w ramach walki ze smutkiem wybrałam się z dziewczętami na tak srogie wigilijne bajlando (z polewaniem się winem i posypywaniem solą), że w drodze powrotnej – za sprawą osobliwej akrobacji „pod wpływem” – prawie pocałowałam staromiejski bruk, a reszta towarzystwa nie trafiała w klawisze telefonu celem zamówienia ubera!
o święci pańscy, jakie to było dobre, słuszne i potrzebne!