zazdroszczę czasem poukładanym kobietom, które precyzyjnie odmierzają czas na pracę zawodową,
dom, dzieci, zwierzęta, rodzinę, partnerów, pasje i resztę życiowych spraw.
ja mam jeden wielki kociokwik, misz-masz i pobojowisko.
jasne że nie zamieniłabym się z żadną z perfekcyjnych pań domu, ale czasami naprawdę mnie męczy
to nieustanne lawirowanie między pracą a nie-pracą i nieumiejętność określenia, co pracą jest, a co już nie.
pisanie na freelansie, prowadzenie firmy w domu i niczym nie ograniczony dobowy czas aktywności sprawiają,
że znikają wszelkie granice pomiędzy moim “wewnątrz” a “zewnątrz”.
póki co nie potrafię tego odzielić. piszę, siedząc w moim domku dla lalek…
oto fragment kamienicy rodu von Burkhardtów – uchwycony obiektywem przez Stefanka ;)
jestem tak rozbałaganiona, że nie mam czasu nawet na fotografowanie tego wszystkiego, co wymyślę, zrobię, uszyję czy wyprodukuję…
wszystko jest niewykończone. miniaturowe książeczki czekają na sklejenie, naczynia i drobne sprzęty na ustawienie ich w szyku bojowym
tutaj mieszkanko moich większych lalek w skali 1:6 czyli Blythe, Pullip i Dal…
do Orki i Bianki przyszła w odwiedziny stefankowa Peppermintka :) prawda, że cudna? :)))
moja wiecznie niedokończona kuchnia… :(
pokój Bianki i Orki
pokój Janinki
kurz osiadł na podłodze. a ja nie mam czasu. piszę, pisze, piszę… nie wysypiam się i źle odżywiam.
to nie jest kwestia faktycznego braku czasu, ale złej organizacji pracy. tak myślę. wiem to.
łazienka moich lalek
nie no, ta Peppermintka jest boska. czy uważacie, że powinnam taką mieć? ja tak uważam.
półki nad łóżkiem Janinki czekające na zapełnienie…
Stefanek zarządza w salonie ;)
a tutaj mój telewizor Szmaragd do wyświetlania dobranocek
i cudowny grzyb halucynogenny na regale w naszym ochockim salonie
plastikowy ananas z targu staroci, harmonijkowy piesek i gumowy bobasek – nad moim stołem
ten oto zabawkowy ołtarzyk widzę zawsze podczas pracy :)
mój ulubiony neko i dziewczynki kokeshi
w rogu: Irena, Helena i Żanetka, w centrum Bożena, dalej lalkowe głowonogi
no i tak sobie siedzę i piszę, a moje ukochane zabawki wzdychają z tęsknoty
chcę ją! ale nie mam monet :(
lalkowy podwieczorek u Zazie :)
Stefanek i Bogna w obiektywie Malkamy :)))
dwie bliźniacze pullipki Ddalgi – moja ze szramą na policzku autorstwa Kumoka
Blythe Stefanka – Pepermintka w stroju Byulki :))
cudowności Malkamy!
marzę o takiej lalce, ale jeszcze nie mam odwagi :)
no i tak. lalki są moją obsesją.
śnią mi się bez przerwy, jak nikt nic i nigdy wcześniej.
[…] jak to zazwyczaj bywa – dziewczyny spojrzały „świeżym okiem” na mój lalkowo-zabawkowy bałagan, który spowszedniał mi na tyle, że nie zauważam jego „wizualnej atrakcyjności”, a tym samym nie robię mu zdjęć – bo to tak jakby robić zdjęcia regałowi albo komodzie. a poprzedni fotoreportaż z mojego domowego bałaganu znajdziecie TUTAJ […]
poczytawszy konkluzja mię naszła,
mianowicie:
„WYPUCOWANY DOM, TO ZMARNOWANE ŻYCIE”
…coś jest na rzeczy :)
pochłaniam w międzyczasie Twój blog
oj
oj
oj
uzależnieniem zaczyna trącić
ujrzawszy I SAW YOU zacierałam radośnie łapki
sciskam wirtualnie
nienachalnie,
bloga, Syda, lalek i mopsów gratulując –
Ania
„zazdroszczę czasem poukładanym kobietom, które precyzyjnie odmierzają czas na pracę zawodową,
dom, dzieci, zwierzęta, rodzinę, partnerów, pasje i resztę życiowych spraw.” – takich kobiet nie ma. i nie było. takie kobiety ktoś wymyślił, żeby nas dręczyć.
:)
Zazie, a tego bloga znasz? Masz tu jak na dłoni ten „dom, dzieci, zwierzęta, rodzinę, partnerów, pasje i resztę życiowych spraw.”. Zobacz jak w takim młynie ciężko o stabilizację…
http://matkasanepid.blox.pl/html
Zjawiskowe te lalki, ale Malkamy to moja faworytka. Niesamowita.
to prawda – ja o niej marzę! :))
To ja się wybiję. ;) Lubię mieć porządek. Bałagan działa na mnie destrukcyjnie, podobnie jak zbyt przytłaczająca liczba przedmiotów (ale to tylko u mnie w domu – u innych w ogóle mnie to nie drażni). Generalnie jednak jestem nieco niezorganizowana, przekładam terminy, nie umiem żyć z harmonogramem itp. Tylko w domu muszę mieć coś pod ręką, jeśli w jednej szufladzie coś leży, to irytuje mnie przeniesienie tego gdzieś indziej. ;)
Ania, jako patologiczna bałaganiara – naprawdę tęsknię za porządkiem. chaos może i jest malowniczy, ale na krótką metę. na stałe bywa męczący. i ja doszłam juz do tego momentu, w którym jestem zmęczona i sfrustrowana tym, że brodzę po kostki w rupieciarni, choc oczywiście nie zamierzam niczego wyrzucać, ale chciałabym to jakoś rozsądnie poukładać i zachować ten porządek
To może część kolekcji włożyć do eleganckich pudełek lub wiklinowych koszy? Nie będzie się na nie kurzyło i zyskasz ład bez wyrzucania i segregowania. :) Ja przywożę różne rzeczy z wyjazdów, przez 10 lat trochę się tego nazbierało, mały wycinek jest na półce, reszta w pudełku ze skarbami ;) Problem stanowią książki, których powoli nie mam gdzie trzymać i ostatnio musiałam się pogodzić z oddaniem niektórych. :/
ale ty masz porządek! wszystko poukładane, tylko ścieśnione. przy okazji – plastykowe misie z kręcącymi sie oczkami – teraz sobie przypominam, miałam takiego kiedyś :)))
OMG I love your dollhouse and your dolls!!!! <3 <3
thx, Giulia ;) welcome to my tiny world ;)
O-ja-cie. Miałam takie mebelki jak te w pokoju pod różową łazienką. Po prostu oko mi padło na zdjęcie i łzą wzruszenia zaszło :)
właśnie widzisz, że w tym pokoju pierdolnął piorun, a następnie przeleciało tornado ;) a potem przyszła Stefan z aparatem :))
kurcze jak to jest bałagan to u mnie jest wysypisko :(
ubrania stoją w kącie przy łazience co jest brudniejsza od tych na dworcach :P
stoją, bo są utytłane cementem :)
pięknie je urządziłaś, łazienka the best :)
no ale boże, Ty się budujesz-remontujesz przecież!
a u nas orgie z cementem skończyły się prawie rok temu, a syf jaki był – taki jest ;P
a w kwestii technicznej… zarejestrowałam się na takim tam, żeby mój avatar pojawiał się na blogach działających na silniku wordpressa i się pojawia na innych, a na Twoim nie. Masz pomysł dlaczego? Próbuję raz jeszcze wpisując adres mailowy i zobaczę. mozna uznac to za kom testowy.
ok. działa :)
działa, widzę Cię z fotką :))))
Zazie – domki cudne, moje marzenie – tylko jak się w takich domkach kurz usuwa? Bo ja chowam wszystkie ekspozycje (a za chwilę nieuleczalnie ustawiam nowe) właśnie z powodu kurzu. Wszystkie małe rzeczy mi się niszczą, nie idzie ich wyczyścić.
Pozdrawiam!
ścieranie kurzu – masakra. na sucho dokładnie nie wytrzesz, a na mokro robią się szare zacieki :((( ale mam jeden patent na podłogi z filcu – rolki samoprzylepne do czyszczenia ubrań (czy jak to sie tam nazywa) :)
Byłam w zeszłym roku z dzieciakami na wystawie w muzeum: XIX-wieczne domki dla lalek. Nie do opisania – całe kamienice w miniaturze. Twoje zbiory też oglądamy z Młodą z zachwytem. Same się nieraz bawimy (oklepane regały z IKEi w porywach zamieniają się w kilkukondygnacyjny apartament), ale gdzie tam nam do Ciebie.
reagały z ikei sa najlepsze na domki! dwie kamienice Burkhardtów zostały zrobione właśnie z ikeowych regałów, ale niestety juz ich nie produkują, co mnie oburza i zrozpacza! ;/
maja, gucio, kermit, sindbad, plaski mis:)))- wlasnie odbylam expresowy powrot do przeszlosci, jakies 30 lat temu; jedna z moich ulubionych zabaw w dziecinstwie bylo- wysypanie calej kolekcji gumowych stworow( takich jak Twoja maja i gucio) na lozko; mialam ich tak pewnie kolo setki; ktos zabieral jedno albo dwa kiedy ja mialam zamkniete oczy, oczy otwieralam i skanowalam swoja kolekcje, po paru sekundach juz wiedzialam kogo nie ma; moglam tak wiele razy, w ogole mnie to nie nudzilo
hhahahah! :)))) piękna Ta Twoja zabawa z dzieciństwa!!! :)) usmiałam się, musiało uroczo wyglądać ;)
miałam też Sindbada, wilka i zająca, świnię pigi… to były czasy! ;)))
Chciałabym tak moje urządzić, ale się już żaden lalkowy dom nie zmieści.
A poza tym taki życiowy misz masz oznacza że żyjesz. Tez tak mam, też się miotam. Bez miotania to kaplica.
moja Syd ma świętą cierpliwość do mnie, do lalek i tych domków, bo przecież mieszkanie nie jest z gumy, a ja głupia cały czas dorabiam nowe… :D
Wielkie WOW! za ko cha lam sie! :]
Chyba marzenie kazdej dziewczynki. Ja lubie takie rzeczy, ale mieszkajac za granica nie jak tego przechowywac.
Ja chce taka Lale! ;]
Nie wazne czy brunetka czy mietowka.
To wznosze toast – za lepsze dni Zazie przy czerwonym winie.
A nieporzadek musi byc aby nastal porzadek. Taka rownowaga we wszechswiecie :]
Buzia
och właśnie za granicą łatwiej o takie lale! kup koniecznie! :)))
A Twoje lalki są po prostu zayebiste, godzinami mogę się na nie gapić :). Razem z córą :). Jutro jak się obudzi na pewno pokażę jej foty z tego wpisu, będzie wniebowzięta :).
z tymi lalkami to dopiero początek na blogu ;) dziewczyny mnie trochę „wydały” z tymi zdjęciami, ale to dobrze, bo ileż można się ukrywać ;)
Zazie kochana, u mnie mieszanka. Mam męża, mam dom, dzieci (ba! syna i córkę!), koty, kwiatki na parapetach i pasje – góry, a jednocześnie totalną rozwałkę, bo oboje z chłopem pracujemy w domu. Życie prywatne przeplata się z pracą, już chyba nie ma między nimi granicy. Nauczyliśmy się wszyscy z tym żyć, dzieci cichną jak telefon dzwoni, bo wiedzą, że to być może klient, nikt nie narzeka jak gdzieś podczas górskiej wędrówki trzeba przysiąść na kamieniu by biznesową rozmowę przeprowadzić – ot taka specyfika pracy na własny rachunek. Ale wiesz co, nigdy nie zamieniłabym tego życia na inne, nie wyobrażam sobie pracy od-do, proszenia o urlopy, pracy na gong. Lubię siedzieć po nocach, lubię pracować w piżamie, lubię jak kot grzeje mi nogi podczas roboty, lubię sobie zjeść obiad wtedy gdy mam ochotę, lubię z dnia na dzień wyjechać w cholerę. Zabrać laptopa pod pachę (coby klienci ze skóry mnie nie obdarli) i ruszyć gdzieś wysoko, do jakiegoś schroniska. Udusiłabym się w schematach. Wolę swój kociokwik.
szczęściara. ja niby sama sobie Panią a jednak, dzień bez pobytu w pracy, dzień stracony.
Ale kociokwik jest. na razie się go trzymam. Prawie sąsiadko, sądząc z przekierowania.
Myśmy kiedyś u Joanki chyba na ten temat gadały – Ty z okolic Strzeszynka, czy cuś…? :) Poznań czy już nie? :)
dokładnie, gadałyśmy ale gdzieś w pamięci umknęła mi odpowiedź.
Bo ja chyba nie pisałam dokładnie gdzie mieszkam ;). Wiocha R., za K., w kierunki miasta Sz. ;).
poddaję się! nie wiem! ten rebus z miastami jest za trudny! ;P
Ej, no, to dla pyr rebus ;).
hehe rebus, ja mieszkam : wiocha P. w „zagłębiu kolejowym, tam gdzie kumulacja przejazdów kolejowych” między Szcz. a K. ,blisko ziomalko!
Kurna, nie wiem!
prawie K. ale bliżej Poznania, kojarzysz dwa przejazdy kolejowe, blisko siebie, wieczny korek? potem jest Strzeszynek. No to ja tam gdzieś:)))
Ha! Wiem! :))))
No ja niestety tak mam, że pracę wykonuję i w domu i poza domem i tego nie da się zmienić. Ale wymysliłam, że jak mnie już Lotto wypłaci te milyjony, które kiedys wygram, albo ukradnę gdzies ten pierwszy milijon, to sobie wytrzasne taką chałupe, że tam będzie i dom i biuro i spa i basen tak, żebym się mogła tam zgubić. Bo jak się ma M1 (w sensie u mnie) to sie mozna w dupsko ugryźć a nie być perfekcyjna panią domu. A tak w ogóle to nie jest jakas urban legend o tych perfekcyjnych?;) Yeti tez nikt nie widział… a niby gdzies tam jest ;p
przyznam, że trochę mi ulżyło, kiedy okazało się, że tefauenowska Perfekcyjna Pani Domu liże podłogi i poleruje krany w wynajętej do programu willi, a sama ma w domu panią do sprzątania ;P
Gdybym miała gdzie, zrobiłabym taki domek Młodej.
I sama się nim bawiła :D
Zaś ta dorosła część mnie patrzy i zastanawia się jak Ty na tym wszystkim kurz wycierasz? Przecież chyba bym się popłakała, gdybym miała każde z osobna wyczyścić.
i to jest kwintesencja tego bałaganu – KURZ.
aktualnie rozważam zasłonięcie wszystkich domków materiałem, żeby się tak straszliwie nie kurzyły…
szkoda mi trochę, bo uwielbiam na nie zerkać nawet wtedy, gdy się nimi nie bawię
szkło. szklane drzwiczki i już po kłopocie.
mamuśku moja jedyna, jak ja marzyłam o takim domku!!!! chociaż jedno pięterko…. z lalek mam tylko murzynkę tak około 60 letnią. zawsze wszystkie moje lalki były nagie, moja babcia szyła śliczne ciuszki, fartuszki a ja je rozbierałam. Taki lalkowy zboczek ze mnie był )) Wolałam samochody ale o domku marzyłam. Podziwiam Cię , naprawdę.
jako mała dziewczynka nie miałam domku dla lalek. ale za to wszystkie lalki strzygłam, przemalowywałam flamastrami i robiłam im zastrzyki z wody, ale prawdziwą igłą i strzykawką ;P
mogę się wyrazić? jakbym pokazała to mojej księżniczce, znaczy te fotki, to by się obs..ła.
ja też patrze na nie z fascynacją.
czasami ciężko się rozdzielić.
Pozdrawiam
najśmieszniejsze jest to, że ja dopiero teraz mam największą frajdę z lalek ;>
fantastyczna notka, jakoś lepiej mi się zrobiło :)
:))) ja też łagodnieję, patrząc na te plastikowe wytwory ;)
Jest coś w tych lalkach, nie wiem dokładnie co, ale coś jest. I to coś fajnego. Zielone płaskie misie, pamiętam, ale sama takiego nie miałam. Ze swojego dzieciństwa pamiętam natomiast dwa kotki w koszyku, które jak się wciskało to wydawały dźwięk trąbki. No i mam takiego samego mopsika, co stoi na półce nad łóżkiem Janinka. Póki co, tylko takiego :)
uuu, i tu mnie masz! dwa kotki w koszyku….? a myślałam, że kojarzę (prawie!) wszystkie zabawki z prl-u ;)))
Zazie…co jest takie…takie, że oglądam już trzeci raz i nieważne, że mi internet muli i się męczę w trakcie ładowania zdjęć przeokrutnie. pewnie obejrzę i raz czwarty. super! PS przypadkiem wpadłam dzisiaj w sieci na psu artykuł i od razu pomyślałam o (mo)psim problemie z poprzedniego posta. tak podrzucam, ot tak: http://szczesliwypies.blog.onet.pl/Pies-nie-moze-krzyczec-na-inny,2,ID499474124,n
dzięki za artykuł, przeczytałam :)
tam jest jedno kluczowe dla mnie zdanie na temat równowagi pomiędzy „socjalizowaniem psa” (czasem na siłę) a pozwalaniu mu na życie bez stresu (czyli respektowanie jego „osobistych” uwarunkowań i upodobań).
i w sumie dla mnie do tego się to sprowadza: na ile mam „dopasowywać” Miszura do świata, a na ile jednak starać się, żeby ten świat był dla niego jak najmniej „dokuczliwy”…
dzięki! ::))
cudne!!!
wiem :))) uwielbiam je!
Jestem tu u Ciebie od kilku dni, bo przywiało mnie wiadomo jakie zamieszanie i ciągle mnie zaskakujesz. Pozytywnie! :) No i właśnie znowu się okazuje, że nie należy oceniać książki po cudzej „recenzji”. Bo musisz wiedzieć, że przyszłam tutaj oburzona, zła i zniesmaczona, bo ktoś mi Ciebie tak przedstawił w mailu po tej aferze u Li. No szkoda gadać, w każdym razie zmieniłam zdanie o Tobie, a to najważniejsze! :)
żeby zdanie zmienić trzeba je mieć , tamto to było cudze zdanie . warto takie cudze zdanie obejrzeć ze wszystkich stron zanim się uzna za swoje .
lalki to raczej nie moje klimaty :-) ale zdając sobie sprawę ile czasu pochłania stworzenie takiego teatrzyku podziwiam
@KB: nie wiem, co o mnie mówią „na mieście” (tudzież w blogosferze), ale miło, że wpadłaś ;)
@ Adam: teatrzykowa manufaktura faktycznie czasochłonna, ale cudownie odstresowuje ;)
Zazie, jesteś najbardziej nietuzinkową i czarującą osobą jaką „znam” via net. W moim realnym codziennym otoczeniu niestety nie ma nikogo takiego, a ja czasem tęsknię za kimś zupełnie z innej planety niż my wszyscy… Nie zmieniaj się! :-)
eeetam takich lalkowych dziewczyn to znajdziesz w przynajmniej kilka tuzinów ;)))
Kocham Twoje lalki, Twoje domki i pokoiki! Kocham Twoje pasje i pozytywne obsesje :D
To było przepiękne popołudnie :)
I jak widzę już oficjalnie jestem Stefanem ;)
Stefanie, oto jesteś Stefanem :)
i dzięki Tobie oraz Malkamie w końcu objawiłam na blogu zawartość moich lalkowych półek :)))
co do bałaganu- podobno ciekawe kobiety zawsze mają chaos w domu ;) ja już od trzech dni jeżdżę na szmacie i nic. jeżdżę także z odkurzaczem i mopem za moim precelkowym psem, a on się sierści, sierści, sierści… cud, że jeszcze nie wyłysiał. pozdrawiam i całuję całą ferajnę :*
Warto w takim wypadku spróbować oleju z łososia jako suplementu diety dla psiaka.
potwierdzam Omega 3 czyni cuda z psią sierścią. i jeszcze kropelki z biotyną ;)
ooo, zastosujemy, spróbujemy, dziękujemy za podpowiedzi. tylko tak się zastanawiam jak taki tranik podać mojemu skunksowi, chyba najlepiej w kapsułkach na szyneczce, bo w formie płynnej raczej odmówi.
Małe sprostowanie. Olej z łososia, to nie jest tran. Tran jest olejem z wątroby dorsza, a to jest bardzo duża różnica :) Olej z łososia, tak jak wspomniała Zazie jest źródłem kwasów Omega 3, natomiast tran stosuje się głównie, jako źródło witaminy D. Olej najlepiej kupić w dobrym sklepie zoologicznym w postaci płynnej, ponieważ oleje z apteki zawierają dodatkowe składniki i w nadmiarze mogą być szkodliwe dla zwierząt. Ponadto oleje w kapsułkach są znacznie droższe, no i jak wycisnąć z kapsułek np. łyżeczkę oleju dziennie? Można, ale to trochę bez sensu.
Co do podawania, to niektóre zwierzaki bardzo lubią ten olej i chętnie go spożywają wraz z posiłkiem, a nawet same zlizują jak poda się im na łyżeczce. Są też takie, które przypuszczam, że ze względu na jego intensywny zapach, tego oleju nie znoszą :) Wówczas, najlepiej nabrać do strzykawki zalecaną ilość, i podać bezpośrednio do pyszczka. Olej może być stałym dodatkiem do diety (a nawet powinien). Najlepiej zapytać wujka google i wszystko się przejaśni :)
okok, dzięki, ale generalnie produkty pochodzące od ryb zawierają omega3. nieważne, myślałam o preparacie z apteki, bo słabo orientuję się w rynku zoologicznym, ale skoro istnieją odpowiedniki dla zwierząt to pewnie się zaopatrzę. Mój pies ma wysublimowane podniebienie, ale myślę, że łososiem nie pogardzi :)
chciałabym taką peppermintkę. nosiłabym ją w torebce. znam z widzenia takiego pana (z autobusu), co zawsze ma miśka za pazuchą.
czyli co: powiedzmy to wprost – radzisz mi, żeby zacząć zbierać na peppermintkę, prawda? :) [say yes!]
patrzyłam też na inne i peppermintka zdecydowaną faworytą mą jest również. tylko chyba ja bym jej zrobiła tego kastomajza na twarz, co by z cery tłustej zeszła na matt, bo się strasznie świeci. ale Ty już będziesz wiedzieć co i jak, bo pomogłaś czekoladowej :)
mówię TAK! choć tanie te cudeńka nie są!
kamienica rodu von Burkhardtów – prawdziwe cudeńko. poproszę więcej zdjeć, ze wszystkim małymi detalami.
ps. w Edynburgu jest Muzeum Dzieciństwa, lalki też mają, podobały by Ci się;)
jak tylko się oswobodzę z sideł copywritingowych dedlajnów to zamierzam popodglądać nieco wnikliwiej życie Burkhardtów ;)
Bruno Schulz mi pomachał.
prawdziwymi rasowymi manekinami są jednak „wielkoformatowe” dollfie, do których jeszcze mi daleko, choć czasem nieco tęskno ;)
Te płaskie misie na półce z laleczkami kokeshi – miał chyba je każdy. Serducho zadrgało, kiedy je zobaczyłam. Miałyśmy z siostrą takie, ja brązowego, a siostra ceglastego. Nie pamiętam, żebyśmy się nimi bawiły (nie pamiętam jak wyglądały te zabawy), pamiętam je na naszej półce z zabawkami z dzieciństwa….
Piesek harmonijkowy też mi wygląda znajomo…. I jeszcze przypomniała mi się kurka, która znosiła żółte jajeczka po naciśnięciu. :)
ja marzę jeszcze o takiej myszce Miki na batucie, która fikała koziołki po naciśnięciu przycisku! uwielbiałam ją jako dziecko :)))
mialam Miki na batucie a poniewaz moja matka to typowy patologiczny chomik, ktory nim cos wyrzuci pietnascie razy cos obejrzy zeby jednak zdecydowac, ze zostaje to nie wykluczone a wlasciwie pewne, ze w jej piwnicy sa wszystkie moje zabawki- wiec gdyby kiedys postanowila posprzatac to rezerwuje ja dla Ciebie:)
Skrajny pedantyzm jest obajwem choroby psychicznej. Tak to sobie tłumaczę, inaczej musiałabym sfiksować w moim nieogarniętym życiu i domu. Nie przejmuj się takimi drobiazgami. Żyj tu i teraz , chwila , a nie trać czasu na durne bieganie ze ścierą. Jest dobrze i pięknie u Ciebie :)
do biegania ze ścierą jeszcze mi daleko! ;P póki co chciałabym oduczyć się odruchu przesuwania stert rzeczy NOGĄ oraz zgarniania ręką bałaganu ze stołu na podłogę :)
Ja należę do tych poukładanych , ale tyko na zewnątrz , niestety.
Piękny ten świat lalek, a one same mega urocze
myślę, że zewnętrzne poukładanie bardzo ułatwi i usprawnia życie, niezależnie od chaosu wewnątrz ;)
Rewelka! Wszystko razem i każde z osobna!
Czy mogę jedno zdjęcie sobie zapisać na dysku i w ramach tapety wykorzystywać(dla celów niekomercyjnych)?
co prawda autorkami zdjęć Zazowego Bałaganu są Honorata i Malkama, to myślę, że nie będą miały nic przeciwko ;)
jakiego bałaganu? ;] cudnego świata!
och, na zdjęciach nie widać kurzu ;P
kurz to po prostu ciut mniej błyszczący brokat:]