DZIENNIK ODCHUDZANIA – dzień 06 – środa, 9.10.2013: Dziś nie utyłaś, jutro nie schudniesz.

dzisiejszy dzień przejdzie chyba do historii – a raczej mojej osobistej biografii –
jako moment zwycięstwa mozolnie trenowanego rozsądku nad wrodzoną i rozbujaną do granic możliwości impulsywnością.
i nie, wcale nie chodzi o to, że idąc ulicą i – jak zwykle – żonglując wewnętrznym niepokojem –
przez chwilę zapragnęłam go ugasić słodkim batonem z orzechami i dokładnie w tym samym momencie zdałam sobie sprawę,
że oto przemawia przeze mnie przyzwyczajenie/nawyk, a nie rzeczywista i organiczna ochota na coś słodkiego;
nie chodzi też o to, że siedząc z Prażynką i Sydem w Posłańcu Uczuć, patrzyłam jak dziewczęta ślicznie wpierniczają boska tartę z granatem,
a zaraz potem kanapki na chrupiącym bajglu – ja zaś dumnie żłopię zieloną herbatę i jest mi z tym całkiem znosnie;
obie te chwile – aczkolwiek godne uznania – nie są jednak tym, czym wygrałam dzisiejsze reality.
było jeszcze coś.

otóż wybrałam się na umówioną wizytę do endokrynologa, który po zleceniu mi wszystkich niezbędnych badań,
zaproponował mi coś, na co w pierwszej chwili lekkomyślnie, impulsywnie i bezrefleksyjnie przystałam w myślach –
a mianowicie 3 miesiące “drakońskiej” (jak sam ją określił) diety wysokobiałkowej, podczas której mój dzienny limit kaloryczny
nie miałby przekraczać 800 kalorii. do tego treningi na siłowni 3 x w tygodniu i pełne troski zalecenie dotyczące “unikania omdleń”.
po trzech miesiącach moje głodowe racje żywnościowe mogłabym ewentualnie zwiekszyć do 1000 kalorii dziennie.

och! przyklasnęłam na to mentalnie obiema rączkami i – jak w tej anegdotce o wkładaniu żarówki do ust – pomyślałam sobie:
“a co, kurwasz! ja nie dam rady?! ja??! oczywiście, że dam!”.
i szłam tak przez miasto, trzaskając wesoło bucikami, ucieszona jak jakaś idiotka,
że oto lada chwila zafunduję sobie domowy obóz koncentracyjny.

i wtem…

bennyhillwtf wtf

 

otrzeźwiło mnie.
aż przystanęłam. i niemal przetarłam oczy z niedowierzania i zdumienia nad własną głupotą.
po czym – również mentalnie – jebnęłam się trzy razy w głowę. dwa razy telefonem, a raz o latarnię. z bańki.

 

facepalm_meryl

i poczułam, że to jest chyba jakiś chory żart.
oraz czy mnie do reszty popierdoliło.
oraz że żadna desperacja nie usprawiedliwia autodestrukcji.

anorexia

 

jak mówią starzy górale – dziś nie utyłaś, jutro nie schudniesz.
trochę pokory, panno lalu!

 

useyourbrain

 

 

 

Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu

     

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

10 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
ejlolo

robaczku, jesteś dzielna!

mallica

moj komentarz odnosila sie do drugiej czesci twojego posta ofkors ;) ciesze sie ze jakby to powiedzila moja Pani Matka „poszlas po rozum do glowy”. A endokrynologa co Ci to zaproponowal kopnelabym w dupe ot co!

anka

dieta wysokobiałkowa i siłownia?
endokrynolog i dieta wysokobiałkowa?

przecież znane powszechnie przypadki ZGONÓW po takim traktowaniu organizmu (kwasica)
oraz przypadki rospiżdżeń trzustki po diecie wysokobiałkowej Dukana.

Mam nadzieję, że ta wizyta była przynajmniej za darmo…

iwonaw

na wstępie serdecznie przepraszam pana endokrynologa, ale mam go za głupca.
koniec komcia.
senkju for atenszyn :)

Marta

Przepraszam że to znowu powiem – jeśli zrobisz sobie obóz koncentracyjny to długo w nim nie posiedzisz. Dieta to nie może być jakaś kara. Nie może sprawiać że 90% czasu myślisz o tym że jesteś kuźwa na diecie! Wtedy tylko się dołujesz (albo maś huśtawkę od euforii do rozpaczy)zamiast być dumną i cieszyć się ze zmian jakieś w swoim życiu wprowadzasz.
Tak, powinnaś czuć radość z tej diety. Radość i satysfakcje dokładnie na tekiej samej zasadzie jak z tym batonikiem na którego miałaś ochotę a go nie zjadłaś. Takie MAŁE kroczki do przodu dają siłę. Nic tak nie motywuje do dalszego działania jak sukces (nawet ten najmniejszy z batonikiem). Dlatego moim zdaniem na początku trzeba stawiać sobie realne i w miarę łatwe do osiągnięcia cele. A potem dopiero można się bawić w obóz koncentracyjny.

a.kocica

Trzy miesiące na 800 kaloriach? Genialne! Wiem, jak to jest z 800 KK – znam ten stan z weekendowego odchudzania dr Bardadyna, czy jak mu tam. I to się da zrobić – w weekend – jak najbardziej. Ale odchudzanie kwartalne???
A myślałaś, Zaz, o wizycie u PRAWDZIWEJ, realnej, analogowej dietetyczki, która spojrzy Ci w oczy i jak żołnierz nie skłamie, tyle tylko, że wyszarpie z Ciebie wszystkie pieniądze. Ale za to żadnych podejrzanych substancji nie każe spożywać, tylko normalnie – pół jaja, jogurt, liść sałaty i łyżkę otrębów. Moja przyjaciółka się tak ogarnęła i powiada, że spoko – żadnych omdleń, zgonów, głodów i depresji. A przepisy zarąbiste – szyte na miarę, wegetariańskie, pyszne – takiej sałatki z koziego sera z rukolą i suszonymi pomidorami nawet w Posłańcu nie dają, założę się :)

Agnieszka

800 ?!? ja na tysiąc bez ćwiczeń nie wytrzymałam dwóch tygodni…zemdlałam.

EB

oraz czy ten pan endokrynolog posiadał dyplom uczelni medycznej, czy nauczył się tak leczyć pacjentów na kursach korespondencyjnych ESKK?

800kcal dziennie? bosko :D

Joanna Jaśminowasia Mucha

jak czytam zalecenia endokrynologa to już mam omdlenia

mallica

piateczka! :)

Scroll to top
10
0
Would love your thoughts, please comment.x