pospieszne zamiatanie pod dywan

Bardzo ładnie utrzymuję się na powierzchni, na bezpiecznym suchym lądzie. Zaprawdę, całkiem-całkiem. Co znaczy, że staram się nie myśleć zbyt wiele – tylko robić, działać, poruszać się w przestrzeni. Trochę nawet uciekać, przed samą sobą. Nie zawieszam się, a przynajmniej próbuję, trzymam wyobraźnię na wodzy, na krótkim postronku – niczym pół prosiaka, z którym maszeruję przez wieś, udając, że wiem dokąd. Nie rozglądam się, nie daję się zwieść pozorom i reszcie nadmiernych bodźców, które – jak zwykle – odczuwam cała powierzchnią skóry, ale teraz – strzepuję je pospiesznie i z miejsca próbuję zapomnieć, że cokolwiek.
To nie jest łatwe, wcale.
A Ty raczej nie pomagasz.

 

head

wystarczyło, że to napisałam. w ogóle – pomyślałam o tym.
i dobry nastrój szedł się gonić.

ja to jednak jestem jebnięta.
fuck.

 

 

 

 

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Natalia Gogolewska

Ale na insta twoje życie prezentuje się dobrze i to się liczy. #instagirl :)

Justyna Kaczor

Ciekawy post. :-) Pozdrawiam!

Ola

No, i tak. Nie mogę odżałować kilku lat, które , jak dziś czuję, zniszczyły mi życie. Jest źle, ale mam niezmienną determinację, żeby się zmienić…To znaczy wprawić w ruch chociaż. Szczęśliwi ci, którzy cierpią w ruchu – kiedyś to przeczytałam i się podpisuje wszystkimi kopytami i się staram. I jest u mnie ciągły postęp, ale jakże powolny, kurwa!

Gadałm dziś o tym wszystkim z mamą i powiedziała mi, że miała takie lata, kiedy właśnie starała się nie myśleć i jej największym osiągnięciem było to, że coraz mniej myślała. I chyba aż za mało myślała, w każdym razie o mnie. Podobno rodzic nie powinien brać na siebie cierpienia dziecka, bo musi być podporą etc. I ona – już jako matka (późnie macierzyństwo) – w ogóle nie wyrażała boleści z powodu mojego cierpienia. Bolał mnie każdy oddech, a ona wesoło się uśmiechała przechodząc koło mnie. To nie byl uśmiech wspierający, tylko taki radosny…. to mnie zawsze dodatkowo bolało. A teraz mam syna (wczesne macierzyństwo), który odziedziczył po mnie depresję! Mam straszne wyrzuty sumienia, choć pewnie nie powinnam! Jako matka zawsze aktywnie właczam się w jego problemy i on na pewno wie to, czego ja nie wiedziałam – że go kocham i nie umiem czuć się dobrze, gdy on czuje się źle. I on tego nie lubi, bo go to obciąża…A ja nienawidziłam wesołego uśmiechu mamy, tego że zawsze odbierała telefon, gdy ja wyłam i normalnie rozmawiała…I bądź tu mądry człowieku! Przepraszam, ale tak mi się jakoś wylało…
Na pociechę, napiszę Ci, że moja mama wyrosła ze swoich problemów emocjonalnych, jest – może dzięki ciężkiej pierwszej połowie życia – niesamowitą, silną, jakby oświeconą postacią. Sama udziela zawodowo porad rodzinnych i ma rzeszę wielbicieli, którzy idą za nią jak za wyrocznią z Matrixa! Czyli można się na prawdę zmienić! Coś czuję, że Tobie się uda, bo za mądra jesteś i za inteligentna i za dowcipna i masz za silny charakter na to, żeby utknąć! A ja sobie drepczę i już mi się coraz mniej chce. W każdym razie dziękuję za Twój blog, stanowi jeden z pozytywnych elemntów mojej – niespektakularnej – przemiany;)

Scroll to top
3
0
Would love your thoughts, please comment.x