jeśli pojawiasz się na spotkaniu w doborowym towarzystwie, lecz z mało dopracowaną fryzurą – wiedz, że nie umknie to uwadze ogołu…
jesli się zjawiasz i od razu wchodzisz pod stół z kieliszkiem wina – to znaczy, że jest coś na rzeczy ;> a lekturę przeczytałaś? ;P
jeśli robisz miny, to też dostaniesz za swoje ;)
maria przeczytała co prawda tylko pierwsze 50 stron, ale – tak jak obiecała – nadrabia wrodzoną elokwencją ;P
literatura literaturą, ale największy aplauz wzbudza smalec z sadła wegetarianina autorstwa Roz i kiszone ogóry.
mały gruby pies rozmysla o istocie wszechrzeczy…
perypatetyk usadowiony w czasoprzestrzeni.
dyskusja w toku. w tłoku. w amoku.
wtem! – ktoś niezbyt taktownie włącza Barbarellę dla rozładowania nabuzowanych ideologicznie dyskutantek…
tymczasem Feniksu chyłkiem-chyłkiem pobiegła sprawdzić roczniki trunków
zazie w skupieniu odwołuje się do swojej pamięci podręcznej…
… nagle… OCH! … doznaje olśnienia i przypomina sobie wszystko – w najdrobniejszych szczegółach!
po czym duszkiem wychyla kieliszek wina, mając nadzieję, że nikt nie zauważy…
karolajna tłumaczy miszczyni, jak działa jamniczek…
maria i zaz tłumaczą sobie nawzajem, jak działają ludzie. niestety żadna nie jest w stanie pojąć tego fenomenu…
co oczywiście nie znaczy, że z ludźmi nie może byc miło ;)
surprise!!! Kumok wyturlała z kuchni jakąś zapodzianą smutną puszkę i udała się na tournee pod hasłem „piwa! daj mi piwa!”
a mamusia – zamiast interweniować wychowawczo – pada z zachwytu nad inwencją grubego dziecka
akt III scena 1: zapraszamy państwa do teatru wyobraźni, gdzie zaz odczyta z podziałem na role
fragmenty żenującej powieści z życia chomiczków i piesków preriowych. twarze słuchaczy wyrażają tylko jedno…
nie wytrzymawszy napięcia, zaz przekazuje pałeczkę recytatorsko-lektorską marii…
bianka zaczyna się dusić z nadmiaru wrażeń artystycznych.
miszczyni wpada w konsternację i trwa w niej dłuższą chwilę, jakby pod-świadoma tego, że jej włosy ułożyły się wybornie twarzowo…
tymczasem bianka odzyskuje oddech i uzupelnia poziom elektrolitów, wzdychając przy tym,
że takie jest życie, czy coś w tym stylu…
PS. a kto przyniósł z łazienki i po co – płyn do prania?
karolajna i dwa pieski salonowe (w tym jeden ze spuszczonym ogonkiem
na okolicznośc odmowy otrzymania czipsa o smaku bekonowym)
cicho! zazie dzwoni do quentina, który nie może przyjść, bo chce zostac naukowcem i ministrem.
część imprezy przenosi się do kuchni, gdzie maria dosyć krytycznie wypowiada się na temat południowych apelacji francuskiego wina
o godzinie 3.00 ostatni gość w postaci Bianuszki opuszcza lokal i tradycyjnie udaje się taksówką wezwaną z centrum
do swego domu położonego zaledwie trzy ulice dalej. za to ją właśnie kochamy! ;*
komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl