rozbitkowie błękitnego oceanu

od kiedy Zarząd Naszej Sielskiej Krainy Fantazji, Literatury i Sztuki w swej nieogarniętej (nie)mocy
zalecił zespołowi kreatywnemu warowanie przy biurkach od godziny 9 rano, zaczęłam się programowo spóźniac.
co oczywiście nie umknęło uwadze Czujnych Służb Monitorujących Jakośc i Entuzjazm Rzutu na Taśmę,
które poczęły przywoływac mnie do porządku porannymi telefonami. że co proszę? cos się tu komus bardzo pomyliło.
czuję się jak panienka z pocztowego okienka. automatyczny generator słówek na zadany temat,
napierdalający klawiaturą jak datownikiem. nie za bardzo mi z tym do twarzy. do czego przyznałam się chętnie
na drodze dyskusji zespołowej oraz indywidualnej. niniejszym mianuję się uciekinierką z utopii.
jeszcze tylko kilka dni i puszczą kleszcze. złudzenia opadły już dawno.
jeszcze tylko kilka formalnosci w postaci upomnienia się o te lub inne prawa autorskie, wystawienie faktury,
zdanie za pokwitowaniem pomniejszych elementów infrastruktury biurowej i już. i znów będę swoja, moja, własna.
wysunę głowę z imadła i zacznę myślec. wrócą mi słowa i pomysły. rozluźnią się szczęki i pięści.
tak już mam. kiedy byłam nastolatką, przerażoną wizją codziennego znoju rodziców na szlachetnych państwowych posadach,
moja matka zwykła mi powtarzac: „na tym właśnie polega praca. trzeba się zmusic, zacisnąc zęby i wytrzymac. i do przodu, do przodu…”. 
dziękuję ci, mamo. zęby zaciskam przez sen, kiedy wzrasta mi ciśnienie odśrodkowe.
i już wiem, że tak długo będę trzaskac drzwiami, póki nie trafię na te właściwe. byc może muszą to byc moje własne.
przestronny dyrektorski gabinet o czerwonych, zielonych i niebieskich ścianach mojego mieszkania.
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x