Małe Czuczu wspiera kobiety w technologiach! Bo może :)

strona główna > codziennik > mopsy  > kumokmiszur > czuczu

 

 

No i stało się! Po okresie home-office, przyznanym na opiekę nad mopsim niemowlęciem, zostałam powołana do stawienia się w miejscu pracy celem intensywnej organizacji nadchodzącego Summitu. Ale ponieważ nie jestem sadystką, która skazałaby Misia Miszura na pastwę losu oraz zakusów miłosno-bokserskich Czuczła, zostało ustalone, że do biura będę przychodzić z moim małym osobnikiem. Nie wróżę temu pomysłowi większych sukcesów, ale spróbujmy – raz się żyje!

Pierwsze primo: w tym roku pracujemy w szklanym piekle, czyli supernowoczesnym i kosmicznym biurowcu, pozbawionym naturalnego powietrza i szczelnie wyłożonym wykładzinami. Bez pieskuff.

 

Matka Zazie musiała więc przemycić swojego kurdupelka w torbie, gdzieś pomiędzy laptopem a stertą papierów, dzierżąc przy tym w dłoni złożony na płasko i udający aktówkę podróżny bobo-pierdolniczek z dwoma tarasami widokowymi i foyer, za który musiałą zapłacić milion monet na allegro.

 

Do tego zabawki, gryzaczki, żarcie, podróżne miseczki, pieluchy, ręczniki i chuj wiec co jeszcze.

 

Czy Mały szatan był zachwycony koniecznością siedzenia w podróżnym bobo-pierdolniczku?

Oczywiście, że nie!

 

Zaczęło się więc darcie mordy, spazmatyczne wicie, drapanie, podskoki i szarpanina…

Czy ja się dziwię temu dziecku? Oczywiście, że nie!

 

W środku, w Czesiu, zachowuję się dokładnie tak samo…

tylko przez tyle lat po prostu nauczyłam się lepiej maskować swoją frustrację i organiczne nieprzystosowanie do przebywania w miejscach korporacyjnych

 

Słowem:  Święci pańscy, trzymajcie mnie, albowiem nie ręczę za siebie!

No co ja Ci poradzę, karaluszku? Gadaj z Bianką! To był jej pomysł!

 

– Mamaaa, bawić! Biegać! Turlać!

Wzięłam głuptaska na spacer, a potem na drugi i na trzeci. No i weź tu pracuj człowieku… W domu Czuczło ganiałoby sobie butelkę, piłkę, własny ogon albo rozpierdalało grzechotki na pałąkach bobo-pierdolniczka, a ja mogłabym w spokoju pisać…

 

O, proszę! Ciotka Marlon zabawia Czuczełko!

Czuczełko kocha Marlona od pierwszego wejrzenia

 

 

I wlaśnie przeżywa time of her life i najlepszą zabawę ever

 


Ciotka Marlon nakurwia bawienie, a dwie inne ciotki po obu stronach korytarza stoją na czatach i pilnują, czy nikt nie idzie…

 

Bo wiecie, biuro bez pieskuff…

I w sumie jak tak patrzę na to moje Czuczło, to nie wygląda mi ono na klasycznego pjeska…

 

Ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Próbuję pracować. Ciotka Marlon też musiała wrocić do roboty

 

więc pieczę nad Czuczłem przejęła doktor inżynier Ania

ale już widzę, że Czuczło roznosi od środka i zaraz wskoczy na stół

 

 

biorę ją na stronę i zaklinam, błagając o litość…

 

 

żeby wytrzymała, że może drzemka, może jedzonko, może tulenie… tylko błagam, nie biegaj! i nie rozpierdalaj!

 

no ale jak ma nie biegać i nie rozpierdalać?

przecież jest szczeniaczkiem!!!

 

w końcu zasnęła!

dobra, szybko, robota!

 

 

piszę na czas, zestresowana, spięta, modląc się w duchu, żeby jeszcze pospała z kwadrans, bo jestem do tyłu z robotą…

 

no i chuj, no i cześć.

– Mama!!!

 

i lament: że nudzi, że nieszczęśliwe, że bawić, że biegać, a gdzie Misiu, a Maamaaa….

 

dobra, śpi!

szybko, piszemy! stukamy! wysyłamy! ale tak, żeby się nie poruszyć, nie obudzić…

 

strasznie mi szkoda tego dzieciaczka…

tak się nie da ani pracować, ani być szczeniaczkiem!

 

 

wracam na home office!

 

 

 

strona główna > codziennik > mopsy  > kumokmiszur > czuczu

Obserwuj Mopsiki Zazie:
 
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x