dzisiaj będzie łóżkowo.
orientacje, konfiguracje i pozycje, w jakich to robicie –
w tej akurat chwili są dla mnie najmniej istotne.
liczy się tylko – ile? jak długo?
ale nie w marzeniach, planach i pobożnych życzeniach –
tylko realnie, faktycznie, namacalnie i na co dzień.
no więc –
jak długo śpicie?
ile godzin?
o której chodzicie spać?
o której wstajecie?
jeśli jest na sali osoba, która posiadła upragnioną przeze mnie sztukę
wczesnego kładzenia się spać i zasypiania jak niemowlę,
a następnie wstawania o 6.00 ze śpiewem na ustach –
niechaj się zgłosi i zdradzi tajemnicę.
ozłocę!
póki co – zdycham.
dosłownie.
jestem idiotką, która przez ostatnie 20 lat
nie nauczyła się jeszcze, że 5 godzin snu to sobie można… wsadzić.
jestem wysokoenergetyczna.
mogę zapierniczać jak durracelowy króliczek naprawdę długo.
ale równie długo muszę spać.
w przeciwnym wypadku… computer says NO.
To działa http://wakemate.com/
masz to? kolega mi polecał, ale podobno tak genialne, że wyprzedano na pniu! i teraz jest tylko na ebayu, gdzie osiaga jakieś zawrotne ceny…
Znałam kiedyś człowieka, który twierdził, że sen jest kwestią przyzwyczajenia i który do tego stopnia nad sobą pracował, że spał 3-5 godzin tygodniowo! Tak przynajmniej twierdził. Wyglądał przy tym na w miarę trzeźwego…
Ja potrzebuję 8 godzin snu. Po ośmiu godzinach budzę się sama, niezależnie od tego, czy pójdę spać o 3 czy o 22. Dwa dni w tygodniu muszę wstawać o 5, więc kładę się o 21 i zazwyczaj włączam sobie jakiś film, żeby wyciszyć głowę i szybciej się znużyć. Po tygodniu wczesnego wstawania organizm się przyzwyczaja i o 22 jest się już tak zmęczonym, że nie ma jak funkcjonować. I nie szkoda mi życia, które przez to tracę, bo wstaję rano rześka jak wiosenne słońce i mogę cały dzień chwytać pełną piersią. Jak tylko śpię krócej, zaczynam mieć kiepski nastrój, czepiać się wszystkich i wszystkiego… Wolę więc być radosna krócej niż byle jaka dłużej :)
” Wolę więc być radosna krócej niż byle jaka dłużej :)” – powinnam sobie to powiesić w mojej pracowni!
uwielbiam spać. mogę spać w dzień, w nocy, rano , wieczorem, ale jak przekroczę na dobę ok 11h, to głowa mnie boli i się źle czuję.. muszę zachować umiar 7-9 h jest ok.
i udaje Ci się dzień w dzień (a raczej noc w noc) wygospodarować te 7-9 godzin na sen? szacunek!
często nadrabiam popołudniową drzemką ;)
ciut nie na temat(bo sposobu na krótki sen i 20 godzinną aktywność nie posiadam niestety)-> http://kwejk.pl/obrazek/979321/riders,on,the,storm,:d.html
Zaz, moja mama od prawie 30 lat wstaje o 6 i do tej pory upiera się, że się nie przyzwyczaiła. I chyba coś w tym jest, bo w weekendy śpi w opór. Dla mnie idealna konfiguracja czasowa to spanie od 3 do 12. Mogę siedzieć do rana, ale później też dużo śpię. I o ile jeszcze jakiś czas temu potrafiłam w miarę normalnie funkcjonować po 3 h snu, to teraz już tak nie umiem:/
normalnie po 3 h snu?? ;)))) hahah 3h i „normalnie” się wykluczają ;)
Sanvean, ja tutaj muszę sie zgodzić z Bzium. kiedy miałam 19-20 lat potrafiłam cały dzień spędzić na uczelni, potem całą noc pisać na ostatnią chwilę referat, bez chwili snu, potem iśc na zajęcia i wygłosić referat + NORMALNIE funkcjonować przez cały dzień aż do wieczora, a potem dopiero iść spać. ale jeśli przekroczyłam krytyczną granicę ilości godzin czuwania, to potem miałam straszne problemy z zaśnięciem i koszmarnie się męczyłam…
I ja się zgodzę – uczyłam się do 4 rano i byłam potem wesolutka i rześka. Albo balowałam do rana i potem na uczelnię. Ale, ale odkąd przekroczyłam 30, to już się tak nie da ;). Serio, zarwana noc=stracony dzień albo i dwa. W dodatku często nie mogę zasnąć ze zmęczenia. Wtedy słucham audiobooka.
niemożność zaśnięcia z przemęczenia to moja zmora. nie mam nawet siły słuchać audiobooka. chce mi się wyć. pomaga mi tylko jedno. kojąca ręka Syda na mojej głowie ♥
no nie wiem, czy podziwiam, czy współczuję .. nigdy tak nie umiałam, albo może nie próbowałam, ale i nie zamierzam :)
Dr Religa powtarzał : „nie walczmy z zegarem biologicznym!” Są „sowy”,są „skowronki”,tak. Kiedyś musiałam do pracy na szóstą.Wychodziłam w kapciach,bez spódnicy / ale jazz :) / ,z cudzą torbą :o ! I wtedy szłam spać ” z kurami”.
hahah, pięknie! :D co do sów i skowronków, to ja jestem… yyy… wampirem ;) kocham noc i ciemność. ale poranek też jest kuszący i prawdę mówiąc – coraz bardziej szkoda mi dnia na sen…
kiedyś pracowałam w stacji radiowej i zaczynałam o 7.30. nie mogłam się spóźnić, bo rano musiałam odblokować telefon dla słuchaczy radiowych, na który dzwonił tez szef i sprawdzał, czy wszystko działa tak jak powinno ;>
Potrafię spać nawet 16h bez przerwy. Opanowałam zatrzymanie moczu na ten czasookres do perfekcji. Jeśli wymyślą jakąś konkurencję w tej dziedzinie to mam szansę na sukces. Najbardziej lubię spać w środkach komunikacji – preferuję PKP, które uwielbiam do szaleństwa. Potrafię zasnąć wszędzie i o każdej porze. Nie przeszkadzają mi imprezy sąsiadów (oj dali czadu na koniec sesji), krzyki dzieci, światło (przeżyłam białe noce) ani włączony komp. Generalnie zastanawiam się czy nie jestem chora. Jak wyjadę nad morze to już kompletna katastrofa, bo jak jest za gorąco to śpię na plaży i w nocy.
NIGDY, przenigdy w życiu nie obudziłam się wypoczęta o 5 lub 6 rano. Mogę siedzieć i filmy katować do 3 w nocy, ale tylko nie wstać nad ranem. Przysłowie, że kto rano wstaje temu Pan Bóg daje nie przemawia do mnie kompletnie.
Niestety nie pomogę Ci w twej niedoli, choć kusząca jest ta propozycja złota.
Kiedyś mieszkałam z moją przyjaciółką, która ma jeszcze lepsze wyniki w spaniu niż ja. Po sesji była zmęczona i położyła się o 16 w czwartek, a wstała o 17 w piątek, bo UWAGA! obudziłam ją! Martwiłam się, ze zasłabła, w najgorszym razie umarła. Poszłam sprawdzić czy żyje, a że dziwnie wyglądała to ją szarpałam a Baśka na to – Co mnie budzisz babo, człowiek pospać nie może.
Jak nie śpisz 24h na dobę to jesteś zdrowa.
Pozdrawiam
och, uwielbiam spać w komunikacji miejskiej! w tych zawodach zwyciężyłabym bezapelacyjnie!
niestety w autobusach i tramwajach zamiast dyskretnie sypiać „na dziobaka” – z fantazją kiwam się do tyłu, rozdziawiając paszczę „na popielniczkę”, często przy tym uderzając potylicą w poręcz za fotelem. doprawdy, malowniczo ;>
7-8 godzin tyle zwykle sypiam, śpiew na ustach kiedy bliżej 9, jak przekroczę 9 jestem długo nieprzytomna.
to jest własnie fenomen, że ta granica między „wyspaniem się” a „rozespaniem się” jest taka cienka i płynna ;>
Idę spać ok 22-23, wstaję codziennie 6.15, żeby zdążyć na 8.15 do pracy. I czasem naprawdę mam siłę i pieśń na ustach. W weekend śpię do oporu, niestety małżon się budzi wcześniej i hałasuje. Do soboty budziła nas Salusia…. Ale choroba jelit i co i rusz inna diagnoza weterynarzy odebrała ją nam o 9.30 w sobotę. Świat się zawalił. I pewnie znów w nocy obudzą mnie wyrzuty sumienia, że nawaliłam, zawiodłam, małą włochatą istotkę. Która przez ponad dwa lata dała nam tyle radości, czułości i pachnących siankiem bobków zostawianych na łóżku.
ojej… strasznie mi przykro z powodu Salusi :((( ale wiesz… pewnie i tak do Was będzie przychodzić… kiedy będziecie spać. i dotykać was swoim małym noskiem… tak myslę. tak wierzę.
a 22.00-23.00 to u mnie jeszcsze pora pełnej aktywności ;)
:((
Zaz ma rację. Poza tym Salusia teraz po prostu kica z szybkością błyskawicy i po prostu nie macie szans jej zauważyć.
ostatnio moim Rodzicom umarł jeden z trzech kotów. Rudolf, miał 8 lat i był zgryźliwym charakternym kociskiem. pożegnał się ze światem w kilka zaledwie godzin. z dnia na dzień. mimo pomocy weta, leczenia, kroplówek itp. po raz pierwszy w życiu słyszałam jak mój Tata płacze. szlocha w słuchawkę telefonu. że zawiódł. że nie zdążył. że nie miał szans go uratować… straszny ból, którego nie potrafię i nie chcę sobie wyobrażać… :(((
ściskam Was mocno, Archiwistka :*
pa, Salusiu! kicaj radośnie po zielonych łąkach…
a Wam niech od czasu do czasu spadnie z jasnego nieba mały pachnący siankiem… bobek ;)
P.S. A ile konkretnie tego złota będzie? ;)
pazłotko! od stóp do głowy!
Ja od 10 lat jestem zmuszona do wstawania o 6 rano. Wiadomo oprócz sobót i niedziel, bo wtedy śpię do oporu, choć zauważyłam, że z biegiem lat coraz krócej. A wstawanie o 6 rano to dla mnie katorga i zmora. Męka i katusze. Nienawidzę tego, ale niestety muszę… A spać chodzę, zauważyłam podobną anomalię, coraz wcześniej, 21 jestem już w łóżku, no 22 max. Tak więc muszę te regulaminowe 8 godzin spać. Bo inaczej jestem na następny dzień jak dętka, jak pijana mucha, śnięta ryba… Aha, co ciekawe. Odkąd pamiętam budzę się rano w jednej jedynej pozycji, która mi została z czasów niemowlęctwa, a mianowicie budzę się zawsze na plecach, z rękami założonymi za głową. Cholernie ścierpniętymi w zawiasach barkowych ;) No, ale poważnie. Jakimś cudem nad ranem przekręcam się na plecy i wywalam łapy za głowę, jak małe dziecię. He he he. :)) Ciekawe, czy ktoś ma tak jak ja? ;)
Mój mąż tak śpi, w nocy nie raz dostałam już łokciem w głowę lub po otwarciu oczu miałam łokieć 2 mm od oka.. W ogóle mam ciężko, z jednej strony mops uwalający się na mojej poduszce, a z drugiej ostre łokcie :P
No to pozdrów męża od śpiącej podobnie :))))
Jak fajnie usłyszeć, że nie ja jedna tak śpię :)))
Hihi, mój mąż podobno tak się urodził. Najpierw wyszły łokcie i pielęgniarka pobladła, bo myślała, że nie ma rączek…
w życiu też się tak łokciami rozpycha? ;D
W sumie to coś w tym jest ;) Całkiem nieźle mu idzie :P
ale nie czujesz, że coś tracisz z życia, leżąc o 21.00 w łóżku? absolutnie nie mówię o imprezowaniu, bo z tego już wyrosłam, ale jeśli wracam po 18.00 z pracy i po 3 godzinach już mam kończyć aktywność po to, żeby wyspać się przed kolejnym dniem pracy, to… ja się buntuję!!! ;/
ja też !! dlatego jest 1.00 siedzę przy kompie, a jutro będę ledwo dychać, jak mnie rano dzieć obudzi o 7…
Dziewięć godzin albo mózg mówi NIE.
Najlepszy sen: 22-7. Rzeczywiście wstaję wtedy z pieśnią na ustach. Póki co mam godzinę-dwie opóźnienia, ale pracuję nad tym :)
A gadanie o max 5-7 godzinach snu („naukowcy amerykańscy ostatnio…”) to zwykłe, pardon, pierdoły, wymyślane, żeby usprawiedliwić rozlazłość umysłową, która nie pozwala nam położyć się wcześniej. Żaden mózg, który przyjmuje codziennie takie ilości danych, jakimi jesteśmy bombardowani w mieście, pracy i Necie, nie jest w stanie tego przetrawić ani zregenerować się w tak krótkim czasie. Pięć godzin to sobie mogą spać drwale w szałasie bez prądu. Albo mnisi, którzy w ciągu dnia przerabiają góra dziesięć psalmów plus przemyt do celi pączka z adwokatem.
hehe, najbardziej podoba mi się motyw pączka ;>
ja już w tej kwestii, Droga Zazie, nie wiem nic. Od dawien dawna pracuję na zmiany (także nocne), więc czasem jestem wampirem, czasem musze wstać o 6.30, a jeszcze innym razem mogę się wylegiwać do 11am. no nie wiem, nie wiem, serio.
i jeszcze w dodatku ostatnio mój R wynalazł to:
http://www.bbc.co.uk/news/magazine-16964783
podobno owe wszechobecnie zalecane 8 godzin snu to stosunkowo nowoczesny wymysł…
ja właśnie szukam opcji dla siebie pt. „najbardziej efektywny sen” :) – czyli: ile godzin i w jakim przedziale czasowym najlepiej jest mi się „naspać” / „wyspać” i biec dalej… nie mam czasu! szkoda mi go na sen… ale jeśli nie prześpię tych 7 godzin, to snuję się jak zombie…
wstawanie o 6 rano byłoby dla mnie optymalne. ale z kolei układanie sie do snu o 23.00… paranoja! jeszcze tyle mozna zrobić wieczorem!
i nie, nie jestem pracoholiczką. jestem życioholiczką.
Od 9 miesięcy śpię co drugą noc po 6 do 8 godzin. Jeszcze daję radę. Marzę o jednym dniu w pościeli, ale na razie nic z tego.
co drugą??? a te pozostałe noce?? yy… umarłabym. dosłownie O_o
W pozostałe noce jestem w pracy. W dzień nie odsypiam, bo mam małego synka, którym się opiekuję :) Odeśpię jak Antoni pójdzie do przedszkola, czyli za jakieś 1,5 roku :)