niespieszny sobotni poranek

pełen jasnego powietrza i fosforyzujących plam słonecznych na drewnianej podłodze.
herbata w białej filiżance, która wcale nie podoba się i., a mi wręcz przeciwnie.
szuram sobie boso po moich mikro-włościach na końcu świata, chociaż lepiej zabrzmiałoby –
w zamyśleniu przemierzam zalane słońcem pokoje i przestronne amfilady. tja.
przesadziłam moją 20-letnią paproć, która umiera. umiera i nie wiem, co zrobić.
starą donicę rozbiłam młotkiem i długo grzebałam w czarnej, mokrej ziemi
w poszukiwaniu żywych jeszcze korzeni, cienkich pędów dających nadzieję na cokolwiek.
tę paproć odziedziczyłam po mojej babci. to jedyna żywa pamiątka.
już kilka razy płakałam nad tą doniczką, cholera nie znam się na roślinach.
czy ja w ogóle znam się na czymkolwiek?

mam katar, madafaka, czuję zbliżającą się alergię na wszystkie pieprzone, budzące się do życia oznaki wiosny.
nie wiem, czemu z taką łatwością, za każdym razem wchodzi we mnie 'temperamental’ tracey thorn.
paradoks, jak zwykle.
mam ochotę na gin z tonikiem, choć nie minęło jeszcze południe.
ech, odbiję to sobie wieczorem.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x