluta królewna Kloe Pretorianin z drugą artystką bułczaną Ingatią Pibaro
tylko Kumok – jak zawsze krzepka, przaśna i z prostego łódzkiego rodu. nie ma czasu pierdzieć w fotele i otomany, bo zabawa czeka!
ze sterty klocków Lego Kumoczek pracowicie wyłuskuje łapką piłeczkę. jak się za chwilę przekonacie – piłeczki we wszelkiej postaci
stanowią sens życia naszego Kumeczka
podczas gdy Kumeczek ciekawsko i własnomordziato eksploruje rzeczywistość – Miszur stosuje swoja ulubioną i sprawdzona taktykę
percepcji zapośredniczonej. czyli: wącha duponszcza bawiącego się Kumeczka.
trzeba to powiedzieć raz, a dobitnie – Miszur nie potrafi się bawić. naprawdę. Miszur woli leżeć, tulić się i obgryzać swoje kostko-smoczki
dlatego co chwilę sprawdza, czy jej miejscówka na fotelu pod witrynka z rosenthalami nadal jest wolna…
Kumeczek ma w dupie rosenthale. właśnie znalazł Scooby-Doo i będzie go zjadł.
po spacyfikowaniu Scooby’ego – Kumuś rozbroi czołg
tymczasem Miszur cichym kurcgalopem wycofał się na z góry upatrzoną pozycję
– zaległ malowniczo na fotelu i się komponuje z rosenthalami.
Kumoczek woli aktywny wypoczynek. np. jazdę na rowerze w foteliku dziecięcym
albo:
buju-buju na huśtawce! ;)
sama chciała wejść. a teraz siedzi. i czeka na buju-buju.
łagodne bujanie i czułe głaskanie
i buziaczki!
ten mops jest naprawdę z kosmosu.
no dobra, już wystarczy, na rączki!
ulubiona pozycja Kumoka na rękach u Syda. lubią tak wyglądać sobie przez okno ;)
uwielbiam na nie patrzeć. to jest po prostu miłość w czystej mopsiej postaci.
Kumeczek pachnie chrupeczkiem i jest najsłodszą mopsiczką świata.
co prawda jest troszkę mopsikiem specjalnej troski, ale to nic… jest naszym Serduszkiem.
Serduszkiem, które najbardziej na świecie kocha piłeczki :)
lubi siatkówkę na trawie
połączoną z wolną amerykanką i rugby
z elementami cyrkowego chodu na piłce
oraz mordo-nożną odmianę futbolu na trawie
w tej konkurencji nie ma sobie równych
a oto Kumeczek i jej ukochane piłeczki:
jest piłeczka – jest zabawa!
tymczasem ulubionym sportem Miszura jest spanie. w genach odziedziczyła to po Syd ;)
oraz siedzenie i przytulanie się pleckami do mamusi
oraz czekanie aż mamusia się obudzi i weźmie Miszurka na rączki
Miszurek ma czas. Miszurek poczeka. kocham tę małą buzię :*
tymczasem Kumeczek regeneruje się przed następną rundą piłki mordo-nożnej
i obmyśla boiskowe strategie
Bułka – Samo Zło – czyta kryminały i emanuje energią szatana
nasza mała kochana Nindża – w pogoni za rozumem :)
najsłodszy dzieciak bez oka i połowy mózgu :***
mała pirania gotowa połknąć każdego, kto stanie jej na drodze
mała mistrzyni prowokacji
uwielbiająca masochistyczne zabawy z resztą mopsiej sekty
podobnie Kumeczek – uwielbia być dręczona cieleśnie przez Miszura
ale kiedy na horyzoncie pojawia się piłeczka – bez żalu porzuca rozkosze cielesne
– Rzuuuuuć miii!!!! Rzuuuć!
– Kto mi rzuuuciii?
– A kto Misura nakajmiii?
– Pjoszem nakajmić Miszuja… Miszuj poczebujeeee….
– Misur! Miiisuuur!! Drugie śniadanie w pałacu!!!
– Mmmmmmmm!!!! Mmmmmmmm!!! Mmmmmmm!!!
– Mama, pozwól mu! Misur poczebuje!!!
– Pacz, jak zjemy to będę skakać przez obręcze!
– Wchodzisz w to, mama?! Pacz!
– Droga wolna, Miszur! Nakurwiaj!!!
– Aaaaaam!!! Aaaaaam! Głooodnyy chieeeessss….
– Daj chsu jeeeeść….
Super zdjęcia… Ja też bardzo się cieszę, że wróciłaś na bloga, bo Cię BARDZO brakowało, Ciebie i mopsików i Syd iii tego wszystkiego…
Wasze mopsy sa wrecz stworzone do tego palacowego wnetrza i wygladaja bardziej dostojnie niz corgy w windsorze;)))
Zazie, te zdjęcia są cudne! :)))
Else peka z zazdrosci, ona tez chce troche pomieszkac w palacu.. obiecalam jej ze napewno odwiedzimy to wspaniale miejsce… mopsik bardzo sie cieszy i macha ogonkiem, oj, ale by sobie pobiegala z ta mopsia „sekta”, tez lubi pileczki i rozne szalenstwa :-)
Zaz, super, że powróciłaś na bloga, bo brakowało mi Cię na co-dzień:) Jak patrzę na Miszura to idealnie jak mój Emir. Stwierdziliśmy, iż słusznie otrzymał to imię, bo zachowywał się jak prawdziwy emir arabski. Zawsze siedział na najwyższym punkcie, mieliśmy taki mega wielki fotel to tylko książę z niego korzystał, ponadto spał zawsze na poduszkach (w łóżku miał kilka poduszek w nogach), gdziekolwiek pojechaliśmy to wynajdywał miejsce do siedzenia, gdzie mógł odnaleźć punkt obserwacyjny i do tego musiało być to miejsce nadzwyczaj wygodne. Oczywiście przy stole zawsze siedział z nami i twarz opierał o blat pozostawiać ślinę (tam to jego miejsce było wytarte), u cioci miał swój osobisty fotel, a u babci miał fotel lekko bujany wyściełany kocykiem żeby się nie ślizgał. A jeszcze jak spał to nad głową, żeby być wyżej od Ciebie, ewentualnie pyszczek na ramieniu.
Super, że odpoczęłaś, piękny ten pałacyk, zachęciłaś mnie do odwiedzin tego miejsca, naprawdę coś niesamowitego jak z takiej rudery zrobić coś najwyższej klasy. I te meble, myślałam, że skonam z zazdrości jak oglądałam fotki.
Jeszcze jedno, jak pisałaś o fasie to faktycznie może za dużo tych informacji na siebie przyjmujesz i wplątałaś się w sieć. Ja mam takie miejsce u babci (na wschodzie), która mieszka na niedużej wsi pod lasem i tam jestem odizolowana od wszystkiego. Nie mam kompa, telewizji dziadek nie pozwala oglądać (bo tam nic nie ma), radio babcia ma u siebie w pokoju, więc pozostają Ci książki, robienie konfitur, lepienie pierogów, chodzenie po lesie, łące i spacery z psami. A face to pożeracz czasu, na początku (w 2007) jak sobie zrobiłam konto to się zachłysnęłam, teraz nic nie robię, bo straciłam do tego cierpliwość i nawet tam nie zaglądam.
A zdjęcia przepiękne, taki ostre soczyste kolory, portrety Miszura cudo. Jeszcze raz super, że wróciłaś na bloga. Przepraszam jeśli się zanadto rozwinęłam.
kurcze pieczone, tak pacze i pacze i myślę sobie że to najszczęśliwsze mopsy pod słońcem!
(uwielbiam Zazie Twojego bloga) – pozdrowienia dla Was wszystkich!
Już wiem czemu miałam spierdolony miesiąc miodowy w Egipcie.
Nie mamy mopsa. Ot, cała filozofia.
A moze Mao Tse-tung mial jednak racje, nazywajac mopsy psimi arystokratami (a moze psami arystokracji?) ;) CUDO!
mopsie miny są bezcenne
Syd z Kumokiem na rękach-przepiękny widok:)Aż się wzruszyłam -to ogromne szczęście mieć przy boku kochane osoby i osobo-piesy:)
Dawka mopsiego humoru cuuudowna
jak zwykle – piękny reportaż.
ściskam mocno.
Bo Miszurek jest następczynią tronu królewskiego, wykradzioną w dzieciństwie z zamku rodzinnego i tak jej się w pięknym otoczeniu przypomniało kim naprawdę jest:).
niesamowite te Wasze dzieciaki! a jak pozują! uśmiechy. wygięcia talii. szok.