czytelnictwo na krańcach świata

2010-02-26

jeśli pojawiasz się na spotkaniu w doborowym towarzystwie, lecz z mało dopracowaną fryzurą – wiedz, że nie umknie to uwadze ogołu…

jesli się zjawiasz i od razu wchodzisz pod stół z kieliszkiem wina – to znaczy, że jest coś na rzeczy ;> a lekturę przeczytałaś? ;P

jeśli robisz miny, to też dostaniesz za swoje ;)

maria przeczytała co prawda tylko pierwsze 50 stron, ale – tak jak obiecała – nadrabia wrodzoną elokwencją ;P

literatura literaturą, ale największy aplauz wzbudza smalec z sadła wegetarianina autorstwa Roz i kiszone ogóry.

mały gruby pies rozmysla o istocie wszechrzeczy…

perypatetyk usadowiony w czasoprzestrzeni.

dyskusja w toku. w tłoku. w amoku.

wtem! – ktoś niezbyt taktownie włącza Barbarellę dla rozładowania nabuzowanych ideologicznie dyskutantek…

tymczasem Feniksu chyłkiem-chyłkiem pobiegła sprawdzić roczniki trunków

zazie w skupieniu odwołuje się do swojej pamięci podręcznej…

… nagle… OCH! … doznaje olśnienia i przypomina sobie wszystko – w najdrobniejszych szczegółach!

po czym duszkiem wychyla kieliszek wina, mając nadzieję, że nikt nie zauważy…

karolajna tłumaczy miszczyni, jak działa jamniczek…

maria i zaz tłumaczą sobie nawzajem, jak działają ludzie. niestety żadna nie jest w stanie pojąć tego fenomenu…

co oczywiście nie znaczy, że z ludźmi nie może byc miło ;)

surprise!!! Kumok wyturlała z kuchni jakąś zapodzianą smutną puszkę i udała się na tournee pod hasłem „piwa! daj mi piwa!”

a mamusia – zamiast interweniować wychowawczo – pada z zachwytu nad inwencją grubego dziecka

akt III scena 1: zapraszamy państwa do teatru wyobraźni, gdzie zaz odczyta z podziałem na role

fragmenty żenującej powieści z życia chomiczków i piesków preriowych. twarze słuchaczy wyrażają tylko jedno…

nie wytrzymawszy napięcia, zaz przekazuje pałeczkę recytatorsko-lektorską marii…

bianka zaczyna się dusić z nadmiaru wrażeń artystycznych.

miszczyni wpada w konsternację i trwa w niej dłuższą chwilę, jakby pod-świadoma tego, że jej włosy ułożyły się wybornie twarzowo…

tymczasem bianka odzyskuje oddech i uzupelnia poziom elektrolitów, wzdychając przy tym,

że takie jest życie, czy coś w tym stylu…

PS. a kto przyniósł z łazienki i po co – płyn do prania?

karolajna i dwa pieski salonowe (w tym jeden ze spuszczonym ogonkiem

na okolicznośc odmowy otrzymania czipsa o smaku bekonowym)

cicho! zazie dzwoni do quentina, który nie może przyjść, bo chce zostac naukowcem i ministrem.

część imprezy przenosi się do kuchni, gdzie maria dosyć krytycznie wypowiada się na temat południowych apelacji francuskiego wina

o godzinie 3.00 ostatni gość w postaci Bianuszki opuszcza lokal i tradycyjnie udaje się taksówką wezwaną z centrum

do swego domu położonego zaledwie trzy ulice dalej. za to ją właśnie kochamy! ;*

 

 

 

 

 

komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x