Czy akupunktura i tradycyjna medycyna chińska może wyleczyć depresję?
Srogo sponiewierane i ledwo żywe doczołgałyśmy do połowy 2015 roku – i to był czas, kiedy musiało się coś zmienić. Kiedy musiało się zmienić wszystko. Bo dłużej byśmy po prostu nie pociągnęły. I wtedy, zupełnym przypadkiem, moja Mama po raz kolejny dyskretnie napomknęła o pewnym chińskim mistrzu z zestawem srebrnych igieł do kłucia i dźgania; z kantorkiem pełnym tajemniczych ziół o dziwnych nazwach i innych podejrzanych ingrediencji, o których nawet nie śniło się ludziom Zachodu.
Tym razem – zamiast jak zwykle serdecznie pośmiać się z Maminych opowieści o codziennym opukiwaniu meridianów, praktykowaniu „czikunków” (**chi gong) i metafizycznych cudowności – desperacko zakrzyknęłyśmy: – Teraz albo nigdy!
i tak oto trafiłyśmy do Kliniki Mistrza Zhanga
Zhang Feng Jun jest mistrzem Kung Fu Wu Shu…
… oraz energoterapeutą zajmującym się akupunkturą, refleksologią, masażem Tui Na oraz nauczaniem Qi Gong i sztuk walki
oprócz tego pisze książki, ale niestety nie mam pojęcia o czym – wybaczcie ;)
o tradycyjnej medycynie chińskiej wiem mniej więcej tyle, co nic. przyzwyczaiłam się do łykania tabletek i czekania aż minie, przestanie boleć, poprawi się i polepszy. no i łykam te tabletki od niemal 37 lat i nic mi nie przechodzi, nic mi nie pomaga…
więc jeśli pewnego dnia Człowiek Wschodu mówi mi, że całe ciało ludzkie pokryte jest siecią kanałów energetycznych, wewnątrz których krąży życiodajna energia „chi”…
i wszelkie zaburzenia lub blokady w przepływie owej skutkują rozmaitymi chorobami, dolegliwościami i cierpieniem duszy – to naprawdę nie mam podstaw, aby Mu nie wierzyć…
według zachodniej medycyny moje ciało fizyczne jest zdrowe, prócz zaburzeń układu nerwowego – nic mu więcej nie dolega, brakuje widocznych objawów niepełnosprawności, wszystkie mieszalne parametry „mieszczą się w granicach normy” (uwielbiam to sformułowanie!), lecz pacjent niestety… ledwo żyje.
tymczasem tradycyjna medycyna chińska jest najstarszą medycyną świata…
nauczona doświadczeniem – nie oczekuję niczego, nie nastawiam się na cudowne wyzdrowienie…
po prostu kładę się na łóżku zabiegowym i…
o-k-u-r-w-a-m-a-ć-j-a-p-i-e-r-d-o-l-e!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
gdyby ktoś wcześniej uprzedził mnie, że to będzie tak opętańczo i szaleńczo bolało, to naprawdę… zastanowiłabym się po wielokroć, czy aby na pewno mam na to siłę…
dzień po dniu – przez kolejny tydzień – mistrz Zhang najpierw napierdala w moje nagie ciało kolczastą szcotą, a potem wbija mi w po kilkadziesiąt igieł. w czasie półtoragodzinnych sesji wiję się w konwulsjach bólu, łez i smarków. czuję jakbym zaraz miała umrzeć. naprawdę. przysięgam, że nic i nigdy nie bolało mnie tak mocno. nawet atak kamieni nerkowych.
boli mnie całe ciało. nie, nie boli. napierdala mnie, nakurwia i rozrywa od środka. płaczę, trzęsę się, pocę i jęczę z bólu.
mistrz Zhang uspokaja, że to zablokowana energia usiłuje się przedrzeć przez kanały energetyczne.
chuj z energią, chcę umrzeć!
w sąsiednim pokoiku to samo przeżywa Syd…
leżę na brzuchu, Syd robi mi zdjęcie w chwili, kiedy rzewne łzy i półmetrowe gile skapują mi na podłogę…
po każdym zabiegu czuje się jak po zderzeniu z tirem. padam na kanapę i tracę przytomność. nie, nie że zasypiam – ja po prostu literalnie tracę przytomność. i leżę tak bez życia przez 5-6 godzin, wypacając z siebie hektolitry płynów ustrojowych…
ja jebię, jeśli tak wygląda „zdrowienie” osoby teoretycznie zdrowej (według zachodniej medycyny, bo według chińskiej mam totalnie chore nerki, wątrobę i śledzionę), to nawet nie chcę wiedzieć, jak muszą cierpieć ci, którym dolega coś ekstra…
Syd cierpi tak samo… albo nawet bardziej.
o ile o siebie jestem spokojna, o Syd naprawdę się boję…
proszę ją i zaklinam, żeby wytrzymała i dotrwała do końca kuracji…
tymczasem ja – po piątej chyba sesji – nagle przestaję się wić, szlochać i jęczeć. nic mnie nie boli. prawie zasypiam. czuję jak przez moje ciało przechodzą zimne fale i mrowienia.
po skończonej sesji akupunktury wybiegam jak na skrzydłach.
nie wiem dokładnie, co mi jest, ale jest dobrze.
jest mi dziwnie dobrze i lekko. mistrz Zhang mówi, że to energia „chi” zaczęła we mnie prawidłowo krążyć.
nagle mam siłę i znów mi się chce… ba! zakładam nawet soczewki kontaktowe i cieszę się nimi jak głupia…
i nawet „przeprosiłam się” ze słońcem, którego przez ostatnich 20 lat nienawidziłam za to, że upał odbiera mi siłę do życia, a moje ciało zlewa zimny pot… teraz nagle zaczęłam wygrzewać się jak kot w pełnym słońcu…
trzaskam sobie samojebki w nagrzanym jak piekarnik samochodzie i jadę z ledwo żywym Sydem do Lidla, co również cieszy mnie o dziwo zajebiście… ale najważniejsze jest to, że nagle… nagle przestaję myśleć! przestaję mieć w głowie tę nieustanną karuzelę i gonitwę myśli – smutnych, dręczących, obsesyjnych. niespodziewanie, z dnia na dzień, wszystko to we mnie cichnie…
trochę siebie nie poznaję, a trochę mam to gdzieś – bo przecież… właśnie tak, no… chyba tak powinien czuć się zdrowy człowiek… i odrobinę mi przy tym smutno, że przez tyle ostatnich lat zawsze i wszędzie (a przynajmniej przeważnie) czułam się jak piece of shit
mistrz Zhang dla wzmocnienia terapii zaleca mi przyjmowanie chińskich ziół.
Liu Wei Di Huang Wan
skład:
Radix Rehmannia glutinosa – rehmannia kleista, korzenie (shu di huang) – 32 g
Fructus Cornus officinalis – dereń lekarski, owoce (shan shu yu) – 16 g
Rhizoma Dioscorea opposite – ignam chiński, kłącza (shan yao) – 16 g
Cortex Moutan Paeonia suffrutiocosa – piwonia drzewiasta, kora i korzenie (mu dan pi) – 12 g
Rhizoma Alisma plantago-aquaitica – żabieniec, babka wodna, kłącza (ze xie) – 12 g
Sclerotium Wolfiporia cocs – wolfporia cocos, cały grzyb (fu ling) – 12 g
Działanie: antybakteryjne, przeciwgrzybiczne, antyalergiczne, uspokajające, rozkurczowe, moczopędne, ściągające, ogólnie wzmacniające. Preparat działa stymulująco, regenerująco i wzmacniająco na serce, nerki, płuca, żołądek, śledzionę, trzustkę, wątrobę, układ endokrynologiczny, rozrodczy, i odpornościowy, obniża ciśnienie, poziom cholesterolu i cukru we krwi, równoważy gospodarkę płynami i gospodarkę hormonalną.
Jest to podstawowy lek stosowany do leczenia objawów utraty „yin”, które obejmują: ból i zawroty głowy, szum w uszach, bóle w okolicy lędźwiowej, słabość nóg, utrudnione oddawanie moczu, palące dłonie i stopy, poty nocne oraz wysokie ciśnienie krwi. Doskonały środek leczniczy dla cukrzyków. Jest skuteczny także w leczeniu zapalenia nerek, gruźlicy, nadczynności tarczycy. Zasila „yin i wzmacnia krew, ochładza krew i gasi ogień wątroby, odżywia i wzmacnia energię „qi” nerki, wątroby i śledziony, wydala wilgoć i wspomaga wydalanie moczu, powstrzymuje pocenie i nasieniotok.
codziennie o 6.00 i 22.00 odmierzam 30 kuleczek Liu Wei Di Huang Wan zalewam podgrzanym koniakiem (sic!), a następnie zjadam bez rozgryzania i popijam ciepłą lekko osoloną wodą. czarne kuleczki wielkości pieprzu rozgrzewają i leczą moje nerki, w których zastój energii „chi” spowodował lęk i permanentny smutek
An Shen Bu Xin Wan
skład:
Radix Salvia miltiorrehizae – szałwia czerwono-korzeniowa, korzenie dan shen
Fructus Schisandra chinensis – cytryniec chiński, owoce Wu wei zi
Rhizoma Acorus tatarinowii – tatarak tatarski, kłącza Shi chang pu
Concha Margaritifera Usta – sproszkowana perła Shen zhu mu
Caulis Polygoni multiflori – rdest wielokwiatowy, pędy Shou wu teng
Cortex Albiziae – albicja zwyczajna,kora He huan pi
Chinensis Cuscutae semen – kanjanka chińska, nasiona Tu si zi
Herba Ecliptae prostratae – eclipta płaska, ziele Mo han lian
Fructus Ligustri lucidi – ligustr lśniący, owoce Mu zhen zi
Radix Rehmanniae glutinosae – rehmannia kleista, korzenie Di huang
Preparat pobudza krążenie i układ immunologiczny, działa tonizująco na energię układu nerwowego, nerek i serca, usuwa “nadmiar ciepła i oczyszcza zastoje”. Chroni mięsień sercowy przed niedokrwieniem, zwalnia czynność serca przy jednoczesnym zwiększeniu siły skurczu, tym samym zwiększa przepływ Krwi w naczyniach wieńcowych, uzupełnia energię Qi, poprawia krążenie w mózgu, likwiduje skrzepy po wylewie i zawale, uspokaja, wycisza i relaksuje, sprzyja łatwemu zasypianiu. Ponadto obniża poziom cukru i cholesterolu we Krwi, oczyszcza z toksyn, reguluje wydzielanie płynów ciała oraz oczyszcza oskrzela i oskrzeliki.
An Shen Bu Xin Wan to tradycyjny, zbiorowy, 10-cio składnikowy preparat wytwarzany z ekstraktów roślinnych. Według Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, preparat uspokaja serce i duch (umiejscowiony w sercu, jest odpowiedzialny za stan psychiczny), poprzez “odżywienie” Yin serca i krwi oraz ochłodzenie nadpobudliwej wątroby Yang, spowodowane niedokrwieniem serca.
moją wątrobę (w której zmagazynował się piekielny gniew) i śledzionę (w której zastój „chi” spowodował depresję) ma uleczyć preparat Hugan Pian, w skład którego wchodzą:
Fructus Schizandra chinensis – cytryniec chiński, owoce (Wu wei zi)
Radix Bupleurum falcatum – przewiercień sierpowaty, korzenie (Chai hu)
Lignum Artemisiae capillaris – bylica włosowata, pędy (Yin chen hao)
Semen Phaseolus radiata – fasola promieniasta, nasiona (Lu duo)
Radix Isatis tinctoria – Urzet barwierski, korzenie (Ban lang gen)
Działanie:
Przeciwbakteryjne, antyseptyczne, przeczyszczające, odtruwające, rozkurczowe, żółcio- i moczopędnie. Preparat o wyraźnych właściwościach przeciwwirusowych, pobudza wytwarzanie interferonu i antygenów wirusowych (substancji chroniących organizm ludzki przed inwazją wirusów ), zwłaszcza wobec wirusów wywołujących zapalenie wątroby, hamuje aktywacje proliferacji wirusa, intensyfikuje komórkowe procesy syntezy białek, prowadzące do szybszej regeneracji i tworzenia się nowych komórek wątroby, zwiększa ukrwienie, a za tym energetyczny stan organu, polepsza proces wytwarzania i przepływu żółci w drogach żółciowych, tym samym poprawia trawienie, likwiduje stany zapalne woreczka i wątroby, odtruwa wątrobę i cały organizm, reguluje wydzielanie płynów ciała, nawilża suche i podrażnione tkanki, obniża poziom cholesterolu, bilirubiny, trójglicerydów i aminotransferazy ( w zwłóknieniu wątroby).
z kolei Syd raczy się takimi kuleczkami ;) też ładne!
oprócz intensywnej akupunktury (intensywnej, bo jednorazowo mamy w ciele po 50-60 igieł) i terapii chińskimi ziołami, uczestniczymy w medytacjach i ćwiczeniach Qi Gong
i robimy wszystko, co każe mistrz Zhang, żeby tylko ta nasze niemrawa energia „chi” ruszyła z miejsca
w przerwach pomiędzy zabiegami, kiedy jedna z nas czeka na tę drugą…
mistrz Zhang nie przepuści żadnej okazji, żeby nas odrobinę podręczyć…
no bo co będzie Syd na próżno siedziała w poczekalni, skoro przez godzinę może być interaktywną poduszką do igieł
wszędzie da się wbić…
moja nowa tiara księżniczki
zadowolonej księżniczki ;)
której organizm zaczyna nagle szaleć od tego wszystkiego i wywalać przez skórę jakieś obce byty…
ratuję się czarnym mydłem
tynkiem zamiast tapety
i prawdziwie diabelską maseczką oczyszczającą
moja Mama zaopatrzyła nas w uczone księgi kanonu medycyny chińskiej
które Syd zaczął wnikliwie studiować
odgrażając się, jak to teraz nasze życie się zmieni na lepsze
nawet Miszur uległa indoktrynacji
tymczasem we mnie zaczyna się coś dziać. coś dziwnego i bardzo niedobrego. cała energia gdzieś wyparowuje, niczym wyssana przez wrogie siły, a ja zaczynam szaleć…
czuję się bardzo, bardzo źle. mam w głowie całkowitą ciemność, a w ciele słabość.
Mistrz Zhang pociesza mnie, że to konieczny etap zdrowienia…
a ja już sama nie wiem… i nawet nie mam siły o tym myśleć.
czuję jakby to się miało nigdy nie skończyć. jestem wściekła, że przez kilka chwil dane mi było poczuć, jak mogłoby być cudownie bez tego bagna, które teraz na powrót zaczęło mnie wciągać…
ale skoro już wiem, jak to jest, kiedy jest dobrze – zrobię wszystko, żeby wyzdrowieć.
dzisiaj wyjeżdżamy z mopsikami i mistrzem Zhangiem na obóz tai chi
trzymajcie kciuki! :)
No to „napierdalanie szczotą” do dzisiaj wspominam:) przechodziłem dokładnie to samo:) Mi i mojej Matce z kolei Mistrz Zhang bardzo pomógł. Ja przyszedłem do niego „ledwo ciepły” a postawił mnie na nogi i teraz już odpukać dwa lata daję radę i jest ok, a Matce korzonki odpuściły. Myślę że co komu. Dzięki Zazie za wpis!!!:)))
Hey
https://google.com/#btnI=ru…
My id #131526
Mistrz zapomniał wam wspomniec, ze te efekty nie sa trwale :), a za blokady tzw, Qi odpowiedzialna jest wątroba i jej nieprawidłowa praca. A ten jak kretyn powbijał wam igły w głowę, gdzie są całkowicie zbędne :D. Meridian wątroby kończy się na klatce piersiowej, a zaczyna od stóp. Ciekawe ile skasował za całą kurację. Odemnie chciał 400zł za jeden zabieg i też mówił o chorych nerkach, jelitach, żołądku przy obecnym zastoju wątroby.
Panie, tylko bez chamstwa! Rozumiem opinie o zabiegu, czy pomoglo czy nie pomoglo ale bez wyzwisk. Mistrz Zhang jest cenionym na swiecie specjalista, zasiada w zarządzie struktur europejskich stowarzyszen medycyny chinskiej. Jego wiedza nie konczy sie na „Wstepie do Medycyny Chinskiej” tak jak to zapewne w Twoim przypadku. To nie jest akademicka akupunktura bazujaca na samych meridianach i punktach Aku. Metody Mistrza Zhang to polaczenie akupunktury i wieloletniej praktyki qigong czyli pracy z energia o czym nie pisze sie w ksiazkach. Sama zaczynalam nauke od standardowej akupunktury w Dao w Krakowie ale to co Mistrz Zhang robi to jest to wyzsza szkola jazdy i na Twoim miejscu, jak o czymś nie mam pojecia to wstrzymalabym sie z takimi opiniami.
Udanego wyjazdu Zazie i oby jak najszybciej wrócił ten stan, kiedy jest tak dobrze :)
Jeżeli chcemy dokonać tak ogromnej zmiany w naszym życiu i zdrowiu nie wystarczy seria zabiegów i mamy gwarancję na 50 lat. No niestety, to tak nie działa. Są stare nawyki myśleniowe, rodzina, relacje, otoczenie, itp które nas kiedyś wciągnęły w to bagno i najchętniej by to powtórzyły:) Zabiegami daje się pewien impuls dla organizmu, podnosi jego energię, człowiek dostaje wiatru w żagle i ma więcej sił, żeby wziąć życie za rogi. Oczywiście stare demony będą się dobijać, przy depresji jest to cholernie ciężki proces zmiany który może potrwać. Czy to będzie Pan Zhang czy Pan Pałagin czy kto inny to i tak większość roboty będziemy musieli wykonać sami. I tak ogromny szacun dla Mistrza Zhanga że w tak krótkim czasie wyciągnął Ciebie Zazie na powierzchnię. Mi Mistrz Zhang pomógł abym zmienił swoje życie, dał siłę na początek, narzędzia i wskazał kierunek. U mnie ten proces trwa już kilka lat codziennej pracy. Czasami jest mi bardzo ciężko, a czasami bardzo lekko. Czasami przychodzę na kilka zabiegów akupunktury czy wezmę zioła. Widzę, że jest to jak sinusoida ale cały czas do przodu i już daję sobie radę.
Czy udalo sie pani wrocic do tego dobrego stanu?? czy jednak ni jest tak kolorowo? Sam mam gigantyczne problemy ze zdrowiem i dzi bylem na pierwszym zabiegu u mistrza Zhanga. Pozdrawiam, Michal.
szkoda kasy, nie polecam :(
A duzo w sumie miala Pani zabiegów?
Miałam 14 zabiegów, do tego kupiłam mnóstwo tych jego dziwnych tabletek za miliony monet, a nawet pojechałam na obóz tai chi…. Powiem tak: weź znajdź innego specjalistę, bo to jest jakaś lipa niestety… :( wydałam kilka tysięcy i żałuję, chyba lepiej byłoby wydać tę kasę na wakacje, przynajmniej bym wypoczęła…
no wlasnie zatanawia mnie czemu niema adnych opini o Zhangu w internecie. Tak jest drogi mega mega drogi. no wlasnie Ci wszyscy specjalisci juz sie poddali i nie wiedza jak mi pomoc, a nie chodzze od 5 lat mam takie bole kregoslupa i szukam alternatywnych metod, ale pisala pani ze bylo cos lepiej…jednak 14zabiegow to dosc sporo i powinno pomoc
a próbowałeś leczyć kręgosłup u osteopaty?
tak chyba u 5 roznych bardzo znanych ipolecanych – kazdy rozklada rece. pol roku temu okazalo sie ze jest to spowodowane zakazeniem bakteryjnym a konkretnie – yersinia(cos jak borelioza – podobna bakteria) niestety zadne leczenie na nia nie dziala – zadne antybiotyki ani ziola. wiec mysle moze ta akupunktora da sie organy oczyscic typu watroba nerki etc. ale jesli to pani nie pomoglo to sam niewiem. moze zrobie 10 zabiegow i zobacze. narazie jestem po 4 i ten bol jest nie do opisania dokladnie tak jak Pani pisala na blogu – chcialem eutanazji w rakcie i do tej pory bardziej boli… sam niewiem :(
o matko, współczuję :( a próbowałeś intensywnej kuracji czystkiem i nalewką ze szczeci + czarci pazur + dieta według protokołu autoimmunologicznego
tak od pol roku te ziola stosuje plus wiele innych ziol typowo bakteriobojczych – niestety nic nie dziala. denerwuje mnie taki kiepski kontakt z tym Zhangiem. cos mu mowie o sswoich objawach a n mi tylko mowi : przplywy przeplywy przeplywy i idzie fala idzie fala idzie. i te ceny sa z jakiegos kosmosu u niego. diete tez stosuje wlasnie LowFoodMap czyli taka by obnizyc stan zapalny w jelitach bo tam jest rzeznia od tej bakterii. niestety ni nie pomaga ale widze ze jestes obeznana w temacie :)
Michał, powiem wprost: SZKODA KASY NA ZHANGA :(
Jeśli zależy Ci na akupunkturze, idź do kogoś, kto jest akredytowany przez Polskie Towarzystwo Akupunktury. ZHANG NIE JEST :( ale o tym dowiedziałam się później, jak również o tym, że AKUPUNKTURA NIE POWINNA TAK POTWORNIE BOLEĆ JAK U „MISTRZA ZHANGA”. On jest po prostu jakims sadystą :( a te jego teksty w stylu „płynie płynie, energia płynie” to jest zwykłe pierdolenie kotka młotkiem.
Jesli jesteś otwarty na terapie alternatywne, to polecam Ci konsultacje u dr Piotra Pałagina. Niezależnie od tego, co przeczytasz o nim w necie i jakich dziwnych rzeczy się nasłuchasz – powiem jedno: TO DZIAŁA. Moja bardzo bliska osoba (po licznych nieudanych kuracjach wg medycyny klasycznej i alternatywnej) uzyskała znacząca poprawę swojego stanu zdrowia w chorobie autoimmunologicznej wlasnie po „dziwnej kuracji Pałagina”.
dobrze poczytam o nim, dzieki Ci za odpowiedz. mi tez wszyscy mowili ze akupunktura nie boli a tutaj jest po prostu dramat. doczytalem sie ze Zhang leczy akupunktora od 2012 roku czyli nie jest to jakos mega dlugo , tzn ze w sumie niedawno zaczal nia leczyc, wiec moze nie jest tam jakims wielkim specjalista. on mi wbijjal igly w opuszki pacow i tam tak bardzo blisko genitalii dzis myslalem ze zwariuje po prostu to jest sadyzm do potegi i pieklo
dr Piotr Pałagin w Wawie przyjmuje?
[…] jak zwykle – niewinnie. I podkreślam, że nie ma w tym niczyjej winy. Oprócz mojej. Otóż przeszłam kurację akupunkturową (do poczytania – TUTAJ). Chiński Mistrz i jego asystentka zalecili mi picie wieczorami czarnej herbaty z cukrem celem […]
A ja nieustająco zaciskam pięści … ponoć kciuki trzymam za CIEBIE ZAZIE, za TWOJE ZDROWIE …
hmmm, ciekawa ta terapia oby była skuteczna, miłych chwil na wakacjach:)
Życzę udanego wyjazdu i juz tylko dobrych chwil :-)