deszczowa piosenka – aka – sonata marymoncka


bujając się miarowo w porannej drzemce autobusowej 
– uderzając głową a to w szybę, a to w poręcz fotela –
z parasolem ociekającym deszczem wtulonym pod pachę – 
jechałam sobie do robo. czarownie.
wtem! 
stajemy. silnik solarisa milknie. słychać ogólne poruszenie międzyludzkie.
otwieram jedno oko…
jezioro na Marymoncie
przy ślimaku na górną jezdnię stacji metra Marymont
widzę wodę, wodę, wodę, wodę… jak okiem sięgnąć.
oraz studzienkę kanalizacyjną w fazie erupcji wodnej.
deszczówka nie próżnuje i wdziera się kanałami do miasta,
zdobywając jedną ulicę po drugiej…
jezioro na Marymoncie
stoimy. woda sięga drzwi autobusu. i wtem!… zaczyna się wlewać do środka!
kierowca wpadł w histerię i niemal rozdzierając szaty wrzeszczał: „nie zatopię autobusu!”
głos rozsądku z przednich siedzeń mruknął pod nosem: „to niech pan wycofa…”.
głuchy na dobre rady kierowca nadal darł się, że „nec mergitur” oraz: WSZYSCY WYSIADAĆ!!!
– ale że jak, panie… kurwa, metr wody… ludzi pan potopisz… – szemrali pasażerowie.
– wysiadać!!!! wszyscy wysiadać! – ryczał kierownik pojazdu, balansując na kapitańskim mostku.
wobec braku szalup ratunkowych jednogłośnie zaprostestowaliśmy,
wykazując totalny brak empatii i zrozumienia dla heroicznej postawy kapitana,
który jak się okazało – wiózł autobus, a nie ludzi. 
w końcu po długich pertraktacjach – kierownik pojazdu zrozumiał,
że jeśli w amoku pod hasłem „wypierdalać mi z mojego ałtobusaaa!!!” – 
otworzy drzwi, żeby nas wszystkich własnoręcznie wypierdolić,
woda wedrze się do środka wezbraną rzeką i tylko czarna skrzynka będzie pamiątką
jego bohaterskiego czynu.
wycofał jak niepyszny.
do pracy dojechałam godzinę po czasie.
ale warto było!


27-07-2011

———————————————————

archiwalne komentarze z zazie-dans-le-metro.blog.pl:
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x