Czasem mam wrażenie, że Ochocianie to zupełnie inny gatunek niż reszta warszawskich autochtonów – stadny, gromadny, zabawowy, kontaktowy i na przekór nie zawsze fajnej codzienności skory do uciech wszelakich.
Regularnie raczę Was na blogu newsami z naszej dzielni – począwszy od smaczków i smakowitości nieodżałowanego Posłańca Uczuć (który niestety przegrał z osobliwymi fluidami mieszkańców ulicy Glogera, których niniejszym skazuję na banicję, a ich ulicę ze smutkiem czynię ochockim obszarem eksterytorialnej smuty); przez rokroczne Ochockie Pikniki Sądziedzkie (TU! oraz TU!) organizowane przez niestrudzoną Ingeborgę i stowarzyszenie Ochocianie Sądziedzi; po zwykłe i codzienne przygody Kumoka i Miszura na ochockim kwadracie.
Tym razem spieszę donieść, że Ochocianie hucznie przywitali jesień…
tańcząc radośnie pod rozświetlonymi żółknącymi liśćmi drzew w Parku Wielkopolskim
Ochocianin tańczy, tańczy, tańczy, tańczy
Tańczą, tańczą, tańczą, tańczą jego nogi
Ochocianin tańczy, tańczy, tańczy, tańczy
Tańczą, tańczą, tańczą, tańczą jego ręce
Ochocianin tańczy, tańczy, tańczy, tańczy
Tańczy, tańczy, tańczy, tańczy jego głowa
Ochocianin tańczy, tańczy, tańczy, tańczy
Tańczą, tańczą, tańczą, tańczą jego stopy
Ochocianin tańczy, tańczy, tańczy, tańczy
Tańczą, tańczą, tańczą, tańczą jego uszy…
[oryginał TUTAJ]
no dobra, bądźmy szczerzy – Ochocianie są o wiele bardziej rozerotyzowani i baunsują przy kultowym ochockim przeboju sąsiedzkich potańcówek
Ero ero disco, oto dla zakochanych dens
Ero ero disco, miłosnej strawy słodki kęs
Miłosnej strawy słodki kęs…
[oryginał: TUTAJ]
a dzieciaki, wiadomo:
Najeneun ttasaroun inganjeogin yeoja
Keopi hanjanui yeoyureul aneun pumgyeok inneun yeoja
Bami omyeon simjangi tteugeowojineun yeoja
Geureon banjeon inneun yeoja
Naneun sanai
Najeneun neomankeum ttasaroun geureon sanai
Keopi sikgido jeone wonsyat ttaerineun sanai
Bami omyeon simjangi teojyeobeorineun sanai
Geureon sanai
kto nie tańczy, ten z Grochowa i Saskiej Kępy! ;P
tańczy nawet Babcia Staruszka ze swoim równie stareńkim jamniczkiem! :)))
W takich momentach czuję, że nigdy-przenigdy nie przeprowadzimy się z powrotem na Tarchomin, mimo że kredytowa pętla zaciska się na naszych szyjach, a rozum podpowiada, by z podkulonym ogonem wracać na przedmieścia…
Ochocianom nie przeszkadza nawet rzęsisty deszcz jesienny dzwoniący o dance-floor
tańczą dalej, radośnie i zapamiętale
najpiękniejsze jest to, że to nie żaden dzielnicowy festyn ku czci nowego supermarketu, tylko oddolna inicjatywa mieszkańców…
którzy chcą sobie potańczyć na świeżym powietrzu – z dzieciakami, psami, sąsiadami…
tak po prostu. jak w domu. na Starej Ochocie ♥
dziękujemy! :)))