się jednak obudziłam

2003-08-23

nie było innego wyjścia – dwie godziny (bez przerwy) gadania o literaturze
ożywiłyby nawet nieboszczkę, a co dopiero tak żywotną Zazie.

moja korepetytobiorczyni zdaje w poniedziałek poprawkę matury z polskiego,

a zgłosiła się do mnie trzy tygodnie temu „zielona” i wesoła. Ech, zazdroszczę ludziom tej beztroski!
Za to ja się głowię i kombinuję – jak „przerobić” cztery lata (nie)uczenia się
i 50kg nieprzeczytanych(!) przez nią książek w coś sensownego.

Chyba prędzej siebie na miazgę przerobię, niźli jej Przybyszewskiego czy Witkacego „przetłumaczę”.
Zresztą – po cholerę jej Goethe czy Sartre?! Czy ja się znam na – dajmy na to –

rachunkowości, statystyce i systemach informatycznych?!

Jedno jest pewne – egzystencjalizm, sonety krymskie i „czysta forma”

nie utrzymaja mnie na powierzchni wzburzonych fal życia społeczno-ekonomicznego.
Zresztą najpierw zabije mnie patos i metaforyka tych zdań, które teraz wypisuję.
Wzburzone fale to ja mam w mózgu (pogarsza mi się zapis EEG)
kiedy sobie pomyślę o własnej, niefajnej sytuacji.

Pracuję dorywczo, niestabilnie i średnio-opłacalnie, nie obroniwszy się jeszcze.

Jestem frajerem, co gorsza – frajerem bez dyplomu. Ue.

No ale się obudziłam (do-budziłam) w czasie tego frajerskiego gadania o literaturze,

to już sukces. Jak na mnie. Po jej wyjściu – kolejny szybki prysznic,
brak śniadania (jak zwykle), a nawet brak leków.

Ubrałam się na łapu-capu w byle-co i w biegu zmieniłam płytkę w maszynce grającej,

co to ją sobie dousznie montuję, by jakoś przebrnąć przez syf tego miasta.
I brnę do pracy, a pani Alison Goldfrapp będzie mi niepokojąco wokalizować.

……………….

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x