mimo nastroju rodem z horrorów klasy C, D i E oraz głęboko zakorzenionej niechęci do rzeczywistości postanowiłam jednak się ogarnąć, dać sobie kopa w dupę oraz z liścia w facjatę.
bo to się zwykle tak niepozornie zaczyna: nie pójdę, nie zrobię, nie podniosę słuchawki telefonu, nie odpiszę. i znów zacznę dziczeć.
prawda jest taka, że świat do mnie nie przyjdzie. bo niby czemu miałby to zrobić?
przecież to ze mną jest coś nie tak, skoro nie potrafię docenić jego wartości, urody i smaku.
sama więc muszę się ze światem przeprosić. i sama do niego wyjść.
także ten… kopniak na rozpęd i cała naprzód!
najlepiej wrzucić się od razu na głęboką wodę – z odmętów fobii społecznej na najbardziej huczną domówkę pierwszych dni wiosny…
podczas której z pracowni Pani Domu duszkiem i chyłkiem wymykają się dwie podwodne kreatury…
wprost na taneczny parkiet…
gdzie dokonują nieoficjalnej premiery najbardziej odjechanych kostiumów teatralnych tego sezonu
które już w czerwcu zagoszczą na scenie The Israeli Opera w Telawiwie…
słabo? :)
jestem oniemiała z zachwytu.
i nie mogę uwierzyć, że naprawdę chciałam zostać w domu.
oprócz tego – wiadomo – mnóstwo alkoholu, glutenu i reszty niezdrowych rzeczy, ale za to w doborowym towarzystwie! <3
siper! :)