Astrid prosi mnie o dzióbek do zdjęcia, więc formuję ów dzióbek z mojej napompowanej otyłością twarzy.
i jest mi tak bardzo źle, och, jak bardzo źle. naprawdę. nie wiem, jak napisać, by zabrzmiało tak serio, jak powinno.
to niby bzdura, ale przytycie 15 kilogramów w ciągu zaledwie 2 lat to jest coś.
coś co pozbawia mnie sił i doprowadza do rozpaczy. nie poznaję swojego ciała.
nie mam ochoty widzieć siebie w lustrze. robi mi się słabo, kiedy muszę coś na siebie założyć i wyjść do ludzi.
tak, ja wiem, że najważniejsze jest to, że jestem zdrowa, mam dwie nogi i dwie ręcę oraz pracę, a także mam gdzie mieszkać
oraz nie żyję w ogarniętej wojną prowincji na wschodzie.
ale naprawdę… można się załamać.
mogłabym napisać to jakoś fajniej, zabawniej, z polotem. żeby można się było pośmiać.
ale jakoś nie jest mi do śmiechu.
nie zauważyliście, że na blogu coraz mniej moich zdjęć? ;) no właśnie.
wstydzę się tego, jak wyglądam.
och, olga. po prostu schudnij!
jasne. żaden problem dla kogoś, kto tyje od samego patrzenia na jedzenie.
zawsze śmieszyło mnie dodawanie na blogusiach suwaczków wagi, publiczne odchudzanie…
ale jestem na tyle zdesperowana, że zaraz naprawdę zainstaluję jeden z nich –
oprócz tego powiem Wam, ile ważę i jakie mam BMI,
a Wy nie będziecie zaprzeczać, że jest źle.
nie uznaję bullshitu. daruję sobie kokieterię.
mam problem. szukam sposobu na rozwiązanie.
Przyłączysz się? Ciałopozytywnie o życiu, tyciu i chudnięciu
myslałam ze ta paroksetyna to raczej wzmaga chudnięcie.
Ja przytyłam ok 30tki bo nadal jadłam i piłam dużo a widać potrzebowałam mniej energii, przestałam jesc kolację i jakos zaczełam jesc inaczej, czym być może zaskoczyłam organizm bo się skurczyłam. Ruszałam się dużo, zwłaszcza rower, ale i tak w koncu przytyłam. Jedyne co na mnie działa naprawdę jest ruch na powietrzu. Bieganie wycieczki górskie, przemarsze przez miasto, to naprawdę przynosi efekty, a nie wymaga ode mnie uważania na jedzenie, czego nie znoszę.
Jeszcze jedno mi się przypomniało, w zasadzie najważniejsze czego nie napisałam. Wszystkie wpisy Twoich koleżanek są słuszne. Czyli:
lekarz
badania
dietetyk
ćwiczenia
OK
Ale z odchudzaniem jest trochę jak z bezsennością (nie mówię ostanach patologicznych, nerwicowych, itp.) Jak nie możesz zasnąć to ubierz się, złóż łóżko, weź się do roboty, albo usiądź i mów sobie że nie możesz iść spać – masz jak w banku, że będzie Ci się chciało spać.
To jest podobnie jak sobie wmówisz, że MUSISZ schudnąć, jesteś gruba olaboga, to nie ruszysz z miejsca. Jak się zaakceptujesz (co jest cholernie trudne – wiem, bo mi było trudno, poza tym jako terapeuta różni ludzie mi się trafiają) to wtedy dasz radę.
Jestem piękna, jestem super. Jest trudno, ale akceptacja + odpowiednia dieta i leczenie = sukces
Pozdrawiam ciepło
Przez długi okres czasu byłam szczupła, aż przytyłam w okresie dojrzewania. Długo się odchudzałam, ale było jeszcze gorzej. Najgorzej było jak wróciłam ze Stanów. Mój facet mnie ledwo poznał, ale kochanie i tak powiedział żem najpiękniejsza i koniec. No to przestałam się odchudzać (za wysoka nie jestem a ważyłam wtedy 65kg!!!) i wtedy nie wiem jak to się stało, bo żarłam jak smok, schudłam !!
I wiesz ci się stało? Bo bez odchudzania NAPRAWDĘ chyba z nerwów schudłam do 47kg. Wtedy zamiast triumfu i zadowolenia wszyscy mi mówili jak wtedy byłam piękna. Mój facet tęsknił za piersiami i tyłeczkiem. Wszystkie koleżanki pytały czy mam raka. Rodzina stwierdziła, że należy mnie wysłać na badania i koniecznie kupić odżywki. Wszystkie ciuchy były na mnie za duże. Ogólnie masakra! koledzy też mi powiedzieli, że wtedy byłam taka „pyszna” a teraz to same kości. No to dawaj chcę przytyć! Ale poza 50kg nie mogę ruszyć dalej.
Zaz – tak źle i tak niedobrze. Moja przyjaciółka odkąd pamiętam była gruba. A znam ją 25 lat. ogólnie jak się zaakceptowała to schudła. co prawda teraz znów jej poszło do 110kg, ale jest ze swoją ukochaną osobą, ma wspaniałą pracę i pewnie czasami się martwi ale o zły cholesterol. Tylko mówi mi jedno – Olka ja mam genetycznie grubość, jak całe życie mam sobie odmawiać golonki to wolę nie żyć. Ja też. Po prostu przestań się odchudzać! Oczywiście zrób sobie badania czy nie masz niedoczynności tarczycy. Poza tym wiadomo o zdrowie trzeba dbać nadciśnienie, stawy, te sprawy. Ale daj sobie spokój, kup sobie soc ładnego. Ja Cię nie znam, ale jak patrzę na zdjęcia to widzę piękną dziewczynę o brązowych oczach i ciepłym uśmiechu do której chciałabym się przytulić jak do mamy kiedy mi źle. Anorektyczki do domu!!!!!
Ehhh niech będzie, że zawsze musi być ten „pierwszy komentarz” – i to na tak niezabawny temat. Uwaga, będzie z doświadczenia, nieco autorytarnie, ale u mnie taki schemat zadziałał:
1) Badania (tak, wiem, też miałam siebie za okaz zdrowia Ale dzięki wynikom krwi i dobrze dobranym tabletkom na tarczycę zgubiłam kilka kilo bez diety –> patrz punkt 2)
2) Musiałam stosować dietę, bo inne leki spowalniają mi przemianę materii, więc:
zaczęłam od „małych” rzeczy tj. radykalne ograniczenie słodyczy, wina, post na cztery godziny przed snem.
Z tym postem pomogła mi wyobraźnia – naczytałam się książek rozkładających trawienie na czynniki pierwsze – i wizja wieloskładnikowej papki leżakującej w nocy w moim żołądku nawet trochę mnie zniechęciła do obżarstwa „na dobranoc”. Ze słodyczami gorzej – z przykrością się przyznam, że zdarzało mi się płakać na reklamach – szczególnie kinder bueno, bo były, moim zdaniem, złośliwie-zmysłowo skierowane specjalnie do mnie.
Już to pomogło.
Poza tym koleżanka wspominała o sałatkach. To nie jest złe, bo sałatki są pokarmem dość śmietnikowym i możesz sobie w nich przemycić coś, co lubisz. Np. ja uwielbiam sery, więc trochę ich dorzucam do sałaty, pomidorów i cebuli, i myślę sobie, że nie jest tak źle, i że w gruncie rzeczy lubię się delektować małymi kawałkami, a nie pożerać wielkie (to kłamstwo, ale czasem działało).
Inne dziewczyny pisały o dietetykach – znam parę osób, którym rewelacyjnie udało się schudnąć. Ja sama jakoś nie mogłam pogodzić się z kolejnym przymusowym spotkaniem w grafiku – wolałam pójść na rower –> patrz punkt 3
3) Ruch naprawdę pomaga. Na szczęście każdy, a nie tylko chodzenie na siłkę między spoconych mężczyzn i laski, które już są CHUDE albo robienie z siebie błazna w grach zespołowych (zawsze byłam kiepska). Ja lubię rower, polubiłam skakankę (to akurat jest moja prywatna rewelacja – daje szybkie efekty; kiedy już się łamałam i jadłam coś „zakazanego” – skakałam potem – to podnosiło moją samoocenę [„nie jestem grubym prosięciem z zerową samokontrolą i nie, nie skończę ubrana w jednoosobowy namiot turystyczny”]), lubię się szwędać ze słuchawkami na uszach – byle trwało to z godzinę jednorazowo
Prócz tego wywalałam z domu wszystko, co mogło mnie skusić i, w desperacji, rozpowiedziałam bliskim koleżankom, że jestem na diecie (bliskim, czyli takim, które nie motywowały mnie „jesteś na diecie, może ewentualnie odmów sobie tej czekoladki?” tylko „jak ją zeżresz nie schudniesz i dalej będziesz przypominać prosiaka” – mnie motywuje raczej jasny przekaz, nie miłe chrzanienie o niczym).
Sama nie wiem, czy mój wpis coś zmienia, bo odchudzanie sprowadza się, najprościej mówiąc, do jedzenia mniej, a to już zależy od konsekwencji w decyzji. Ja właśnie z tym miałam problem. Ale kiedy oglądałam swoje zdjęcia* – motywacja wracała.
Może spełnij groźbę – dawaj wagę, BMI i zdjęcia, powiedz nam jakie teksty Cię motywują, może zadziała na Ciebie presja – musisz być przykładem dla fanek bloga, c’nie? :)
*zdjęcia były z wakacji. Byłam na nich spalona na rako-różowo, więc akuratnie i waga, i kolor skóry sugerowały małego tucznika.
Najgorsze są te koleżanki (z reguły szczupłe :P), które mówią: no co ty, jedna czekoladka przecież nie zaszkodzi..
oraz: „daj spokój, pełne kobiety są sexy!” –
to ciekawe czemu same, do kurwy nędzy, macie BMI poniżej 15 ?!!! skoro tyle ciała jest sexy
Kasia, to jest meeeega pomocny komentarz!!! :****
1) coraz bardziej zaczynam podejrzewać siebie o jakąś chorobę hashimoto czy inne tarczycowe popapranie… badania, noo… szukam motywacji do pójścia do lekarza ;)
2) błagam, podaj tytuły tych książek! łakne naturalistycznych opisów jedzenia, które zamienia się we mnie w ohydną breję i oblepia mnie od środka tłuszczem…
ja też kocham KINDER BUENO. uważam ponadto, że zostało ono wymyslone specjalnie dla kobiet i że te skurczybyki dosypują tam jakichś endorfin czy innych substancji gwarantujących ekspresowy błogostan organoleptyczny…
3) ja & skakanka… czyli: meksykańska fala fałdek :D na szczęście siłownię jako tako trawię, ale tylko wtedy jak juz wejdę w ten rytm 3 razy w tygodniu. najgorzej jest przemóc się i zadbać o regularność. jestem wzorcem metra z Sevres jeśli chodzi o niekonsekwencję…
No widzisz, a ja wczoraj nagotowałam indyjskiego butter-gingerchickena z zawartością 1,5 kostki masła, a na deser towarzystwo na moich oczach delektowało się gorącą szarlotką z lodami… to jest chyba okrucieństwo w czystej postaci.
I tu mnie masz – za chwile spełniam swoją groźbę: podaję na blogu swoją wagę do publicznej wiadomości wraz z BMI. a jutro dorzucam zdjęcie. koniec, kurva, dobroci dla prosiąt!
dziękuję za pozytywnego kopniaczka w utuczoną dupkę! :)))
:*
metoda chudnięcia w trakcie opracowywania – 5 zasad:
1. gdy cukry powoli się wchłaniają nie chce nam się jeść, gdy szybko, chce się na maksa, czyli jemy na przykład płatki jogurtowe fit z kefirem/jogurtem a nie same płatki jogurtowe
2. regularnie (co trzy godziny) i przestajemy wczesnym wieczorem
3. minimum 5 posiłków w ciągu dnia
4. nie zabraniaj sobie niczego – mój mózg gdy tylko usłyszy np. nie jem pączków wysyła sygnały do całego ciała: CHCĘ PĄCZKÓW, PRAGNĘ ICH I MUSZĘ!!!
5. jadę zamieniam na idę
Zi:
1. ale to znaczy, że białko spowalnia wchłanianie cukrów?
2. ja zapominam…
3. nie zjadam nigdy 5. wpierniczam raz-dwa razy, a porządnie. wiem, że to ZŁO i SZATAN
4. i naprawde jesz pączki i chudniesz?
5. to mogę zrobić :)
:)))
Witam, kiepska to pociecha ale ja przez dwa lata przytyłam 30 kg i w ogóle nie daje sobie zrobić zdjęcia. Jakby ściągnęli ze mnie słoninę o nawet byłyby ze mnie całkiem kobitka.
eh, życie.
Pozdrawiam
futrzak, znam Twój ból… :(
może zaczniemy się odchudzać razem, hm?
tak jak Ty o ściąganiu słoniny – ja fantazjuje o wielkiej maczecie, którą ktoś mógłby mnie ociosać tak blisko kości…
poza tym – jeśli przytyłaś po dziecku, to sie nie liczy. nie Twoja wina, tylko hormonów zapewne.
ja chyba przytyłam na włąsne życzenie i godna jestem potępienia, które uprawiam każdego dnia… ;P
Może wykup sobie catering. Mi w diecie głównie lenistwo nie pozwalało wytrwać. Jak ktoś Ci podstawi 5 posiłków dziennie pod dziubek to będzie łatwiej:P
niby pomysł dobry. nawet go rozważałam. ale jak sobie podsumuję, ile mnie to wyniesie i szybciutko w myslach przekalkuluję to na ceny i modele laleczek, to… sorry, dieto cateringowa, innym razem :>
wiem, że to złudne i że sama przygotowując posiłki, wydaję tyle samo albo i więcej, no ale… hmm..
czy któraś z Was to kiedyś podliczyła, jak realnie wygląda to cenowo?
Płaciłam 50 PLN dziennie za 5 posiłków, przez 3 miesiące czyli razem jakieś 4500k.
Sama wydaje `:
śniadanie- ok 8 PLN ,
obiad – ok 20pln
kolacja- ok 10pln
Nieprzewidziane łakomstwo – ok 10pln
Zobacz ile czasu zaoszczędzisz na szukanie laleczek:)
Ja weszłam w układ z kumplem, nie wiem ile to kosztuje w profesjonalnych firmach.
PS. sory za dziUbek:(
Mój ojciec do mnie: ” No mogła byś schudnąć 30 kilo..”
Mimo, że w mojej rodzinie 3\4 tak ( albo lepiej) waży po 30, a po 40 jest jeszcze gorzej…
Metabolizm zwolnił, żarłoczność nie, a umiejętności kulinarne plus status materialny wciąż dają mi coraz więcej możliwości objadania…
No i brałam ponad 2 lata różne antylękowe i antydepresyjne specyfiki…no i siedzenie na tyłku…
Ciutkę się ogarnęłam przestałam tyć, schudłam aż 2 kilo i moja waga…o ironio wynosi 78 kilo…
Od biegania z mopem i tacą ( kelneruje) moja kondycja znów w miarę…ale problem w tym iz nie umiem odmawiać sobie obżerania… nie ćpam, nie zapijam się, nie uprawiam hazardu, nie bzykam na prawo i lewo, ale żrę..by zapełnić się, by polepszyć, bo nie znam pojęcia „dosyć” ….
Chciałą bym być tak szczupła jak kiedyś, młodsza, ładniejsza, tak jak w tedy gdy ktoś wydrukował sobie moje zdjęcie z netu i przyczepił na kompie…. ale tak głupiutka i sponiewierana to już nie…
Planuję jeszcze zostać gorącą 40..może się uda w końcu to jeszcze parę lat..;)
Zaz..jeszcze będą piszczeć na na nasz widok znowu ;)
Zu, powinnam sobie to na ścianie wymalować wielkimi literami: „Metabolizm zwolnił, żarłoczność nie!”
moich zdjęć co prawda nikt nigdy nie drukował, ani nie kochał sie we mnie skrycie –
ale wazyło sie te 43 kg przez całe studia oraz 55 kg zaledwie 3 lata temu…
jeszcze będzie przepieknie.
hell yeah!
„ani nie kochał sie we mnie skrycie -” mylisz siem…ja skrycie …
Na mnie motywująco wpływa zdjęcie Giselle Bunchend w sesji bikini na kilka chwil po porodzie. Może na Ciebie też zadziała?
Poprzedniczki już wspomniały o badaniach wszelakich więc pozostaje mi im przyklasnąć.
Potężnego motywującego kopniaka zasadzam! Tzn ja i moja czasem mniej przestrzegana dieta niskotłuszczowa.
Jeśli nie Zazie to KTO?
taleyah, ja wiem, że to co teraz napiszę, będzie wysoce niepoprawne politycznie… ja wiem, że anoreksja jest straszną chorobą, ale… ja nawet pasjami czytałam blogi anorektyczek, żeby się mentalnie „zarazić” tą osobliwą filozofią życia porcelanowych motyli…
i noc, cholera.
kocham jeść. nienawidzę tyć.
Zaz ale obiecujesz, ze tak do końca porcelanową drogą motyla nie pójdziesz??
Może jednak Dżizel na początek? :)
Do najwyzszego poziomu motywacji przy odchudzaniu doszlam wtedy kiedy pogodzilam sie
z tym ze nigdy nie schudne i musze zaakceptować swoje wielkie cielsko. Z miesiaca na miesiac zgubilo sie 27 kilo. :) teraz probuje zgubic reszte. Bo mam jeszze 10 kilo nadwagi. Znalazlam tez sport ktory sprawia mi wielka radosc chociaz ciezko sie go uprawia z nadwaga. Ale powoli sobie „trenuje”. Polecam tez notowanie spozywanych pokarmow :). Ulatwia kontrole :) tzymam kciuki zebys pozytywnie nastawila sie do odchudzania to chyba najbardziej pomaga.
ale jak się zgubiło? cud? afirmacja? hipnoza? ;>
czy mordercze ćwiczenia? :>
zmiana nastawienia do jedzenia oraz sportu. nie wiem chyba siła rytuału ;). podobno po 21 dniach wykonywania czegoś codziennie wchodzi to w nawyk ;)
Jak znajoma robiła na mnie próby oświetlenia w studiu, to po wszystkim poprosiłam ją, żeby przysłała mi te zdjęcia – mam zamiar wywiesić je sobie na lodówce :]
Czasem mam wrażenie, że mój problem z nadwagą jest dużo bardziej złożony. Czasem mi się też wydaje, że mi jest trochę wygodnie być większą, bo odchodzi całe spektrum jakiejśtam seksualności międzyludzkiej, które mnie męczyło od pewnego czasu. Czasem mam wrażenie, że ludzie widzą tylko ciała. I jak znowu schudnę, to będzie jak poprzednio – wszyscy mi będą gratulować utraty wagi. To strasznie… uwłaczające.
A Syda da się namówić na kolejny projekt foto? :))
och, chrzanić! chcę być piękna, nawet przedmiotowo i uwłaczająco – nigdy nie byłam, więc coś mi się należy na stare lata ;P
Nie wierzę, że Syd Ci nie mówi codziennie, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie :]
Syd jest dyplomatka i „najpiekniejszą” sprytnie podmienia na „najkochańszą” ;P
Ech, tak to jest po lekach tego typu. Pamiętam, że wiele osób się skarżyło na leki antydepresyjne, antylękowe, nerwicowe. Skoro zbiera Ci się woda to polecam picie zielonej herbaty, czerwona też podobno jest dobra i na płyny i na odchudzanie. Tak twierdzi mój kolega z pracy co się odchudza :D Ja piję dużo zielonej! Nie piję kawy, mam wrażenie, że im więcej ludzie piją kawy, tym większe mają problemy z wagą…
No i na basen trzeba się zapisać koleżanko! Na Ochocie są dobre baseny!
no właśnie, ja ostatnio piję coraz więcej kawy – a coraz mniej czegokolwiek innego… ;(
a basen… hmmm… baaaseeen… hmmmm…. baaaaseeen…. hmmmm…
idź na badania- bez tego nie ruszysz z miejsca! wysyłam Ci mentalny KOP motywacyjny! :)
aua, czuje się kopnieta! ;)
na badania pójdę, bo wykupiłysmy sobie pakiet medicover, więc nie mam juz wymówki.
a proces odchudzania u Twoich dietetyczek to droga impreza?
a…
i hormony też zbadaj – adnroste coś tam, progesteron, i KONIECZNIE: zbadaj tarczycę czyli TSH- i jakies tam dodatkowe są TH3 czy TH4 – nie pamietam. lekaż Ci powie. Możesz mieć też niedoczynność tarczycy i … po prostu tyć :) tak tez może być – a na to się bierze leki i z bani. Nie rób sobei sama kuracji i nie łykaj proszków na odwodnienie bez wizyty u lekarza… pierwszy krok: całościowe badanie!!!!!!!!!!!!!! serio serio!! I glowa do góry – raz jeszcze piszę to ja! Wierzę w Ciebie :)
Kochana… do dietetyka marsz. Polecam dietosfera.pl – tak, reklama, reklama, fu, fu, ale dziewczyny mi pomogły. Samemu cięzko wyznaczyć sobie to co ma się jeść, to ile ma się jeść ( a to mega kluczowe) i to kiedy ma się jeść ( jeszcze bardziej kluczowe)… czasem trzeba wcisnąć guzik help i udać się do specjalisty. Zrób sobei badania krwi, sprawdź poziom kortyzolu koniecznie i do dietetyka… byłam przeszłam, nauczyłam się jeść i ważę niezmiennie już tyle co chce… i wróciłam do słodyczy :) ale świadomie :) Można! Naprawdę! Jesteś silna, idzie wiosna, przyjdą nowalijki – dasz radę :)
dzięki, Pola :***
idę poczytać na www – potrzebuje jeszcze motywacji, żeby realnie dotrzeć do specjalisty…
leki jakieś bierzesz i Cię utyły? jeśli tak, a głowa lepiej działa to witam w klubie. ja się przyzwyczaiłam i tylko dbam o to, żebym była wysportowaną grubaską.
choć mnie znacznie odchudziło:
1) rower – 15 km codziennie przez całe lato
2) dotarło do mnie, że część nadwagi i pyzatych policzków to woda. biorę leki odwadniające
ściskam
stale biorę leki na ADHD i neuroprzekaźniki.
nienawidzę być grubaską.
z natury jestem wesoła, ale w tej jednej kwestii chce mi się wyć…
a z tą wodą to prawda – kiedy zatrzymuję wodę przybywa mi nawet do 3 kg.
są jakieś diuretyki bez recepty? co bierzesz?
zwykłe aqua femin – brzydko powiem, że nieźle się po tym sika. w 2010 r, podczas wakacji nie miałam kostek u nóg, stawy mnie bolały, w 2011 r. zaczęłam to brać, 2 kapsułki dziennie – rano. i odzyskałam kostki i szczupłe palce u stóp.
ja tyłam po źle dobranych neuroleptykach i stabilizatorach. w końcu pani od mózgu postanowiła zrezygnować z neuroleptyków i biorę tylko stabilizator. biorę tylko Lamoryginę.
ja biorę metylofenidat na ADHD, ale troszkę oszukuję, żeby nie brać go codziennie. oraz paroksetynę na neuroprzekaźniki. dotychczas nie tyłam na paroksetynie, a to jedyne gówno, które jest w stanie poskromić moje galopujące OCD…
dołączę się do chóru mówiącego o badaniu tarczycy. i jeszcze machnij próby wątrobowe. bo z opisu leków nie wynika tycie, a paroksetyna w skutkach ubocznych ma utratę apetytu
a nie. paroksetyna może zaburzać poziom prolaktyny właśnie
co do zatrzymywania wody mnie polecono herbatki odchudzające okraszone komentarzem,, schudnąć od tego pani nie schudnie ale na wodę powinno pomóc” i faktycznie pomaga, można podejść też do jakiegoś sklepu zielarskiego i zapytać co oni polecą(może sama pokrzywa na początek?)
badałaś hormony? (progesteron, estrogen, testosteron, TSH, FT4, FT3, insulinę, prolaktynę itd.)
nie.
odgórnie i bez badań uznałam siebie za osobę zdrową.
ale może faktycznie powinnam się przebadać…
jeśli Ci nawalają hormony to żadna dieta ani sport nie pomogą.
Mam prawie to samo. W sensie, wciąż lubię patrzeć na siebie w lustrze – ale już na zdjęciach nie. Nie chce mi się z ciuchami kombinować, bo wszystko niewygodne i ciśnie. Ale to, co najbardziej mi przeszkadza to po pierwsze – rosnące problemy capoeirowe (gorzej się ruszam, jest mi ciężko, inne dziewczyny nie mogą mnie unieść, bolą mnie łokcie i kolana, boli mnie pięta już nawet przy chodzeniu), a po drugie – niezgodność mojej percepcji siebie z rzeczywistością. Ciągle się o coś obijam, kogoś trącam, bo mi się wydaje, że jest mnie mniej ;P
W związku z czym pókico porzuciłam słodycze, a na lunch, zamiast drugich kanapek, wsuwam sałatkę. Nigdy mi się nie chciało robić sałatek, ale ostatnio odkryłam, że umiem zrobić taką jedną w sześć minut. Wymówki się kurczą. Może ja też zacznę :)
w zeszły weekend wzięłyśmy z Syd udział w super projekcie foto – załamałam się swoimi gabarytami w cudzym obiektywie. położyłam się i płakałam…
Jak znajoma robiła na mnie próby oświetlenia w studiu, to po wszystkim poprosiłam ją, żeby przysłała mi te zdjęcia – mam zamiar wywiesić je sobie na lodówce :]
Czasem mam wrażenie, że mój problem z nadwagą jest dużo bardziej złożony. Czasem mi się też wydaje, że mi jest trochę wygodnie być większą, bo odchodzi całe spektrum jakiejśtam seksualności międzyludzkiej, które mnie męczyło od pewnego czasu. Czasem mam wrażenie, że ludzie widzą tylko ciała. I jak znowu schudnę, to będzie jak poprzednio – wszyscy mi będą gratulować utraty wagi. To strasznie… uwłaczające.
A Syda da się namówić na kolejny projekt foto? :))
PS. Da radę usunąć ten komentarz na górze? ;]