moje niemal codzienne dziarskie marsze z patykami
– noga, ręka, noga, lewa, prawa, lewa, pięta, palce, pięta –
stawiają mnie do pionu i przywracają trzeźwość myślenia;
prądy rześkiego powietrza – by nie powiedzieć “kieleckie wypizdy” –
raz za razem smagają mnie po łydkach, podszczypują w uda
i dają całkiem porządnego kopa w dupę.
dzięki temu zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, co ja właściwie robię.
a raczej czego nie robię. oraz czego robić z pewnością nie powinnam,
jak na przykład: zawracać ludziom głowę własnymi głupotami.
jest to przecież zupełnie zbędne, niepotrzebne, niestosowne. należy przestać.
jak również: zachować umiar we wszystkich innych przejawach żywota własnego.
jeszcze chwila, a w ogóle przestanę używać słów.
acha, wcale nie czuję się źle. wręcz przeciwnie.
staram się czuć bardzo dobrze.
a raczej: bardzo się staram.
Gratuluje!
Zazie! ja zaraz stane sie jakims trollem albo innym typem dziwnego fana ;-) tutaj, bo co w koncu kurcze blade!
no co zbedne?he? ale jakie urocze!!i ile to wnosi do zycia nooo… i potrzebne!
:)
łap… https://www.youtube.com/watch?v=eS-T_Xh5eFk … myślę, że polubisz…
A ja lubię, gdy mówi się do mnie o problemach, kłopotach, uważam, że można, jest stosowne. A wokół milczący, niemówiący, złym wzrokiem patrzący :(
Cieszę się. Baaaaaaardzo! :) :) :)