wulkan. rok założenia 1946.

tak to jest. przychodzisz do pracy na rzęsach i starasz się sprawiać wrażenie, że no hay problema!
a tymczasem serwer popełnia sobie kardynalny błąd, po którym obie z koleżanką chwiejecie się na miękkich nogach.
ale to przecież za mało. okazuje się, że na cito był nie tylko tekst,
ale jeszcze jeden projekt, który do mnie nie dotarł. bo nie.
więc rzeźbię go pod biurkiem, a ze zmęczenia jest mi zimno, gorąco, siku i pić.
jem zupę brokułową z torebki i napawam się faktem, że ma tylko 41 kcal, a spodnie wiszą mi na tyłku.

idę w miasto, a tam wiosna. z wrażenia aż drżą mi ręce.

w greenwayu zmniejszyli porcje, co mnie zasmuciło i nie pozwoliło napchać się do syta gulaszem po meksykańsku.

 

mury nie wtrzymują naporu czasu i przestrzeni. to miasto zaczyna sie sypać.

 

 

staję pod witryną dziwnego sklepu i czuję się jak w maszynie czasu. powiedzmy lata 60-te.

ja w sukiemce w grochy, z tapirowanym kokiem na głowie. nie ma ciepłej wody, a ja nabyłam mydełko oro.

patrzę na tę kupę żelastwa i myslę, że fritz lang własnie z tego zmontował metropolis.

 

 

a w ogóle to szukam jakichś nowych, miauczących depresyjnie kobiet do posłuchania.

 

 

w autobusie jak zwykle zasnęłam. tym razem przespałam swój przystanek i ocknęłam się na pętli.
wieczorem zapukała do drzwi jakaś kobieta i wręczyła mi do wglądu ostatnie uchwały spółdzielni.
podpisałam wszystko bez czytania. na tak.
to się nazywa afirmacja rzeczywistości.

 

 






komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl










 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x