wieczór w pudełku na końcu świata. cisza, spokój, czipsy dogorywają w salaterze, kaloryfery grzeją,
a bałagan pleni się bezgłośnie na panelach podłogowych. słowem – sielanka.
wtem… telefon!
somsiatki tarchomieńskie odczuły bowiem nagłą potrzebę zacieśnienia kontaktów.
dygotały własnie z zimna na przystanku autobusowym, z papierosami w zębach.
i ja miałam niby dołączyć… zgroza! pedziałam, że kaman wpadnijcie do mnie, są resztki z imprezy.
no to wpadły. hrabina isztfanko w stroju niedbałem oraz miszczyni z
pieczołowicie dopracowaną koifiurą,
którą do końca wizyty postanowiła
ukrywać pod kapturem.
kolejna zołza, która nie chce ujawnić namiarów na
swojego osobistego geja, pfffff ;/
no mniejsza o to, w toku salonowych rozmów… nagle wybuchła bomba!
wszystko za sprawą miszczyni, która postanowiła podzielić się z nami pewną wstydliwą tajemnicą. a było to tak:
to był zwyczajny dzień… nic nie zapowiadało tego, co miało się za chwilę wydarzyć…
miszczyni wczesnym rankiem wstała z łózka
i ochoczo przystąpiła do swych ezoterycznych praktyk jogicznych.
zaczęła od swej ulubionej asany – SUONIA.
wtem!!!
drzwi otworzyły się i…
uwierzcie mi, że nie chcielibyście być w tym momencie
w skórze grzegorza. biedak doznał szoku mentalnego.
a może estetycznego…?
grzegorz, trzymaj się! jesteśmy z tobą.