moja praca polega na tym, że wymyślam, układam i piszę.
im szybciej myślę, tym więcej piszę. im więcej piszę, tym więcej zarabiam.
rachunek jest prosty – jak dwa plus dwa lub zero plus zero.
problem z byciem copywriterem jest taki, że copywriter powinien
choć w 20% być przekonany o swojej zajebistości i genialności własnych konceptów.
tymczasem mój wskaźnik zadowolenia z siebie i wiary we własne słowa,
pomysły, plany i możliwości wynosi aktualnie 0,5%.
czyli jesteśmy w dupie i zjeżdżamy po równi pochyłej.
niestety. kiedy lecę w dół, przestaję pisać.
jeśli nie biorę zleceń, nie zarabiam.
kiedy nie zarabiam, czuję się jeszcze bardziej chujowo
i jeszcze mocniej dobija mnie brak kreatywnych pomysłów.
im większa presja wewnętrzna, tym silniejsza staje się moja blokada.
coraz częściej żałuję, że nie mam pracy, która polegałaby
na zwykłej obecności w określonym czasie i przestrzeni.
mogłabym na przykład siedzieć przy biurku i odbierać telefony,
wpisywać dane w tabelki excela, nabijać towary na sklepową kasę –
ale najchętniej gdzieś w kącie, żeby nikogo nie widzieć,
z nikim nie rozmawiać i nie rzucać się w oczy.
tyle że w chwilach psychicznego impasu lub niekontrolowanego impulsu
mogłabym jakiegoś nieszczęśnika zwymyślać srodze przez telefon albo po prostu przestać odbierać tenże,
narobić błędów w excelowej tabelce, pierdolnąć cudzymi zakupami o podłogę
albo zrobić coś, co równie szybko zdyskwalifikowałoby mnie
nawet w konkurencji zamiatania podłóg.
nienawidzę swojej chimeryczności, nieprzewidywalności i impetu,
z którym wylewa się ze mnie na przemian – raz udręka, raz ekstaza.
kiedy myślę o tym, do czego mogłabym się nadawać zawodowo –
po kolei odpadają zawody typu:
– barmanka (lałabym czystą bez opamiętania, nie zważając na prośby o fancy-drinki)
– kelnerka (oblewam się zupą nawet siedząc przy stole, a co dopiero niosąc ją komuś)
– sprzedawczyni w odzieżowym (“a po chuj ten żakiet?! pani se przymierzy ten dresik…”)
– konsultantka w call-center (“wiesz pan co… nie chce mi się z panem gadać”)
– księgowa (“ojtam, ojtam, wielkie rzeczy – podatki! a ZUS nie zając…”)
– kierowca autobusu (“a na Mokotów to w która stronę mam skręcić?”)
inne zawody nie przychodzą mi do głowy. no może z wyjątkiem kierowcy tramwaju.
na szynach trudniej zabłądzić. chyba…
no więc mogłabym być tramwajarką.
słuchałabym głośnej muzyki, żuła gumę, śpiewała sobie pod nosem
i sunęła tramwajem po stołecznych ulicach…
Przyjechałabym specjalnie do Wawy, żeby przejechać się tym tramwajem z tramwajarką Zazie! Pracę mam podobną, poczucie wartości aktualnie takoż. Łączę się.
tramwajarką – Nie tramwajarką a MOTORNICZY
tramwajarka brzmi fajniej. imho.
Nie ma takiej pracy jak piszesz „coraz częściej żałuję, że nie mam pracy, która polegałaby
na zwykłej obecności w określonym czasie i przestrzeni.
mogłabym na przykład siedzieć przy biurku i odbierać telefony,
wpisywać dane w tabelki excela, nabijać towary na sklepową kasę –
ale najchętniej gdzieś w kącie, żeby nikogo nie widzieć,
z nikim nie rozmawiać i nie rzucać się w oczy.” Przynaljniej ja nie znam ludzi,ktorzy sobie gdieś tam siedzą i piszą,obierają.Tak Ty to sobie wyobrazasz,ale tak samo ludzie pracujacy uczciowe w biurach, sklepach, hurtowniach, szkolach, urzedach wyobrazają sobie twoją prace.jako lekką, łatwą i przyjamną – bez stresu.A tak nie jest. I tak każdy sobie żyje w przeświadczeniu,że inni mają lepiej….
masz rację, przyznaję.
to była taka ot – fantazja – żeby być kimś innym i gdzie indziej. zwykłe marudzenie rozkapryszonej frustratki ;)
ja chcę być motorniczym.30 lat marzyłam o kiosku(ten zapach,te gazety,papierosy a teraz jeszcze kawa),ale motorniczy jest w drodze i prawie nie musi z nikim rozmawiać
ja bym się bała być kioskarką, bo jakoś tak klaustrofobicznie i jak klient namolny i gadatliwy to nie ma gdzie uciec ;)
Pięknie napisane,szkoda że na smutno
jak mi dół minie, to będzie to samo, tylko na wesoło ;)
Tak właśnie ja powiedziałam w 2003?bodajże??że tramwajarką. A to nudna robota, ciagle po szynach…do porzygu pewnie.
A wstecz do tekstu wracjąc to moim zdaniem właśnie tak mogłoby być, bo czemuz kurna nie?czemu np. konsultatnt/ka nie moze powiedzieć jak człowiek do drugiego że weź pan się rozłacz lub nie , nie chce mi się z panem gadać..itd- niewolnictwo panie tego…
No i poza tym, właśnie dzisiaj po przeczytaniu jakiegos twojego posta Zazie – pomyślałam , że jak to jest że ty tak świetnie piszesz. Po prostu bosko!Cokolwiek będzie tu u ciebie – jest pięknie napisane. I nawet chciałam do ciebie napisać mejla żebyś pisała jakiś scenariusz do serialu. Co tam kurwa Girls i inne, ja pierdolę – Zazie – przecież muisz wiedzieć o swojej zajebistości. Wykurwiasta jest. Jest zabawnie, lekko i przewrotnie ale bywa refleksyjnie -smutno – cięzko itd. I nei tylko. A to wszystko razem jest ,jest – jest talentem?wysiłkiem? pewnie też- ale ja tego jako odbiorca nie czuję, więc chwalę talent. Twój talent.
Pisz scenariusz, książkę, wszystko – jak wygram w totka – to na bank zasponsoruję jakąś megaprodukcję na Twoim scenariuszu, opartą :-D
kochana jesteś, dziękuję ;) ale u mnie niestety jest tak, że piszę chętnie, póki nie muszę. a jak już coś muszę albo mam napisać, to mi się włącza automatyczna blokada. i cóż tu począć…? ;)
no cos z ta blokada. wlasnie. ale to ja nie wiem czy blokada sobie lata jak chce ;-)? czy pomaga czy chroni? a poa tym to się nie wtrącam bo nie moja blokada – i jeszcze po łapach oberwę..Może pisać to co chcesz pisać? To pewnie nierealne w agencji(hahahhah) ale jak juz wrócisz na freelancerstwo- to może wtedy – pisz co chcesz, nie co musisz i wysyłaj.
Poza tym bym się w ogóle nie martwiła o Ciebie, bo im więcej lat tym lepiej dla pisarzy a robisz cały czas sporo, postep jest.Także tego – cholera wie gdzie cię zawieje za te np 2-3 lata, może rok?może 10??
Bardzo dziękuję pieknie, ale tak w ogóle to az taka kochana nie jestem :))Po prostu zachłanna na takie świetne pisanie- serio- uwielbiam.