człowiek demolka

2003-09-02

Chcecie spojrzeć w oko cyklonu? Zaproście Zazie na wieczorne spotkanie!
Jako że Zazie ma czas na wszystko: gadanie w pracy przez telefon i surfowanie w necie,
a potem zostawanie po godzinach i robienie tego, co rzeczywiście należy.
Jest czas na wszystko. Do czasu. Potem nagle okazuje się, że czas zaczyna gonić Zazie –
biegnie za nią jak podstarzały ekshibicjonista z rozwianymi połami płaszcza i straszy.

Zazie od tego całodziennego uciekania przed tym zboczeńcem po południu wygląda już jak nie-boskie stworzenie.

A że wieczorem ma się spotkać z pięknymi kobietami, przeto wpada w lekka panikę,
bo też chcę wyglądać jak na cywilizowaną przystało.
Ciągnie więc Lu do autobusu, który zawozi je do domowego prysznica Zazie, obiecując,
że cała operacja zajmie jej najwyżej 15 minut. W progu zrzuca z siebie ubranie i wskakuje do wanny. Pamiętacie wierszyk Fredry „Małpa w kąpieli”?
Dalej kurki kręcić żwawo!
W lewo, w prawo,
Z dołu, z góry,
Aż się ukrop puścił z rury.

Ale ciepła coś za wiele…
Trochę nadto.. Ba, gorąco!…
Fraszka! małpa nie cielę,
Sobie poradzi:
Skąd ukrop ciecze,
Tam palec wsadzi.
– Aj, gwałtu! Piecze!
Nie ma co czekać,
Trzeba uciekać!

Na więc Zaz wykonuje „jazdę figurową na mydle” – ślizgając się po całej wannie,
jedną ręką myje włosy, drugą szczotkuje zęby, a trzecią… ekhm… nogą –
próbuje zmniejszyć dopływ gorącej wody, klnąc przy tym jak szewc.
Wyobraźcie sobie taką grację, taką Wenus w pianie, co rzuca kurwami o ściany łazienki.
Malownicze, nieprawdaż?
Nabiwszy sobie dwa pokaźne siniaki, Zaz wyślizguje się z łomotem z wanny i biegiem do Lu:
„pomóż mi wysuszyć włosy! nie zdążymy!” – i szarpie grzebieniem splatane kudły. I klnie.
„Lu, susz mi włosy, oki? a ja sobie rzęsy pomaluję!” – i na oślep przewala pierdolnik na stole w poszukiwaniu tuszu.
Po chwili wyrywa Lu suszarkę i przełącza na turbo, włosy suche w 5 minut,
ale na głowie siano, cos za coś!

Nieprzerwanie szuka tuszu (rozwalając stertę kompaktów i książek) i rozgląda się za majtkami.

Goła stoi, biega, skacze. I klnie. Znalazła majtki, rzuciła je na krzesło.
Wywaliła dwie szuflady, szukając czarnego stanika. Stanik jest, ale majtki znikły z pola widzenia!

Szmaty fruwają po pokoju, Lu na łóżku tarza się ze śmiechu, tusz pomazał lewe oko, smuga aż na skroń,

ręce się trzęsą, stanik nie chce się zapiąć, które kolczyki mam założyć?! gdzie jest grzebień?! –
Zazie usiłuje czesać się palcami jednej ręki, a drugą zakłada majtki,
które – zrolowawszy się na mokrej jeszcze pupie – za cholerę nie chcą się ułożyć.

Spodnie wyciągnięte z dna szafy, wymięte jak psu z gardła, nic to!
Włosy skręcone byle jak w węzeł, rozwalają się co chwilę! krem do twarzy został w łazience,

więc Zaz byle jak smaruje się czymś kremowym, maseczką jakąś czy czymś.
Kolczyki nie chca się wkłuć, więc Zaz pertraktuje z nimi per „chuje!!!”, a Lu ryczy ze śmiechu.

Obiecywany kwadrans minął już dawno, Zaz skacze po pokoju i dopina spodnie,

szukając butów, szarpie się z drzwiczkami szafki i obraża werbalnie cały świat,
a szczególnie swoją garderobę, która jest złośliwa i wredna.
Kiedy dosyć ma wszystkiego, tupie ze złości i jest bliska płaczu, Lu decyduje, że „wychodzimy!!!”
I Zazie wychodzi, taka ni-w-pięć-ni-w-dziewięć, niedo-ubrana, niedopięta, niedoczesana.
Jak zwykle.


Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Scroll to top
0
Would love your thoughts, please comment.x