Mopsia Babunia Misia Miszunia

strona główna > codziennik > mopsy  > kumokmiszur > czuczu

 

 

To jest tak mądry, dobry i kochany piesek… To jest tak trudny piesek, tak wyjątkowy, tak nieneurotypowy, tak skomplikowany. I jedyny w swoim rodzaju

 

Patrzę na tę moją zażywną starowinkę, 12-letnią mopsią dzidzię…

aspołeczną aparatkę i kosmitkę w spektrum autyzmu,

 

która mknie ku mnie na ślepo, prawie głucho i na obolałych nóżkach…

… i serce mi drży z miłości, wzruszenia, wdzięczności, troski i strachu o tę istotkę,

 

a zarazem podziwu, że jest tak dzielna i wspaniała

Patrząc po tych wszystkich latach na blogu czy facebookowej stronie Kumoka i Miszura, wydawać by się mogło, że Miszur jest w naszej rodzinie „bohaterem drugiego planu”, ale to NIEPRAWDA.

 

Owszem, jeśli chodzi o chorowanie, zarządzanie całym domem i przygodowe awanturnictwo – Kumok zawsze grała pierwsze skrzypce, a jej wirtuozerskie solówki od lat stanowiły wspaniały blogowy content.

 

Domeną Misia były nie mniej widowiskowe, choć nieco trudniejsze do uwiecznienia na zdjęciach czy filmach, neurotyczne popisy emocjonalne, podczas których – zamiast chwytać za aparat – ratowało się samego Misia, Kumoka, nas, mieszkanie i całą resztę świata! :))

 

Miszur przez całe dzieciństwo, młodość i dojrzałość była najczulszym, najwrażliwszym i najbardziej emocjonalnym mopsikiem, jakiego znam!

 

Niestety po śmierci Kumoka – Miszurek totalnie zamknęła się w swoim świecie… Do tej pory nie pisałam o tym na blogu, bo samo odejście Kumoka wciąż jest dla mnie bardzo bolesne i trudne, a wewnętrzna emigracja Misia łamie mi serce…

 

Kiedy Miszur jako dzidzia pojawiła się w naszym domu – Kumok momentalnie wzięła dzieciaka pod swoje skrzydła, uznała za swojego, a czasami wręcz nie dopuszczała nas do wychowania Miszura, uznając, że maluch należy tylko i wyłącznie do niej.

 

Z jednej strony było to słodkie i kochane, bo Kumok była totalnie opiekuńcza wobec Miszurka (niemal do dnia swojej śmierci), bardzo przejęta rolą wychowawcy, przewodnika i osobnika alfa w stadzie.

 

 

Z drugiej jednak strony miało to swoje konsekwencje – kontakt Miszurka z rzeczywistością był totalnie zapośredniczony przez Kumoka, która była dla niej bezpiecznym buforem, przewodnikiem, obrońcą i dominatorem…

 

Bez wątpienia na ukształtowanie się u Miszurka tak neurotycznej osobowości miał wpływ brak socjalizacji w odpowiednim czasie…

 

Miszur, będąc szczeniakiem, chorowała na ciężką postać nużycy (nabytą w hodowli, od matki) z powikłaniami ropnymi i drastycznym spadkiem odporności…

 

 

Przez wiele miesięcy była leczona iwermektyną, która w tamtym czasie była dostępna jedynie w postaci preparatów dla… koni.

 

Intensywne leczenie i towarzyszący mu całkowity brak odporności sprawiły, że Miszurek nie mogła przejść we właściwym czasie wszystkich niezbędnych szczepień na choroby zakaźne…

 

a to z kolei skutkowało tym, że pierwszy spacer odbyła dopiero po ukończeniu 6 miesiąca życia!

 

I niestety okazało się, że nie jest radosnym i ciekawym świata mopsikiem, ale małą śmiertelnie przerażoną kulką, która trzęsie się ze strachu, gdy tyko poczuje pod stopkami chodnik lub trawę…

 

Przez pierwsze lata spacery z Miszurkiem były koszmarem, ponieważ miała tak wysoki poziom lęku, że na wszystkie bodźce reagowała histerią i agresją, drąc się niemiłosiernie, tocząc pianę z pyska i rzucając się na wszystko i wszystkich…

 

Konsultowałyśmy ją u wielu behawiorystów, stosowałyśmy specjalne techniki, ćwiczenia i metody…

 

W końcu wpadłam na pomysł, żeby organizować w domu „mopsie kinderbale” dla Miszurka, gdzie w gronie samych znajomych mopsików mogłaby się socjalizować i oswajać…

 

 

I z jednej strony był to strzał w dziesiątkę, bo Miszurek zaakceptowała mopsie koleżanki i super się z nimi bawiła, ale po każdym takim spotkaniu i tak musiała odreagowywać wszystkie emocje, a robiła to poprzez… sikanie na podłogi, kanapy i łóżka.

 

Nawet nie wiecie, ile pracy, cierpliwości i miłości potrzebowała Miszur, żeby oswoić wszystkie swoje lęki i nauczyć się żyć w świecie, który nie do końca rozumiała… A Kumok ją chroniła, wspierała, wychowywała i nieustannie nad nią czuwała!

Miszurek nigdy nie rozumiała świata, nie rozumiała innych psów, ale za to bezbłędnie czytała ludzkie emocje! Kiedy byłam w dołku, kiedy płakałam – to zawsze Miszurek przychodziła do mnie, siadała obok, kładła na mnie łapkę, przytulała się, była blisko… Kumok nie miała na to czasu, zajęta swoimi przygodami i podbijaniem świata! :)

 

I jeśli mam być szczera, to Kumok też przeszła z Miszurkiem ciężkie chwile… Ich symbiotyczna relacja została w pewnym momencie wystawiona na bardzo ciężką próbę. Latem 2014 roku – Kumok i Miszur dostały po raz pierwszy Bravecto, potem wczesną jesienią obie zostały standardowo zaszczepione na wściekliznę…

I zaczęło się pandemonium. Nie wiem, od czego, lekarze też nie wiedzieli, być może to zwykły zbieg okoliczności… Miszur z dnia na dzień wpadła w jakąś psychozę z atakami ślepej furii i agresji. Rzucała się na Kumoka i gryzła ją do krwi. Wystarczyło, że Kumok na nią spojrzała, a Miszur rzucała się jej do gardła. Do tego Miszur chwytała Kumoka za uszy i gryzła ją tak mocno, że lała się krew, a uszy Kumoka zaczęły przypominać dwa wypełnione krwią „pierogi” – spuchnięte, krwawiące, porozrywane.

Kumok była w strasznym stanie psychicznym – totalnie zdruzgotana i nie rozumiejąca, co się właściwie dzieje: dlaczego jej ukochany Dzieciak nagle chce ją zagryźć… Czy wiecie, że do Miszurka w pewnym momencie – kiedy już behawioryści nie dawali sobie z nią rady – przyjeżdżał do domu „psi psychiatra”? Pomogły dopiero leki wyciszające i przeciwpadaczkowe…

Gdy agresja Miszurka zaczęła się wyciszać, niespodziewanie Kumok ciężko zachorowała – dostała encefalopatii wątrobowej (z atakami padaczkowymi) na tle hiperamonemii. Kiedy jeździłyśmy po weterynarzach ratować życie Kumoka, raz czy dwa razy zdarzyło się, że Miszur została sama w domu, ponieważ nie sposób było z nią siedzieć kilka godzin w poczekalni u weterynarza, podczas gdy Kumokowi podawano kroplówkę. Efekt był taki, że Miszurkowi ze stresu tak spadła odporność, że znów po wielu latach dała o sobie znać uśpiona nużyca… Ale dałyśmy radę, ze wszystkim. Kumok i Miszur spędziły razem jeszcze wiele lat. Miszurek bardzo ciężko przeżyła zniknięcie z naszego życia „drugiej matki”, która – jak się okazało – rozstała się nie tylko ze mną, ale i z mopsami również, informując mnie, że „nie kocha już Miszura, bo Miszur za bardzo przypomina mnie”. Kurtyna.

Miszurek bardzo się po tym zmieniła, trochę zdziwaczała, ale wciąż była najwrażliwszym psim grubaskiem. Na szczęście pojawił się Tata Marcin, który pokochał Misia całym sercem, a Miszurek odwzajemniła tę miłość po wielokroć. I tak sobie wszyscy żyliśmy i cieszyliśmy sobą. Aż do śmierci Kumoka. Po jej odejściu Miszurek zmieniła się jeszcze bardziej. Być może to też kwestia wieku. Teraz bardziej przypomina kocura – introwertycznego indywidualistę, którego myśli i tok rozumowania krążą tylko sobie znanymi ścieżkami….

Miszur jest kochana, wspaniała, dziwna, zagadkowa… O dziwo wobec Czuczu jest totalnie łagodna i bez sprzeciwu poddaje się intensywnym „wyrazom szczenięcej miłości”. Oczywiście, że ją chronimy przed natarczywością Czuczu. Przecież jest naszym Psem Bohaterem i Psim Geniuszem (ale o tym opowiem Wam innym razem)…

 

 

 

 

strona główna > codziennik > mopsy  > kumokmiszur > czuczu

Obserwuj Mopsiki Zazie:
 
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x