śniło mi się dziś, że jestem w indiach. mam być operowana w szpitalu
przypominającym raczej warsztat szewski lub ubojnię drobiu.
już wiem, że znieczulą mnie małym, drewnianym młoteczkiem,
a moje serce zostanie opasane linką z wydrążonego węża.
próbuję uciec, ale czuję, że jestem daleko i że nie dam rady.
* * *
podobno znów zgrzytam w nocy zębami.
* * *
kiedy się czegoś boję, na wpół świadomie szukam miękkiego oparcia –
w ramionach kochanej osoby, w zbyt słodkiej kawie na mleku,
w czekoladzie, która szkodzi mi na cerę i kolejnych książkach,
na które zasadniczo mnie nie stać.
chwytam się tego, jak mały kret w ciemnym tunelu.
nie wiem tylko, na ile sama go sobie wydrążyłam,
a na ile niechcący wpadłam w jakąś czarną dziurę.
póki co – lecę w dół.