na święta można jeździć do ciepłych krajów lub alpejskich kurortów, można się także zajebać w trakcie przedświątecznych porządków
lub z rozpaczy strzelić sobie w łeb nad wanną z tłuczonym karpiem, można się zadłużyć w providencie, żeby się tylko „obkupić” i „objeść”,
można też dać się wplątać w duszny gąszcz gałęzi genealogicznego drzewa, które na raty więdnie przy suto zastawionym stole.
można także spędzić bajkowe święta marzeń. w zależności od tego, jakie się ma marzenia.
można także od świąt nie oczekiwać niczego :)
w środku nocy kupić krzywą choinkę od dwóch pijanych kolesi oraz śledzie w całodobowym Tesco…
zamiast karpia zatłuc młotkiem kolorowe landrynki…
a z mąki, jajek, miodu i kakao – ulepić czarny ląd dla monsterów
oraz galerię antenatów:
podobieństwo – uderzające! :)))
koniec końców – przez zupełny przypadek – wychodzą nam z tego pierniczki z landrynkowymi witrażykami ;)
zaś z wigilijnego barszczu mruga do nas okiem przybysz z innej czasoprzestrzeni
mopsy nie mogą doczekać się prezentów, a my planujemy święty spokój…
i wtem…! wpadamy na wigilię do ochockich sąsiadów, potem oni do nas, potem wszyscy razem do jeszcze jednych i znowu do nas,
a potem do nich, i do kolejnych… i tak od Wigilii aż do Sylwestra włącznie! :))
jestem absolutnie oczarowana, szczęśliwa i tak jak reszta naszych Ochocian cofam się w czasie do lat dziecięcych,
kiedy wszyscy byliśmy bandą z jednego podwórka i od rana do wieczora wspólnie ganialiśmy od jednego domu do drugiego –
to na obiad, to na kolację, to posprzątać w klatce chomikowi czy wyprowadzić psa na spacer.
z tym że teraz lecimy Pigwówką.
tak ochoczo i konsekwentnie, że kiedy w sylwestrowy poranek
próbuję kupić zapas butelek na wieczór – pani w sklepie mówi mi, że już nie ma… :)))
na szczęście innym się udaje i koniec roku świętujemy tradycyjnie:
♥ ♥ ♥ KOCHAM WAS WSZYSTKICH !!! ♥ ♥ ♥
to były moje bajkowe święta marzeń :)))
a poza tym – ojezu, ojezu, mój brzuch…
oraz: Wam też wszystkiego najlepszego! ♥
Ale fajnie! szkoda że mieszkam AŻ 3 ulice dalej i się nie załapałam ;(
Tak zdrowo i po ludzku zazdroszczę takich sąsiadów. U nas sąsiedzka katastrofa. Nad nami wstrętna młoda larwa, latająca na złość w trepach po nocy i wiecznie się drąca na dziecko. Piętro wyżej gniazdo ekskluzywnych panienek do towarzystwa sadzących niezliczoną ilość ,,Petuni „pod naszym oknem. Wyżej autystyczna rodzina, oraz niezliczona ilość studentów, dla których słowo dzień dobry to jakaś magia z innej planety. W Porzo jest tylko dogorywająca żołnierska Gwardia i jej ukraińskie opiekunki. Na miano sąsiada roku zasługuje jedynie Andreas, niemiec latający zimą w sandałach, skrótach i góralskim kożuchu, czym wprawia w mimiczne zażenowanie większość napotkanych ludzi, tym bardziej, że wszystkim życzy miłego dnia, czworonogom również;) Dodam tylko,że jest zupełnie normalny;) Chcę na drugą stronę OCHOCKIEJ MOCY!