a wszystkich pudeł jest 140 i sama nie wiem, co się w nich mieści

2003-10-11

a to oznacza przeprowadzkę!
i to podwójną.Oprócz mnie (która rodzinne pielesze opuszcza w połowie listopada)

przeprowadzają się także moi rodzice – ale nie ze mną, nie do mnie, o nie !!!Otóż starszyzna rodowa zapragnęła stać się klasa posiadającą (szlachtą zaściankowo-ziemiańską)

i za oszczędności całego życia zakupiła sobie domek z ogródkiem w podwarszawskiej wsi.
Ergo: primo – nie będzie już warszawki, secundo – od tygodnia nie mamy w domu cukru!Ale syndrom niedocukrzenia to pestka w porównaniu z tym, co dzieje się w naszym [dotychczasowym] mieszkaniu

oraz tym, co dzieje się w psychice jego mieszkańców – wszyscy bowiem cierpimy na syndrom „zbyt małego pudła” odkąd ogarnął nas szał pakowania.
Zaczęło się od mamy, która – nim jeszcze ów dom zakupiono – już zaczęła paczkować i tobołkować
materialny dorobek i dziedzictwo ostatnich 30 prawie lat wspólnego z mężem pożycia.Najpierw powyciągała z szaf i pawlaczy jakieś osobliwe, nigdy nie używane przedmioty (typu: maszyna do robienia makaronu, radziecka maglownica „Kania”, wielki wazon mieniący się kolorami tęczy jak benzyna rozlana na asfalcie, secesyjno-socrealistyczny serwis do kawy z deseniem zbożowo-rustykalnym, itp. –

jak się okazało były to prezenty ślubne, które zaraz spakowała do pudeł, strzegąc ich zazdrośnie [lub z zakłopotaniem] przed moim ironicznym nieco spojrzeniem.Następnie – zapakowała czcigodne bibeloty rodzinne (te już w lepszym guście, bo stare), każdy z nich owijając troskliwie w gazetę, letnią sukienkę bądź skarpetki ojca.

A po dwóch dniach pakowania machnęła już na wszystko ręką i ładowała do pudeł „jak leci” –

głównie książki, których przez tyle lat uzbierało się już chyba kilka ton.
Wiadomo – „dorabianie się” w czasach kryzysu nie owocuje dobrami materialnymi, a jedynie duchowymi, więc u nas w domu nie było co do garnka włożyć, a czytelnictwo kwitło („inteligiencja” kurna pracująca ;P)No więc, rodzicielka zamieniła się w pakowaczkę na taśmie produkcyjnej i średnio co pól godziny spod jej rąk wyjeżdżało nowe pudło, pieczołowicie potem przez nią ustawiane w przedpokoju lub kuchni pod sam sufit – aż dziwne, że to tekturowe „lego” jeszcze nie runęło, wgniatając mnie na przykład w miseczkę muesli, które spokojnie spożywam przy kuchennym stole.
Aktualnie całe mieszkanie obstawione jest pudełkowo-paczkowym labiryntem, a pudeł ciągle przybywa!

Jako że wszystkich nas ogarnęła już obsesja pakowania, „na pudła” chodzimy całą rodziną na osiedlowy bazarek, gdzie prawie wyrywamy je sprzedawcom z rąk (mama: „o, tu ma pan wolne miejsce na półce! proszę tam ułożyć ten makaron, a pudełko dla mnie!” :))

Myślę, że na osiedlu dorobiliśmy się już ksywy „pudlarze” albo „tekturofile” albo cos w ten deseń ;P

A moje rodzeństwo 24-letnie (sztuk jeden) na każdym z pudeł, pracowicie przez rodzicielkę pakowanym i ustawianym, wypisało grubym markerem i wielkimi literami ( ku niewątpliwej uciesze – jak sadzę – panów tragarzy, którzy owe pudła będą nosili) jego zawartość.

A więc, zgodnie z tym, co na poszczególnych pudłach wypisane, na nasz dobytek składają się między innymi:

CHOMIKI,
KIEŁBASA,
DOLARY,
SPINACZE,
PŁYTY DISKO POLO,
CIASTECZKA,
ZŁOTO,
PARÓWKI,
ZAPAŁKI,
PRECJOZA,
FETYSZE,
ŚRUBKI,
SZPARGAŁY itp.

Imponujący stan posiadania, nieprawdaż? :))

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x