jak powszechnie wiadomo – wszelkie święta spędzamy poza czasoprzestrzenią powszechnego świętowania. jak najdalej od wszystkiego.
i jak najbliżej siebie.
tym razem – zupełnie niespodziewanie – przygarnęli nas Nasi Najmilsi Ochocianie do swojej leśnej głuszy…
…której nie ma na żadnej mapie, w żadnym przewodniku, ani na żadnej z gps’owych tras.
zgubić się po drodze tak z pięć razy – to mało.
ruszyłyśmy w drogę późnym wieczorem – mopsy w stanie uogólnionej euforii,
my zaś totalnie wycieńczone wiosenną gonitwą w pracy, w domu i w zagrodzie.
w leśnej głuszy zagroda jest inna – łagodna, spokojna, cicho i cierpliwie trwająca w bezczasie…
mopsie roszady terenoznawcze. wszystko trzeba obejrzeć, powąchać, osikać i polizać…
mopsy szaleją, a my zanurzamy się w ciszy przetykanej obłędnym śpiewem
wszystkich możliwych na polskiej ziemi gatunków ptaków…
„i mama. i buja. i słońce. i alleluja…”
jest mi dobrze i spokojnie. milknę. śpię. nie chce mi się mówić. nic a nic.
delektuję się oddychaniem, snem i ciszą.
zamiast cudownych kajmakowych mazurków pani domu – zjadamy naszą zieleninę…
a wieczorami czytamy „dowcipy za dychę”.
mali pomarszczeńcy biegają po trawie i odpoczywają na perskich dywanach:
Kumok świętuje Lany Poniedziałek z pistoletem na wodę
a zawstydzony Miszur przeżywa swoją pierwszą miłość,
która jednak szybko się kończy z powodu trudnych do pogodzenia różnic charakterów…
… przeradzając się w jedno wielkie nieporozumienia i darcie ryja (Miszur) oraz dyplomatyczne uniki (Chlebek)