żyjemy trochę w kucki, w chaotycznej prowizorce, w wiecznym niedoczasie, zmęczeniu i bałaganie…
targając wózek wypełniony mopsami kolejką WKD, autobusami, tramwajami i metrem – w trzaskający mróz, z prosiakami w śpiworze i z termoforem wypełnionym gorącą wodą, jak i w upał – z chłodzącą matą i zamrożoną 1,5-litrową butelką wody, która ma je chłodzić. Sami jesteśmy przy tym srogo ujebani, spoceni i zmachani…
Docieramy czasem do granic rzeczywistości…
gdzie już niby nic dalej nie ma i w imię rozsądku należałoby porzucić wszelką nadzieję, ale i tak uparcie przemy dalej, póki nie okaże się, że poza granicami absurdu rozciąga się kolejny obszar nadziei i możliwości…
czasem mam wrażenie, że dzieje się magia
i samą siłą woli, upartą wiarą i niepoddawaniem się torujemy sobie nowe ścieżki
wiem, że robimy to wszystko z miłości…
Marcin mówi, że rośliny lubią rosnąć tam, gdzie jest miłość . i chyba ma rację.
Baby Monster Świeżutek – dopiero co się wykluł z rulonu, a już taki piękny 🌿
a propos zieloności:
przypomniałam sobie ostatnio o książce, którą bardzo lubiłam jako dziecko
i zawsze wracałam do niej latem
tego lata nie wszystko jest takie, jak byśmy chcieli…
moglibyśmy lukrować tę rzeczywistość, ale kto by miał na to czas i siłę?
mówiłam już, że próbuję o siebie dbać?
A w ogóle to świetnie się spisałaś, Olga! Tydzień na keto+intermittent fasting i jest Ciebie mniej o 4,5 kg. Tak, ja wiem, że to woda i zawartość mrocznych czeluści jelit, ale jest mi zdecydowanie lżej i milej. Ale żeby nie było zbyt różowo, lecę na ostro z kwasem z The Ordinary AHA 30% + BHA 2% Peeling Solution – piecze jak skurwysyn, więc się wachluję!
i doprawdy nie wiem, czemu to „dbanie o siebie” rozpoczynam od nakładania rozmaitych masek na twarz, a nie na przykład od wykluczenia toksycznych osób ze swojego otoczenia?
jak gdybym naiwnie wierzyła, że maski, glinki i szuwaksy magicznie wyprasują mi zmarszczki i cienie, które robią się od płaczu i zamartwiania się nie tylko tym, co się w naszym życiu dzieje, ale i tym, co ktoś raczył na jego i nasz temat powiedzieć. no absurd.
tutaj mamy „wychodne” i jesteśmy na najlepszej 50-tce tego stulecia :)
i naprawdę dobrze się bawimy, bo tak sobie postanowiliśmy, zamiast siedzieć i schizować, co dalej, jak dalej…
A nad ranem, wracając z imprezy, zostałam postawiona do pionu i właśnie – tuż przed północą i zamknięciem zgłoszeń – w popłochu dodaję swoje dzieła zebrane, pisane i tłumaczone pod pseudonimem, do bazy PLR Copyright Polska:
Wyszły mi w sumie… eee, 44 pozycje! Nawet nie miałam pojęcia, że było tyle wydań tych moich wypocin :D
PS. to naprawdę miłe (i jakże egzotyczne dla mnie!) uczucie: zadbać o swoje interesy :)
Jakkolwiek wątpię, żeby ktoś te osobliwe dzieła literatury dziecięcej wypożyczał z biblioteki ;)
Choć nie powiem, niespodzianki pieniężne z ZAIKSu za tłumaczenia seriali dla dzieci zawsze mnie cieszą!
A na pytanie, czy wolę siebie i rzeczywistość z filtrem rozjaśniająco-wygładzającym
czy raczej wręcz przeciwnie…
odpowiadam, że wolę tę wersję z cieniami, plamami, blaskiem i pomarszczeniami ;)