z czystej desperacji zamówiłam cudowny syrop,
który ma mnie uwolnić od wszelkiej otyłości i cielesnej nieszczęśliwości.
będę go pić z wodą i cytryną. zamiast wszystkiego innego. i to mnie uzdrowi.
a trzeciego dnia zmartwychwstanę.
hell yeah!
weekend spędziłam praktycznie bez telefonu i internetu,
nie odczuwając tego w jakiś szczególny sposób.
jak nie ma, to nie ma. co z łącza, to z serca. czyli nie tęsknię.
pogrążyłam się za to w kolejnej fazie porządków, samooskarżania, frustracji i jęczenia.
nie odhaczyłam przy tym żadnej z pozycji na liście rzeczy do zrobienia. a było tego wiele, jak zwykle.
mówię Syd, że nic nie robię. Syd mi na to, że wciąż coś robię. ja na to, że efektów jakoś nie widać.
oraz że jestem zła, leniwa, gnuśna i niesmaczna. oraz gruba.
a także – śnieg pada, śnieg pada. za oknem. mokniem.
ktoś mógłby pomyśleć, że mam depresję. ale spieszę donieść, że wręcz przeciwnie.
uwielbiam życie, kocham cały świat. tylko że jestem jego najsłabszym ogniwem.
solą w oku. drzazgą pod paznokciem. plamą na słońcu.
wymagam od siebie wszystkiego, nie potrafiąc wyegzekwować niczego. bolesny dysonans rodzi frustrację.
ktoś zapytał mnie w mailu, czy nie boję się takiego blogowego ekshibicjonizmu.
ale że co? ja taka jestem. ekstrawertyczna. totalnie. wszystko się ze mnie wylewa wezbraną falą.
nie potrafię udawać mrocznej i tajemniczej. jestem babą z bazaru. pełną rumianą gębą.
a gdy mnie sen zmorzy, zakradnij się i pozbaw mnie twarzy
powoli zedrzyj skórę, uwolnij mnie od rysów tych przeklętych
a z gliny ulep mi kobiety prostej twarz
i nową daj tożsamość
nauczę się nauczę jej na pamięć
i kiedy się spełni bezkarna i naga
przejdę ulicą
a poza tym jeszcze chyba się nie pozbierałam po wczorajszym
genialnym, zachwycającym i porywającym
koncercie Nosowskiej w OCH-teatrze.
hej Zazie.
myślę, że jesteś bardzo odważna pokazując się bez makijażu, bez udawania i upiękaszania. i to robi dużo większe wrażenie niż słodki świat w polewie z lukru.
podziwiam.
i pozdrawiam bardzo serdecznie!
Basia
No to teraz ja: – Nie wiem od kiedy czytacie ten blog, ale ja chyba w zasadzie od początku jego istnienia. Nie komentuję, bo nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Ale mam jedno spostrzeżenie a propo tych wszystkich waszych komentarzy pod tą notką: – Dawniej pare lat temu Zazie faktycznie szła na całość i naprawdę działo się na tym blogu oj działo. Teraz jest zdecydowanie spokojniej, a Zazie chyba dorosła i zaczęła siebie chronić, więc te czyjeś teksty o szukaniu haka są raczej zupełnie nie trafione
Też śledzę od samego początku i refleksję mam podobną.
myślę, że obie/oboje macie rację ;)
może nie dorosłam, ale nabrałam trochę ogłady :D
Moim zdaniem się odsłaniasz za bardzo, A nie boisz się, że ktoś w końcu znajdzie na blogu haka na Ciebie?? Wystarczy jakiś czuły punkt i siup!
ale, że co? zabuja się w niej na zabój, wyśledzi, porwie i będzie trzymał w zaczarowanym ogrodzie bez dostępu świata zewnętrznego?
Ciekawy jestem czy Zazie ma jakiegoś psychofana czy psychofankę
sorry, Groucho – pomyliłeś blogi ;)
zapraszam na make-life-easier ;P
kto w kim?
oraz
kto kogo? :>
Nie wyglądasz na najsłabsze ogniwo, ale bardziej na kluczowe :-)
oj znam to… robię wszystko i nic. frustruję się, że za mało, że nie zdążę, że znów przepieprzyłam dzień na nic-nie-warte-pierdółki. i mam do siebie pretensje, bo wydaje mi się, iż wszyscy wokół osiągają mistrzostwo nawet w myciu naczyń, zaś mi się jakoś nigdy nie udaje niczego ogarnąć jak zamierzałam. pozdrawiam.
Slime, Ty tez jesteś moją cudownie odnalezioną po latach siostra bliźniaczką :D
z rzeczy do chudnięcia, co przynoszą efekt (przypomniało mi się):
przez internet można zamówić cudowny proszek o nazwie Almased. rozrabia się to z wodą, smakiem i wyglądem jest podobne do ciasta naleśnikowego. daje widoczne efekty przy dłuższym stosowaniu. zawiera m.in. soję.
dzięki! już patrzę…
a stosowałaś sama? znasz kogoś, kto schudł?
ja osobiście nie stosowałam, ale sama przyrządzałam ten eliksir i patrzyłam na wyniki:) trzeba być wytrwałym i konsekwentnym, przy dodatkowej aktywności fizycznej udało się zejść o ok.15kg. zajęło to kilka miesięcy, więc cierpliwość też w cenie:) jeśli nie ma problemów z przyjmowaniem soi, to moim zdaniem almased jest skuteczniejszy niż choćby dieta dukana.
Swego czasu, ojciec mój rodzony postanowił zrzucić trochę kilogramów i zdrowie swoje podreperować. Razem z mamą przez dłuższy czas konsumowali ziółko o uroczej nazwie: Moroznik kaukaski. Nie wiem skąd to brali, gdzieś mama chyba z internetu zamawiała. Nawet mnie chwilowo tym poiła. Ja dość szybko odmówiłam współpracy bo mi cierpliwości zabrakło, ale tata owszem schudł i czuł się na tym „cudzie” dużo lepiej. Nie wiem czy i na ile to może pomagać. Wiem że było paskudnie gorzkie, choć wypijałam dziennie tylko mały kieliszek. Tata był zachwycony. Tak mi się to przypomniało, jak przeczytałam o zamówionym cudownym syropie. Spróbować nie zaszkodzi – aczkolwiek nie wiem jak to się ma do leków, które sobie konsumujesz, lepiej skonsultować z lekarzem lub farmaceutą :P
Kruszynka, dzięki – zgooglowałam! wygląda ciekawie ;)
najpierw przetestuję ten mój cudowny wyciąg z papugi :D
zazie, więc jednak! jesteś moją zaginioną siostrą bliźniaczką! (no, może dwujajową) :D
co nie? :)))
a ren syrop, to w takiej ladnej butelce z papugą?
piłaś? ;)
powiedz, że działa… BŁAGAM!
hehe, widzę masz tutaj darmowych pseudo-psychoanalityków – myself included :)
Ty jesteś poza konkursem! :)
ja się boje anonimów…. A poza tym, ach żyć w świecie bez tajemnic bez zgrywania się na większego, to me marzenie…
och, wiekszość zgrywa!
uwielbiam te przyklejone usmiechy na twarzach
mające zamaskować ból otwartego parasola w tyłku…
Ja Cię bardzo lubię, Zazie, choć Cię nie znam osobiście przeca, dokładnie taką, jaka jesteś. A jak się zmienisz, osiągniesz ten swój mityczny ideał, to nadal Cię będę lubić. Czytam Cię od lat wielu, a i przemian było sporo (był i chudy tyłek :)). W zasadzie to Ty jesteś jedną wielką przemianą in progress. Esencja zazowa była, jest i będzie. Taki Twój urok! x
ps. tak mi się ulało, widzisz :) xxx
ej, zabrzmi tak górnolotnie i patetycznie, ale tak sobie pomyślałam, że pisać to pisać, i tak bym pisała, ale… czytając takie komentarze jak ten Twój, czuję sens pisania bloga w internecie. że to wszystko nie trafia w próźnię. że nie jestem epizodem. efemerydą. chwilowym rozbłyskiem, który gaśnie po zamknięciu przeglądarki.
jestem procesem. także na marginesie czyjejś świadomości.
i nawzajem – Ty istniejesz w mojej :)
dziękuję! :*
Nie oszukasz i nie próbuj nawet. Jesteś niby z tych które znają wszyscy, ale naprawdę nikt Ciebie nie zna. Nikomu nie pozwalasz się zbliżyć, nie wpuszczasz bliżej niż do parawanu który rozstawiasz wokół siebie. Pełno jest Ciebie wszędzie ale siedzisz głęboko w skorupie i nikt nie ma tam wejścia do ciebie
Ps. Tak, znamy się poza Internetem.
co za diagnoza, hehe…
a z kim dokładnie mam przyjemność?
czasem się zastanawiam, czego niby można by użyć przeciwko mnie – co mogę usłyszeć?
że mam dziewczynę? albo ADHD? że mam wielki tyłek? że czegoś się boję? że jest mi smutno? że jestem głupia?
TAK, owszem. przecież SAMA TO NAPISAŁAM, więc żadna rewelacja ;)
No właśnie :))
Dlatego nie rozumiem tekstu tego gościa od foto.
Mi jeden gość od fotografii powiedział, że takie odkrywanie się jest niebezpieczne (na pierwszy ogień rzuciłam m.in. swoje zdjęcie w samej bieliźnie), ale to do mnie nie przemawia. Dopóki nie mówię o innych, tylko o sobie, to jakie w tym może być niebezpieczeństwo? Skoro odkrywam swoje słabości, to nikt nie może ich użyć przeciwko mnie, bo przecież sama je pokazuję wszystkim, prawda?