ersatz cholera, nie życie

mówię jej, że jestem już zmęczona, że siły już nie mam,że znużenie, że nadgarstek boli od pisania, a oczy od patrzenia, o głowie przez grzeczność nie wspominam, mówię za to, że wakacje, wiatr, deszcz i trawa. a ona milczy bezradnie, bo też by chciała, ale co zrobić, chyba tylko budzik przestawić z 6.00 na 6.30,...

bo w nich jest czyste dobro, a we mnie pomyje

dostaję smsa od A., w którym czytam, że na stacji metra LPR zbiera podpisy za karą śmierci. nie rozumiem, więc czytam jeszcze raz. w końcu rozumiem. nagle rozumiem, w jakim kraju przyszło mi żyć. i że wcale nie mam na to ochoty. i czuję, jak wzbiera we mnie złość, wściekłość i wrzask. ostatnio mam problemy...

b(l)og umarł, a niebo się rozpękło.

  więc niniejszym:  wyżywam się i kompensuję sobie.  po ożywionej i pouczającej dyskusji na temat zasad funkcjonowania na rynku pracy, postanowiłam, że muszę odreagować i zrobić sobie dobrze. w tym celu jednego z moich bohaterów lyterackich upośledziłam ekonomicznie. bo tak. no i proszę – mamy scenę, w której ten futrzany gnom zagląda do skarbonki, a...

de namber ju ar trajing tu ricz…

wolę teraz hałas. cisza nie uspokaja. między nami cisza. linia przestała działać. teraz dzwonię do siebie sama. komar boli jak szerszeń. otwiera się rana. wieczór nic nie przynosi. linia do ciebie nie działa. teraz dzwonię do siebie sama. 862752 862752. teraz dzwonięe do siebie sama. piosenki od rana. między zwrotkami twój głos. twój głos mnie...

pies z głową w dół

od tego siedzenia na dupie i generowania liter, słów, zdań złożonych po wielokroć, tych frustracji galopujących i nadziei płonnych, tych fascynacji i rezygnacji, tych japonii wymyślanych nad ranem i boleśnie namacalnego sąsiada za ścianą to chyba nawet psychopata by zwariował. potrzebuje odtrutki. wracam na matę. od września. albo lepiej od poniedziałku. nie mam złudzeń co...

słabość chwilowa.

od rana układam do-mi-no z kawałków Pustek. wychodzi mi całkiem nieźle. zapełniam nimi całą wolną (czaso)przestrzeń tak, by na nic innego nie starczyło już miejsca. męczę się kiedy męczę się kiedy męczę sie kiedy męczę się kiedy męczę sie kiedy męczę się kiedy męczę sie kiedy męczę się kiedy zaczynam zaczynam zaczynam zaczynam zaczynam zaczynam...

byle do weekendu?

czy może być coś przyjemniejszego niż sobota spędzona w pracy? nie sądzę. dlatego też pozwoliłam sobie rozkoszować się tym dniem z czołem opartym o blat biurka i rękami bezwładnie zwisającymi po obu stronach fotela. świat dział się i stawał, newsy śmigały mi nad głową, a ja – głucha na wszystko – trwałam sobie w asanie...

me, myself & I

czuję egzystencjalny niepokój, więc robię zdjęcie, by uwiecznić tę chwilę. wychodzi mi   autoportret z pastą do zębów   apdejt: always look on the bright side of life. oglądam teletuby, jem ruskie pierogi i rozmyślam, co namalować na suficie w łazience. wszelkie sugestie mile widziane.    

Scroll to top