jak ekspresowo posprzątać mieszkanie i zawiesić łyżkę na nosie

dwa tygodnie nieobecności w domu poprzedzone okresem ostrego zapieprzu robią swoje:
nasze mieszkanie pod koniec sierpnia wyglądało jak – nie przymierzając – lej po bombie.
bałagan to jedno: fruwające wszędzie ciuchy, książki, papiery, ścinki materiałów, miniaturowe mebelki,
dziesiątki lalek i kolekcjonowanych przeze mnie pierdół, mopsie kłaki i kubki po herbacie.
ale czarna podłoga – to drugie. mieszkamy tuż obok jednej z najgłośniejszych ulic w Warszawie, na której ruch nigdy nie zamiera.
spaliny, kurz, ołów i reszta tablicy mendelejewa dzień w dzień osiadają malowniczą sadzą
na naszych podłogach i domowych sprzętach. jest srogo. mimo tego postanowiłam posprzątać. sama! wszystko!
miał to być jeden z prezentów urodzinowych dla Syd.

niestetyż.
mam tę oto przypadłość, że zamiast zaczynać porządki od warstwy najbardziej zewnętrznej,
czyniąc sukcesywnie przestrzeń milszą oczom – z wrodzonym sobie uporem zawsze robię na odwrót.
zaczynam od dupy strony. od jądra ziemia. od piekła piekieł.
jednym ruchem wybebeszam do cna najgłębsze zakamarki domostwa. szafy zostają pozbawione ubrań, szuflady papierów,
a pudła i schowki – uogólnionego wewnętrznego pierdolnika.
wszystko zaś, wylewając się magmowato z głębin mieszkania, ląduje na podłodze.

brodzę w tym po kolana – majestatycznie niczym Herakles w pierdolniku Augiasza –
i z pietyzmem podnoszę do ócz każdy artefakt naszej ochockiej rzeczywistości. dzbanek w kształcie kogutka. szklana głowa.
pudełko w kształcie plastikowego ananasa. sztuczny grzyb. podręcznik dla początkujących neominimalistów. wyciskarka do modeliny.
tiulowa spódniczka sprzed 15 kilogramów. komplet fiolek i rurek do laboratorium von Burkhardta. lalka Helenka z siusiakiem.
sweterek w serek. maska psa. kapelusz świni. pięć kilogramów masy polimerowej i dziwna ciecz do rozpuszczania nie pamiętam czego.

po godzinie rzecz jasna mam już serdecznie dosyć. no bo ja się szybko nudzę, co nie?
i wtedy wpadam w rozpacz. głęboką i czarną niczym ta podłoga.
i wtedy, rozumiecie, przychodzi Czmuda. cała na biało. oraz Quentin i dwa mopsy.
Quentin w najlepsze urządza se pokaz mody, ryjąc w pudłach z ciuchami jak rasowy nurek,
Czmuda puszcza freestyle paszczą, Miszur także drze ryja. Kumok szczeka. Bułka kradnie Kumokowi żarcie,
Kumok warczy. Miszur korzysta z okazji i także podpierdala chrupka,
a Ninja sra w locie między pokojem a sypialnią, po czym Miszur wdeptuje w owo sranie i leci dalej. ja co prawda myję właśnie podłogę,
więc zaciskam zęby oraz palce w pięść na trzonku mopa, czując napływającą falę białej gorączki.
Syd prosi mnie o zachowanie spokoju, ale po 30 sekundach następuje we mnie

masywne ogólnoustrojowe pierdolnięcie nerwowe.
no i po sprzątaniu. a goście za progiem.
tyle tytułem przydługiego wstępu. ale sorry za bałagan!

 

Syd dowiaduje się od Dust Eatera, że to właśnie dzisiaj są jej urodziny!

 – Tak, to prawda. Musisz przyjąć od nas te oto prezenty, a my odśpiewamy ci biesiadne piosenki, które cię żenują i wzruszają jednocześnie…

 

 

Ruda pilnuje tortu. żeby nie spadł na podłogę.

Ruda pierwsza w kolejce do szarlotki z lodami ;>

 

 

my tu gady-gadu, a Syd cichaczem wykonuje swój popisowy numer z łyżka na nosie

 

 

ale błyskawicznie zostaje zdetronizowana przez Janka, którego magnetyzm okołonosowy wprawia w osłupienie nawet Czmudę,
która widziała już prawie wszystko i do niejednego pieca węgiel ładowała

 

 

na szczęście magnetyzm okołonosowy okazuje się cechą dziedziczną. wszystko zostaje w rodzinie. tylko, że NAM giną łyżeczki.

 

 

oczywiście co 10 sekund każda z łyżek z hukiem ląduje na podłodze. więc jeśli pomnożymy: 10 osób, z których każda co 10 sekund
próbuje zawiesić łyżkę na nosie = 60 rąbiących o podłogę łyżek na minutę + dwa drące się mopsy.
miód na moje skołatane sprzątaniem nerwy.

 

no ale jak was nie kochać? :***

 

 

 

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aniaha

pierdolnik to moje slowo. prosze mi je oddac :P

ginger

pare razy w zyciu zaryzykowalam Twoj sposob robienia porzadkow- juz wiem, ze to nie na moje nerwy- moze to trauma z dziecinstwa- ten koszmarny rytual przedswiatecznego sprzatania- wszystko kurwa, na raz, odsuwanie mebli, pastowanie, mycie drzwi, wymiana firanek, trzepanie dywanow etc.- jeden wielki koszmar
w doroslym zyciu ograniczam sie tylko i wylacznie to powierzchownego ogarniania przestrzeni( i to nie zawsze), wieksze porzadki zlecam osobie, ktora chociaz ma motywacje finansowa zeby to robic; gdybym np dzis sama, nie majac nikogo do pomocy wywalila wszystko z szaf, odsunela kuchenke( pare razy w zyciu widzialam co pod nia sie znajduje) wyjela narzedzia z szafy z narzedziami to wiem ze wyszlabym z mojego domu i juz nigdy do niego nie wrocila albo podpalila zawartosc i zaczela wszystko od nowa

futrzak

Najlepszego! Nie chcecie posprzątać u mnie ? :P

fisza

najlepszego!
ja tez urodzona pierwszego wrzesnia!

Michał

Ja to chciałem jeszcze powiedzieć, ze Helenka posiadająca siusiaka mnie zaintrygowała. Że nie wspomnę o obiecywanej już jakiś czas temu niesfornej Żanetce.

Michał

O Jezusie. A ja musze kawałek kuchni wytapetować oraz przywiercić nieco przegięty karnisz…

A że kurz? Wielkie mi halo…
Powinnaś otworzyć restaurację, naśladuj Marjorie z Fat Fighters (Little Britain) – i podawaj kurz, w każdej postaci;)

syd

kochać – ja kochać – my kochać :*

Scroll to top
7
0
Would love your thoughts, please comment.x