2003-08-24
dla których nie mogę zmęczyć tej magisterki, jest jej zakres tematyczny.
Obszerny, zbyt obszerny. Rozległy jak pole buraków, pojemny jak wór innych płodów rolnych
Obszerny, zbyt obszerny. Rozległy jak pole buraków, pojemny jak wór innych płodów rolnych
(albo mój pokój, w którym panuje pierdolnik nie do opanowania).
Nie zgodziłam się, gdy promotor radził, bym skoncentrowała się jedynie
na fragmencie mojego projektu, a reszta to na doktorat.
NIE! Nie, bo nie! Wszystko albo nic!
NIE! Nie, bo nie! Wszystko albo nic!
Zrealizuję cały projekt już teraz, choćby tylko w zarysie. Dlaczego?
W odpowiedzi rozciąga się pole do popisu dla mojej oswojonej, kieszonkowej paranoi,
która produkuje takie oto wizje: hordy wygłodniałych doktorantów
rzucają się na moją tajną teczkę z pomysłami i w oka mgnieniu przerabiają je na naukowy bełkot, publikowany potem w onanistycznych periodykach humanistycznych.
Więc ja teraz – jak ten piesek, co obsikuje wszystkie parkany w okolicy – muszę zaznaczyć
rozległe pole moich imaginacji krytycznoliterackich, co by nikt nie uszczknął tego tortu,
który w rzeczywistości jest suchą bułką grahamką, w przeciwieństwie do witaminowo-mineralizowanych odżywek proteinowych,
którymi żywią się moi znajomi z psychologii czy stosunków międzynarodowych.
którymi żywią się moi znajomi z psychologii czy stosunków międzynarodowych.
Czy przyszłość należy do literatury?
Chciałabym, ale nie sądzę.