nie chce mi się gadać. nie chce mi się otwierać ust. wszystko, co powiem,
wraca do mnie głuchym echem i brzmi jeszcze bardziej absurdalnie niż zazwyczaj.
w tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak czekać. skrobać paznokciem
w szklaną taflę, bębnić opuszkami palców, pozostawiając niewyraźne ślady,
po których i tak nie sposób do mnie trafić. nawet ja się gubię.
grunt, żeby przeszło. minęło. przestało uwierać. rozpraszać. dźwięczeć z tyłu głowy.
ostatkiem sił przenoszę wzrok, próbując skupić się na pierwszym lepszym
obiekcie w czasie i przestrzeni. oby tylko zawiesić się i nie myśleć.
– mów, mów, mów, machaj rękami, tłucz i siekaj powietrze, chwytaj, walcz –
wypełniaj szczelnie cały kadr i odwracaj moją uwagę. niech się dzieje. cokolwiek.
ja i tak muszę czekać. chcąc nie chcąc – mam czas.
dopóki się nie obudzę.
bardzo wysoka chałupa…
ja też brnę na śpiąco przez rzeczywistość machając rękoma przed sobą :*
Podoba mi sie zdjecie.
P.s.: Wsta-waj, wsta-waj, (…) nie udawaj ;-)
wczoraj obejrzałysmy Ju-on i potem wtopiłam się w świat japońskich subtelniaków. tego pana też pamiętam. jest bardzo sympatyczny. w porównaniu z resztą ;) x
:* Ja też czekam…