o śmierdzącej naturze wszechrzeczy

rzeczywistość rozgrzana czerwcowym słońcem nie pozostawia złudzeń –
to, co do tej pory wydawało nam się jedynie specyficznym pachnidłem,
umiłowaną, acz osobliwą, wonią istot, które darzymy uczuciem,
nieco przykurzonym zapachem przedmiotów, którymi zwykliśmy się otaczać
czy aromatem pokarmów, które codziennie dostarczają rozkoszy naszym podniebieniom –

teraz poddane wielogodzinnej ekspozycji na wysoką temperaturę i światło ultrafioletowe
ukazuje swą prawdziwą i demoniczną naturę. zaczyna śmierdzieć. cuchnąć. zalatywać.
śmierdzi papier książek szlachetnie nasyconych dotykiem, gryzmołami na marginesach i palimpsestami z kawy.
cuchnie rozgrzana ziemia w doniczce. pospiesznie schnące pranie. z komputera zalatuje blachą. śmierdzi mi ucho i kolano.
mops, co zwykł pachnieć rozczulająco kukurydzianym chrupkiem i słodką śmietanką –
teraz, nie przymierzając, wali chrupem, chwastami z podwórka i sikami.
śmierdzi powietrze gorącym asfaltem, dusi zapachem parującego deszczu. drewnem stołu i kremem do ciała.
włosami związanymi na czubku głowy. znoszonym dżinsem. zmęczeniem. snem. truskawkami i bazylią.
oblepia mnie od środka grubą warstwą różnokolorowej gutaperki o smaku słodko-gorzkim. mdli. i podnieca.

och. balkon obok z hukiem runęła w dół skrzynka wypełniona kwieciem. lato.

 

 

komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x