nasz klub książkowy ma już ponad 2 lata i nieustannie ewoluuje.
pijemy coraz mniej alkoholu, unikamy skandali obyczajowych, nie wszczynamy już tylu bójek.
wygląda na to, że coraz bardziej chodzi nam o czytanie książek.
a może po prostu się starzejemy? ;)
tym razem powróciłyśmy do korzeni, do gołego muru, do żyrandola z Jablonexu – do Czech :)
spotykamy się w samym środku miasta stołecznego – Warszawy.
w centrum tej naszej i sztywnej kanciastej “polskości”, pompowanej od wieków
dumą – bo Chopin, bo Papież Polak, bo Szymborska, bo Małysz
i męczeństwem – bo zabory, bo powstania, bo druga wojna, bo katastrofa smoleńska.
wpychając te nasze męczeńskie toboły kulturowe pod stoły i kanapy,
a okruchy narodowej dumy wmiatając pod dywan – próbujemy wyluzować i poczuć się czesko.
czesko czyli po prostu dobrze. miło. bez spięcia, zacięcia i otwartego parasola w dupie.
to trudne.
w nastrój zbliżony do pożądanego wprowadza nas czeski film moralnego niepokoju
traktujący o elementarnych dylematach czeskiej duchowości… – dramatyczna mina Syd
mówi sama za siebie.
ten przejmujący obraz czeskiego egzystencjalizmu zasadza się na odwiecznej opozycji sacrum i profanum,
na nieustannym ścieraniu się ducha z materią i realizmu z nadrealizmem,
na wzajemnym przenikaniu się aktów codzienności z fenomenami cudowności –
napisałby zapewne polski krytyk filmowy ;/
"
ja zaś mogę po prostu napisać, że film jest zajebiście śmieszny i rozbrajająco czeski.
obejrzyjcie koniecznie – Skrzat (Skritek) z 2005 roku w reżyserii Tomasa Vorela.
o filmie i o samych Czechach opowiadał nam Mariusz Szczygieł,
który akurat przechodził obok i postanowił wpaść – no bo niby czemu nie ;)
a ponieważ akurat zamierzaliśmy pogadać o Gottlandzie i Zrób sobie raj – nie dość, że się ucieszyliśmy,
to jeszcze daliśmy mu wina, żeby został dłużej ;)
no i sobie pogadaliśmy. o Czechach, Pepikach, Knedlikach i Havránkach; o fryzurze na czeskiego piłkarza
i nieśmiertelnych czesko-eskimoskich powiedzonkach: bytka abo ne bytka to je zapytka oraz
laska se ne wypina i ne wydyma se…
cholera, głupio tak pstrykać zdjęcia, ale mi Bjanka kazali… jednak rączki mi się trzęsą i strzelam nieostro.
"Marzyła mi się książka o moim ulubionym kraju bez napinania się.
Żeby nie musiała odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować.
Jestem niechlujnym czechofilem, a ta książka
nie jest ani kompetentnym przewodnikiem po kulturze czeskiej, ani po Czechach *
"Nie jest obiektywna. Nie rości sobie pretensji do niczego.
Jest wyłącznie o tym, co mnie zafascynowało przez ostatnich dziesięć lat,
od kiedy pierwszy raz przyjechałem do tego kraju.
Jest notatką z lektur i ze spotkań z ludźmi, których chciałem tam spotkać. […]
Mówiąc w skrócie – jest to książka o sympatii przedstawiciela jednego kraju do innego kraju*
“[…] dla nas, czechofilów, Czechy […] są jak deser, jak bita śmietana, jak polewa czekoladowa,
której nie sposób się oprzeć. Są jak kobieta dla drag queen. Są tą częścią naszej osobowości,
której nie mamy. Tęsknimy do niej. Szukamy, ale w Polsce z wielu powodów nie możemy znaleźć.
Każdy z nas ma zaraz w głowie jakiś czeski dowcip, scenę z filmu lub zachowanie,
które przytacza na dowód tego, jak Czesi się od nas różnią*
poruszyliśmy też ważką kwestię wkładu Czechów w rozwój ludzkości i światowego dziedzictwa kulturowego:
Krecik, Arabella, Szwejk, piwo Pilsner i Zlaty bażant, Helena Vondrackova, Karel Gott, Jożin z Bażin
gdyby nie bliskie sąsiedztwo Czechów – Polacy byliby smutni do porzygania.
rozmawialismy też o kurczaku z Iławy, o marynarkach szytych na obstalunek u praskiego mistrza sztuki krawieckiej,
o pomysłach Mariusza na najnowszą książkę oraz o mnóstwie rzeczy,
o których nie mogę tutaj publicznie wspomnieć :>
"Kiedy myślę o panu Hrabalu i o tym, co dał ludzkości, przychodzi mi na myśl słowo “oszustwo”.
Pan Hrabal nas wszystkich, proszę Państwa oszukał. I Czechów, i Polaków, i Włochów też,
bo jego książki są przez nich uwielbiane. Otóż pokazał nam, że wszystko, co nas spotyka,
może być czymś cudownym. Cud zdarza się każdego dnia i nie jest inaczej*
"Głupie okazuje się u niego piękne. Pokraczne jest piękne. Podłe jest piękne
(bo podłe jest jest z własnej pięknej głupoty i pięknej niedoskonałości).
I oczywiście piękne też jest piękne. Co więcej: to oszustwo jest potrzebne.
Pożądają go zwłaszcza Polacy, którzy na świat patrzą ze swoją wadą wrodzoną,
bo w jednym oku siedzi nam etos, a w drugim patos*
a na koniec Mariusz wróżył nam metodą “czeskiego ciasteczka z wróżbą” z kart swoich książek.
i w ogóle był cały… czeski :) przesympatyczny, otwarty, bezpośredni i zabawny. dobrze, że akurat przechodził obok.
chcemy więcej! :)
było mi w ten wieczór szczególnie dobrze, fajnie i sentymentalnie.
Zazie – wychowana na czeskich soczkach, dmuchanych czeskich zabawkach
wzrastała w kulcie "czeskości" namiętnie krzewionym przez Babcię Zosię i jej opowieści w stylu 'co je czeske to je heske’
z wieloletniej pracy na czeskiej placówce oraz przez własnego Ojca miłującego Hrabala, czeskie piwo,
i ponad wszystko "Śmierć pięknych saren" Oty Pavel i "Czyste radości mojego życia" Jana Šmída.
oto ja, nieodrodna córa Ojca czechofila, która – wyjechawszy na trzecim roku studiów polonistycznych
na 'sympozjum komparatystyczne’ do czeskich braci filologów – wydała całą swoją kasę na:
Krecika (w postaci maskotek, książek, filmów, kalendarzy i gadżetów) oraz
i do dziś są to jej najcenniejsze trofea z podróży zagranicznych ;P
—————
* cytaty pochodzą z najnowszej ksiazki Mariusza Szczygła Zrób sobie raj (wyd, Czarne 2010),
którą Mariusz założył wspólnie z Wojciechem Tochmanem i Pawłem Goźlińskim z Dużego Formatu.
mają dobrą kawę i super ciasto czekoladowe ;)
komentarze ze starego bloga zazie-dans-le-metro.blog.pl
Mala uwaga: Ota Pavel to byl facet, nie babeczka, to, jako corka Czechofila, powinnas wiedziec;)
oczywiście, że był facetem.