bez ciebie umieram, powietrza mi brak.

2002-08-05

Nie potrafię być sama. Czuję się, jakby ktoś odebrał mi jedną nogę, jedną rękę, pół twarzy, pół serca.

Żyję połowicznie. W ciągłym oczekiwaniu. Czekam na K.
Odkąd jesteśmy razem (już prawie 4 lata) nigdy nie byliśmy osobno dłużej niż kilka dni.

A teraz? Ostatnie kilka tygodni przeżyłam raczej siłą rozpędu i inercji,

bo sama z siebie życia wykrzesać nie potrafię. Bo czy można nazwać życiem
koczowanie pod kołdrą, regularne histerie i okresowe „stupory”?
(ach, uwielbiam to słowo! w zasadzie mogłabym mieć na drugie imię Stupor…)

Zastanawiam się – co bardziej przeżyłam? co w większym stopniu rozwaliło mnie psychicznie?

Śmierć jego ojca czy sama nieobecność K. przy mnie (a potem obsesja jego utraty)?
Jestem sama. Nic mi się nie chce. Na nic nie mam ochoty. Zabijam czas. Czas zabija mnie.
Nawzajem przeciekamy sobie przez palce. Nie żyję, lecz PRZECZEKUJĘ.
Sama dla siebie nie mam sensu. Sama dla siebie jestem bezcelowa.
Nie mam żadnych znaczeń sobie właściwych, a jedynie przypisane.
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x