gdzie by tu się jeszcze polansować…

walia piekna jest, zaiste. ale nie od dziś waidomo, że jak prawdziwy lans – to tylko w londynie. zaten baunsujemy tam mega-busem.

jak prawdziwa turystka – pstrykam fotki przez szybę autokaru i doznaję wielopoziomowego podniecenia.

jezu, to naprawdę jest londyn. jak w przysłowiową mordę szczelił.

oho, oho.

dziewczęta i zgubny wpływ popkultury.

oraz natretna promocja homoseksualizmu w parku miejskim. skandal. zgroza. upadek.

w warszawie strugi deszczu, a tutaj upał i ludzie w fontannie. wcale mnie to nie smieszy, wcale!

iga i jej arystyczny statek kosmiczny.

z pokorą i uniżeniem. tuż przed Tate Gallery. tylko sztuka cię nie oszuka.

a oto i świątynia. sztuka jest fajna, ale lepsze są hot-dogi przed wejściem.

kupimy sobie badziki na znak, że tu byłyśmy.

oho-oho, dostałam od syd kotka, co rączką mi macha jak semaforem.

no własnie, hot-dogi. parówki mają tutaj genialne. no zabytki w sumie też, ale te parówki… och!

żeby było wiadomo, że naprawdę tu byłyśmy.

to jeszcze się polansujemy w karmiczno-organicznej kawiarni tuz obok klonów sarah waters i jeanette winterson. one tez maja klub czytelniczy!

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x