strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
No dobra, dosyć powitalnych wzruszeń i emocjonalnych fikołków z Małym Czuczu, teraz trzeba się poważnie zastanowić, co dalej…
Za dwie godziny z małym hakiem dotrzemy do Pruszkowa, gdzie na swojej wonnej robaczej pryzmie chrapie sobie Miś Miszur…
… i pewnie nawet nie podejrzewa, że oto nadciąga totalny kataklizm!
Bo choć Czuczu aktualnie słodko drzemie w moich ramionach…
… to gdy tylko dojedziemy, no dobra – może zaraz następnego dnia – zacznie się szczenięce pandemonium!
Skąd to wiem? A co to ja pierwszy raz mam mopsiego dzieciaka?!
Że Kumok napierdalał we wszystko i wszystkich – to musicie na razie uwierzyć mi na słowo, a przekonacie się dopiero, gdy zacznę wrzucać na bloga archiwalne kwity na Ciuciusia ;)
ale przecież mieliśmy jeszcze jednego…
pierdolniętego zawodnika wagi mysiej – a był nim nie kto inny jak… Miś Miszur! [klik]
Tak, owszem, 12 lat temu ten oto mięciutki pokurcz wbił nam na metraż [klik!]:
ku niedowierzaniu i rozpaczy Kumoka…
No ale co miał Ciuciuś zrobić, przecież się małego nie zabije… [klik!]
Chociaż wiadomo: „Kto nie próbuje, ten nie pije szampana!” – wyczytałam kiedyś w „Viva! Cały ten świat” (Magazyn dla pięknych ludzi, czy jakoś tak…) Kumok też to chyba wyczytał, bo próbował. Nie wyszło. [klik!]
więc trzeba było małego Misia Miszura wszystkiego nauczyć [klik!], a potem…
No cóż… pokochać. sami wiecie, jak to jest – zdarza się nawet najlepszym! [klik!]
Niemal 12 lat trwała ta wspólna przygoda Kumoka i Miszurkiem, dając światu radość – a mnie: siłę do życia.
To ostatnie zdjęcie Kumoka z Miszurem – 30 listopada 2021 roku – na 24 godziny przed odejściem Ciuciusia:
Lubię sobie myśleć, że Kumuś tłumaczyła wtedy Miszurkowi, że musi już iść… I że wszystko będzie dobrze. I że od teraz wszystko jest na głowie Miszura, ale Misiu da radę, bo właśnie Kumok mianowała ją Psem Bohaterem i Psim Geniuszem. I że przekazuje jej całą swoją mądrość, siłę, odwagę i władzę nad światem… I że ją bardzo, bardzo kocha.
No i Misiu przez te ostatnie pół roku ciągnął ten cały domowy pierdolnik i Matkę Zazie w rozpaczy – na sowich grubiutkich miękkich pleckach. Ale czegoś takiego to się Miś Miszur nie spodziewał!
– Co to jest? – zapytywał przerażony – Jest to coś obłego, robaczego i się rusza…
– Misiu, to jest Twoja mała siotrzyczka Czuczu! – anonsowałam radośnie.
– Nie trzeba. Misiaczek nie kciał. Oddaj z powrotem… – wzdrygał się Misiu, próbując nie patrzeć na to małe paskudztwo.
– Misiu! Misiu! Misiu! – kwiliło Małe Czuczu, zachwycone dorodnością i wonnością Misia, jakiej nigdy wcześniej nie było dane doświadczyć temu małemu pędrakowi!
– Małe Czuczu, Misiu teraz zrobi kreta, żeby ci pokazać, jak bardzo ma wyrąbane na twoje cholerne odwiedzinki…
– Misiu, ale nie żadne odwiedzinki, bo Czuczu teraz tu mieszka! – przekonywałam.
– Chuja tam mieszka! – odburknął Misio i się oddalił.
Ale Małe Czuczu nie ustawało w wysiłkach…
– Okurwa… – westchnął Misiu i próbował z pamięci odtworzyć zaklęcie, którego przed odejściem nauczył go Kumok – Pjeruny siarczyste, kuliste… A kysz! A kysz, zarazo!
Ale Małe Czuczu ani myślało dać się przepłoszyć, oto bezczelnie rozpłaszczyło się na Mamie Misia, która wydawała się tym faktem zachwycona, ku jeszcze większemu zdruzgotaniu Misia.
Tymczasem Małe Czuczu – przekonae, że Gruba Miękka Kobieta jest nową Mamą Małego Czuczu…
wiło się już smacznie w swoich robaczych sennych konwulsjach, szczęnięcych popiardywaniach i niemowlęcych beko-czkawkach…
– Misiaczek pierdoli, co za koszmar… – jęknął Misiu, migrując pupką w kąt pokoju.
– Jest to jakieś nieporozumienie, które szybko trzeba wyjaśnić… Nie denerwuj się, Misiaczku to się wyklepie! – pocieszał się Miś Miszur, ale minę miał zaiste nietęgą…
… bo nagle na bogato wjechało do pokoju jakieś niemowlęce badziewko z kocykami, grzechotkami, przytulankami i resztą parszywego oprzyrządowania, stosowanego powszechnie w domowej uprawie małoletnich…
a Małe Czuczu jakby tylko na to czekało, bo zakopało się w tym mięciutkim bobo-pierdolniczku zupełnie jakby było u siebie!
– To chyba jakiś gruby niesmaczny żart… – ciągnął Misiu, fukając nad bobo-pierdolniczkiem Czuczełka.
– Ale Misiu, zobaczysz, że będzie wam razem wspaniale! – przekonywałam – Przecież Ciuciuś na pewno ci wspominał, że…
– Pogadamy o tym jutro! – krótko uciął Misiu i obrażony pomaszerował do sypialni.
a my pomaszerowaliśmy razem za Misiem Miszurem…
strona główna > codziennik > mopsy > kumok > miszur > czuczu
Obserwuj Mopsiki Zazie:
minął rok z hakiem, a Misiu nadal ma numer do schroniska ustawiony na szybkie wybieranie…